Widzew ponownie oszukany! Analiza w TV nie pozostawia złudzeń (video)

3 marca 2024, 10:27 | Autor:

Kończący się tydzień był istnym koszmarem dla drużyny Widzewa, jeśli chodzi o pracę sędziów w jego meczach. Najpierw przez błąd arbitra łodzianie pożegnali się z Pucharem Polski, a trzy dni później oszukano ich w ligowym meczu ze Śląskiem. Potwierdzają to analizy telewizyjne.

Wydawało się, że błąd Damiana Kosa z końcówki spotkania z Wisłą Kraków to już szczyt kontrowersji, tymczasem w sobotnim starciu we Wrocławiu wcale nie było pod tym względem lepiej. Początek zawodów dawał nadzieję, że tym razem po boisku biega rozjemca potrafiący sprawnie nimi zarządzać. Bartosz Frankowski nie miał choćby skrupułów, gdy już w 3. minucie ukarał Alena Mustaficia za zagranie piłki ręką, czy w trakcie trwania pierwszej połowy pokazał żółtą kartkę jednemu z gospodarzy znajdującemu się na ławce rezerwowych. Tuż przed przerwą wyraźnie na korzyść widzewiaków zadziałał też VAR, najpierw nie dopatrując się nieprzepisowego zagrania ręką przez Mateusza Żyrę, a po chwili anulując gola Mustaficia. Nie zrobiono jednak łodzianom żadnej łaski, bo powtórki jasno pokazały, że podający Piotr Samiec-Talar był na pozycji spalonej.

Kuriozalne decyzje sędziów pojawiły się w drugiej połowie. Zaczęło się od wyjścia Rafała Gikiewicza na środek pola karnego, gdzie bramkarz nieudolnie piąstkował dośrodkowaną piłką. Gdy ta znalazła się już za nim, a także Aleksem Petkowem, obrońca wrocławian zderzył się w powietrzu z widzewiakiem, będąc przez niego delikatnie dotkniętym. Obudziło to w Bułgarze talent aktorski, bo stoper zaczął zwijać się z bólu, jak gdyby „Giki” uderzył go co najmniej pięciokilowym młotkiem w głowę. Na ten teatr nie mieli prawa nabrać się arbitrzy, tymczasem Frankowski zaraz po zakończeniu akcji (lecącą do bramki piłkę na róg wybił Serafin Szota) wskazał na 11. metr, a następnie VAR podtrzymał jego interpretację! Zdziwiony golkiper obejrzał jeszcze żółtą kartkę, a za moment wyciągał piłkę z siatki po precyzyjnym strzale Matiasa Nahuela.

Świadkami jeszcze większego absurdu byliśmy w 78. minucie. Nahuel ruszył do prostopadłego podania za linię obrony i wydawało się, że jest na ewidentnym spalonym. Gra została jednak słusznie kontynuowana, Hiszpan minął Gikiewicza i trafił z bliska na 2:0. Natychmiast zasygnalizowany został jednak offside, a powtórki telewizyjne potwierdzały decyzję asystentki Pauliny Baranowskiej. Przynajmniej tak się wydawało, bo po analizie VAR sędzia główny pokazał na środek boiska, dając tym samym znać, że pomocnik Śląska zdobył prawidłowego gola, unikając pułapki ofsajdowej. Natychmiast w sieci pojawiły się jednak obrazki pokazujące moment podania do Nahuela, w którym jest on wyraźnie przed linią obrony Widzewa. Jak to możliwe, że sędziowie podczas analizy wideo źle narysowali linię spalonego?!

W ostatnich minutach spotkania goście rzucili się do ataku i w doliczonym czasie gry strzelili kontaktową bramkę po skutecznej główce Imada Rondicia. Po końcowym gwizdku mogli mieć wielkie poczucie niesprawiedliwości, bo w odstępie trzech dni dwukrotnie pozbawiono ich korzystnych rezultatów przez sędziowskie pomyłki. Nic więc dziwnego, że w szatni upust swoim emocjom dał w imieniu zespołu kapitan Bartłomiej Pawłowski, publikując na „X” pretensje odnośnie pracy rozjemców.

Pawłowski ostro po meczu: „Na cholerę ten cały VAR?”

Kilka godzin po zakończeniu spotkania jego kluczowe fragmenty omawiane były w programie „Liga +” w stacji Canal + Sport. Będący stałym ekspertem telewizyjnym Adam Lyczmański ma zabrać głos w niedzielnej „Lidze + Extra”, ale zdradzono już, że jego zdaniem starcie Gikiewicza z Petkowem można uznać za faul. Jednak w przypadku drugiego gola drużyny Jacka Magiera, ewidentnie udowodniono, że piłkarz był na pozycji spalonej. W analizie telewizyjnej widać, że przy prawidłowo narysowanej linii Nahuel jest nieznacznie wychylony w stosunku do ostatniego obrońcy RTS, którym w tym momencie był Luis Silva. Pytanie, dlaczego podczas rozpatrywania tej akcji w trakcie meczu VAR narysował tak grubą linię spalonego, która całkowicie wypaczyła obraz i wpłynęła na uznanie bramki, na razie pozostaje bez odpowiedzi.

W sobotnim pojedynku miała miejsce jeszcze jedna kontrowersja. Chodzi o walkę o piłkę w polu karnym rywala w wykonaniu Jordiego Sancheza i wspomnianego wcześniej Petkowa. Napastnik był ewidentnie pozbawiony możliwości oddania strzału, ponieważ został pociągnięty za koszulkę. W tym momencie ani Frankowski, ani VAR, nie dopatrzyli się żadnego złamania przepisów. Miejmy nadzieję, że i tą sprawą zajmie się dziś wieczorem ekspert Lyczmański.

Pikanterii dodaje fakt, że w obu spotkaniach w wozie VAR rolę pierwszego sędziego pełnił ten sam arbiter, czyli Daniel Stefański.

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x