Widzew Łódź – Lechia Tomaszów Mazowiecki 0:0

Dwóch rannych, ale brak zabitego w spotkaniu na szczycie III ligi. Nie brakowało walki, zaangażowania, determinacji i okazji strzeleckich, ale zabrakło najważniejszego – goli. Odwołujemy fetę i po awans jedziemy do Ostródy!

Do tego kluczowego starcia Franciszek Smuda przystąpił z aż trzema zmianami w wyjściowym składzie. Z powodu kontuzji nie mógł skorzystać z Bartłomieja Niedzieli, ale sztabowi medycznemu udało się doprowadzić do gry Dario Kristo. Do jedenastki wrócił z kolei Kacper Falon, a na ławce rezerwowych oprócz Michała Millera usiedli m.in. Daniel Mąka, Marcin Pieńkowski czy dawno niewidziany Daniel Świderski.

Zgodnie z obawami, początek meczu nie wyglądał najlepiej w wykonaniu gospodarzy. Stawka pojedynku sprawiła, że byli oni nieco „elektryczni” i jako pierwsi do sytuacji strzeleckich doszli lechiści. Dwukrotnie niecelnie uderzał Jakub Rozwandowicz, a Maciej Humerski wyłapał główkę Tomasza Płonki. Później spotkanie zrobiło się rwane i mocno przypominało zeszłoroczne Derby Łodzi, w których Widzew także długo nie mógł wyzwolić się spod ciężaru oczekiwań kibiców.

Pierwszą bramkową okazję mieliśmy dopiero w 37. minucie. Do zgranej na środek pola karnego piłki doskoczył Kacper Falon, strzelając ekwilibrystycznie z woleja. Lecącą pod poprzeczkę futbolówkę zdołał jednak odbić Mateusz Awdziewicz! Publiczność przy Piłsudskiego liczyła, że ta sytuacja doda widzewiakom skrzydeł, ale kilka minut później to tomaszowianie mieli swoją szansę. Zbyt łatwo Marcinowi Mireckiemu dał się ograć Kozłowski, ale dobrze zachował się Humerski.

W doliczonym czasie gry serca kibicom zadrżały po raz kolejny. Płonka wyprzedził Radosława Sylwestrzaka w biegowym pojedynku i gdy znalazł się już w polu karnym, został podcięty przez goniącego go stopera. Na szczęście dla miejscowych sędzia Łukasz Kuźma nie użył gwizdka, choć zdaje się, że absolutnie powinien był to zrobić. Był to ostatni ważny akcent przed zejściem piłkarzy na przerwę.

Na drugą połowę czerwono-biało-czerwoni wyszli w zmienionym składzie. Miejsce aktywnego Falona, nie wiedzieć czemu, zajął Pieńkowski, ale pierwsze fragmenty wyglądały lepiej. Zespół Smudy zaczął więcej grać piłką – po dośrodkowaniu Zuziaka piłki nie sięgnął jednak osamotniony Robert Demjan. Później nastąpiły dwa momenty, po których „Serce Łodzi” wstrzymało oddech. Najpierw doskonałej okazji nie wykorzystał Rozwandowicz, a kilkadziesiąt sekund później jeszcze lepiej Mirecki. To był ostatni dzwonek ostrzegawczy!

Po tych dwóch wydarzeniach łodzianie faktycznie zabrali się do pracy. Pojawiło się więcej akcji bokami, a dośrodkowania z tych sektorów boiska co i rusz przecinały pole karne tomaszowian. Brakowało jednak strzałów. Niecelne główka rezerwowego Pieńkowskiego to było za mało! W 72. minucie tą częścią ciała próbował też odkurzony przez Franciszka Smudę Świderski, ale on również nieco się pomylił.

Na osiem minut przed końcem regulaminowego czasu gry znów wykazać musiał się Humerski. Błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił Sebastian Zieleniecki, a golkipera RTS próbował zaskoczyć najlepszy wśród przyjezdnych Mirecki. Więcej klarownych sytuacji już w tym spotkaniu nie było. Widzew wraca na fotel lidera, ale o awansie zadecyduje ostatni mecz!

Widzew Łódź – Lechia Tomaszów Mazowiecki 0:0

Widzew:
Humerski – Kozłowski, Sylwestrzak, Zieleniecki, Pigiel – Michalski, Kazimierowicz (58′ Świderski), Kristo (75′ Miller), Zuziak (64′ Mąka) – Falon (46′ Pieńkowski), Demjan

Rezerwowi: Małkowski – Kostkowski, Stanek

Lechia:
Awdziewicz – Jakubczyk, Cyran, Żytek, Tlaga – Bocian, Szymczak (90′ Lewiński)– Rozwandowicz (71′ Kieplin), Golański, Mirecki (85′ Kornacki) – Płonka (75′ Magdoń)

Rezerwowi: Al-Ani – Przedbora, Olszewski

Żółte kartki: Miller – Tlaga, Cholewiński (na ławce)

Sędzia: Łukasz Kuźma (Białystok)

Widzów: