Wspomnienia Tadeusza Błachno: „Krzyżyk już na mnie postawili, ale się nie dałem „
30 grudnia 2015, 14:10 | Autor: RyanWidzew w latach swej największej świetności miał w kadrze wielkich piłkarzy. Nazwiska Zbigniewa Bońka, Wiesława Wragi, ŚP. Włodzimierza Smolarka i innych można wymieniać jednym tchem. Wśród nich był też gracz pozostający nieco w cieniu największych gwiazd. Tak pisał o Tadeuszu Błachno – bo o nim mowa – Marek Wawrzynowski, autor książki „Wielki Widzew”.
Błachno grał przy ówczesnej Armii Czerwonej 80 w latach 1973-1980, z rocznym epizodem w Hutniku Kraków. Występował na pozycji defensywnego pomocnika. Grywał w europejskich pucharach, eliminując z rozgrywek oba Manchestery. To ciekawa postać, która obecnie zmaga się z tzw. prozą życia. Mieszka w rodzinnym Krakowie, a niedawno podzielił się niezwykle interesującymi wspomnieniami Pawłowi Muzyce na łamach „Onetu”.
Zwierzenia ikony Widzewa lat 70 są tak wciągające, że nie sposób wybrać najciekawszych fragmentów. Prezentujemy więc jeden, zapraszając do lektury całego artykułu. „Za to do ŁKS-u miałem szczęście, trochę goli nastrzelałem. Dwa w pamiętnych derbach w 1975, zaraz po awansie Widzewa do pierwszej ligi. Wygraliśmy 2:1 na wyjeździe, pełny stadion ludzi. Dziuba, ten obrońca, to mnie do końca życia zapamięta. Tomaszewskiego też prowokowałem od początku. Nie lubiłem go, bo był kapryśny i zarozumiały. Nerwus. Na idola się kreował, więc się go zawsze chciało zniszczyć. Przed derbami o flaszkę koniaku żeśmy się założyli, że strzelę mu karnego. Nie powiem, nogi mi się trzęsły. Przeciągałem jak mogłem, żeby się tylko uspokoić, ale się udało.
Później przez pięć lat tę flaszkę był mi winny. Co jechałem na ŁKS, to się upominałem. Aż dostarczył, przez posłańca”.
Przeczytaj cały artykuł ze wspomnieniami Tadeusza Błachno