Więzadła, kolano, „dwójka” – co u kontuzjowanych?
29 maja 2016, 10:22 | Autor: RyanWiosną w drużynie Widzewa nie ustaje rywalizacja. Nie tylko o miejsce w wyjściowym składzie. Walka trwa nawet o powołanie do meczowej osiemnastki. Rotacja mogłaby być jeszcze większa, ale siedmiu piłkarzy Marcina Płuski leczy obecnie kontuzje. Sprawdziliśmy, co u nich słychać.
Najdłużej wyłączonym z gry zawodnikiem jest Daniel Maczurek. Rosły stoper zerwał więzadła krzyżowe i poboczne jeszcze w zeszłym roku, w spotkaniu ze Zjednoczonymi Stryków. Później długo czekał na operację, aż pod koniec stycznia poszedł pod nóż. „Przechodzę rehabilitację, ale nie mogę usiedzieć na miejscu. Dlatego zaproponowałem trenerowi Płusce, że pomogę mu jako nieformalny asystent” – mówi nam Maczurek. Rzeczywiście, przez niemal całą rundę w protokole meczowym wpisane jest nazwisko zawodnika, jako drugiego trenera. „Sam na boisko nie mam co wracać. Drużynie przecież dobrze idzie, a ja mam niezłą fuchę” – śmieje się były gracz WKS Wieluń. „Mówiąc poważnie, to do zdrowia powinienem wrócić pod koniec lipca. Zobaczymy czy się uda” – dodaje.
Niemałego pecha, od przyjścia do Widzewa, ma także kompan Maczurka z Wielunia – Łukasz Fornalczyk. Lewy obrońca na początku sezonu zwichnął bark i pauzował do końca rundy jesiennej. Zimą, gdy doszedł do zdrowia, zamierzał walczyć o miejsce w składzie, ale w sparingu z Lechią Tomaszów Mazowiecki sam zerwał więzadła. Jak sobie radzi? „Przez sześć tygodni po operacji w zasadzie ćwiczyłem samodzielnie. Teraz pracujemy z rehabilitantką razem z Sebastianem Zielenieckim. Byłem niedawno na kontroli lekarskiej i więzadło trzyma właściwie. Teraz tylko wzmacniać mięsień” – powiedział WTM. Powrót na boisko tak prędko jednak nie nastąpi. „Niestety po zerwaniu więzadeł krzyżowych pauzuje się ok. sześciu miesięcy. Planuje wrócić na boisko dopiero w październiku. Runda będzie się już kończyła, więc w ligowej walce zobaczycie mnie dopiero wiosną 2017 roku” – martwi się Fornalczyk.
W dużo lepszej sytuacji od „Fornala” jest przywołany przez niego Zieleniecki. Były stoper włoskiego Cremonese również spodziewał się najgorszego, ale już na stole operacyjnym okazało się, że nie doszło do całkowitego zerwania więzadeł. Dzięki temu rehabilitacja potrwa krócej. „Nie mogę się już doczekać powrotu do gry. Chodzą mi nawet po głowie takie myśli, żeby jeszcze w tej rundzie pojawić się na boisku choćby na kilka minut” – wyrywa się wychowanek łódzkiego SMS. „Na razie zacząłem biegać, ale nie mogę jeszcze uczestniczyć w ćwiczeniach z zespołem. Oglądam kolegów z boku, w treningach i meczach ligowych. Szykujcie się, bo niedługo wracam!” – zapowiada z optymizmem „Zielu”. W Widzewie także z niecierpliwością czekają na utalentowanego obrońcę. Marcin Ferdzyn postanowił nawet przedłużyć umowę z Zielenieckim, mimo jego absencji. „Bardzo dziękuję Widzewowi za ten gest. To pokazuje, w jakim klubie jestem” – mówił nam jakiś czas temu.
Nieco inny typ kontuzji z gry wyeliminował Kamila Bartosiewicza. Skrzydłowy naderwał mięsień dwugłowy i prawdopodobnie w tym sezonie już nie wystąpi. „Leczenie idzie w dobrym kierunku, ale szanse na powrót do gry w tej rundzie oceniam na minimalne. Nawet jak mięsień się zagoi, to i tak wolałbym ze spokojem poczekać do następnego sezonu. Z mięśniami tak jest, że nie można za wcześnie wracać na boisko. Będę jeszcze o tym rozmawiał z trenerem Płuską” – oceniał swoją sytuację w rozmowie z WTM.
Wkrótce do treningów powinien wrócić natomiast Tomas Pochyba. Pomocnik ze Słowacji rzadko wchodzi na boisko, ale i jego los nie oszczędził. Po kilkunastu minutach gry przeciwko LKS Rosanów widzewiak podkręcił staw skokowy i wypadł ze składu. „Obecnie przebywam w domu, na Słowacji. Przechodzę rehabilitację kostki. Wciąż jest opuchnięta, dlatego nie mogę jeszcze wyjść na boisko. Pozostaje mi basen oraz jazda na rowerku” – zdradził nam Pochyba. „W poniedziałek wracam do Łodzi i będę wyczekiwał możliwości wyjścia na trening” – dodał.
Ostatni pod skalpel poszedł Konrad Reszka. Młody bramkarz był operowany tak późno, bo do końca liczono, że uda się wyleczyć go metodami farmakologicznymi. Gdy okazało się, że to nie wystarczy, ustalono termin zabiegu. Reszka czuje się już dobrze i w środę obserwował grę Widzewa ze Zjednoczonymi. Stał z resztą kontuzjowanych kolegów w specjalnej szynie, usztywniającej staw kolanowy. „Za tydzień zaczynam proces rehabilitacji. Myślę, że za półtora miesiąca powinienem wrócić do normalnych treningów. Będę więc do dyspozycji trenera na początku okresu przygotowawczego do nowego sezonu” – mówi nam.
Z przykrą kontuzją zmaga się także Kamil Wielgus, który formalnie wciąż jest członkiem pierwszej drużyny, ale wiosenne mecze rozgrywał w zespole juniorów starszych. W jednym z nich, w starciu z rywalem, pechowo upadł i złamał nogę. „Już niedługo w końcu zdejmą mi gips i jeśli kość będzie dobrze zrośnięta, pomału będę mógł wracać do treningu. Czy zagram jeszcze w tym sezonie? Gdyby chłopaki wywalczyli baraże o awans do Centralnej Ligi Juniorów, to może w czerwcu udałoby mi się im pomóc. Na ten moment jednak ciężko wyrokować, jakie są szanse” – martwi się Wielgus.
Bartosiewicz, Pochyba, Reszka i Zieleniecki będą mogli rozpocząć pod okiem Płuski przygotowania do sezonu 2016/2017. Wielgus też, ale ciężko przypuszczać, że uda mu się przebić do składu i raczej będzie lawirował między pierwszym zespołem a rezerwami. Przyszłość Maczurka i Fornalczyka jest jeszcze trudniejsza do przewidzenia. Pierwszy do gry gotowy będzie dopiero na początku rozgrywek, a drugi pod koniec rundy. Czy będą w stanie włączyć się do rywalizacji? Na razie niech cała siódemka wróci do zdrowia. Czego gorąco im życzymy!