Widzew Łódź – Lech Poznań (20.10.2006)

13 lutego 2010, 23:05 | Autor:

Viva Widzew! Widzew-Lech 3:2! To był hit. Tak zatytułował swój artykuł Przegląd Sportowy po meczu tych drużyn w jesiennej rundzie rozgrywek polskiej ekstraklasy, który odbył się w piątek 20.10.2006r. na stadionie Widzewa w Łodzi. Rzeczywiście to był absolutnie fantastyczny mecz, który przywoływał najpiękniejsze wspomnienia i trzymał w napięciu wszystkich kibiców do ostatnich sekund.

Silne emocje, stany od euforii do niepewności a przy tym szybka oraz interesująca gra piłkarzy a także niezapomniany pojedynek na doping i oprawę meczową kibiców obydwu drużyn zadecydowały, że to spotkanie uznano najlepszym spektaklem całej jesiennej rundy rozgrywek. Na mecz przybyło ok. 12 tys. kibiców a w tej grupie znalazło się ok. 2 tys. sympatyków Lecha Poznań, co niewątpliwie przyczyniło się do znaczącego uatrakcyjnienia spotkania. Takiego ścisku na trybunach nie było nawet w rozegranym tydzień później meczu z Legią W-wa. Konfrontacje Widzewa z Lechem zawsze były ciekawe, ale ostatnimi laty zrobiły się już super ciekawe i to daje podstawę do wypowiedzenia tezy, że pojawił się nowy, łódzko-poznański klasyk w polskiej lidze. Gdyby chcieć krótko opowiedzieć o tym, co wydarzyło się na boisku to trzeba by to określić w następujący sposób. Widzew zagrał bajeczną I połowę, wygrał ją 2:0 a Lech został zmiażdżony i zepchnięty do rozpaczliwej obrony. Po przerwie piłkarzom Widzewa w 60 minucie zaczęło brakować sił i Lech z każdą chwilą nabierał wiatru w żagle, doprowadzając do wyrównania. Błąd w poznańskiej obronie zadecydował o bramce, która przechyliła w końcówce szalę zwycięstwa na korzyść łodzian. Taki opis nie oddawałby jednak całej dramaturgii meczu toteż trzeba przybliżyć go bardziej szczegółowo.

Zanim jednak rozpoczęła się gra, kibice Widzewa pokazali dwuczęściową prezentacją. Wchodząc na murawę piłkarze prowadzeni przez sędziego widzieli podniesioną, namalowaną kurtynę, która obrazowała widzewskich zawodników podbiegających do trybuny „Pod Zegarem” (na tle flagi Robotnicze Towarzystwo Sportowe) z okrzykiem „Kto wygrał mecz”. Kurtyna gwałtownie się opuściła i ukazał się napis „Widzew” na okazjonalnej sektorówce w asyście srebrnych folii i różnego rodzaju pirotechniki. Być może to tak zdopingowało Widzewiaków, że już w 2 minucie podopieczni Michała Probierza objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu Jakuba Wawrzyniaka z rzutu wolnego, w polu karnym najwyżej wyskoczył Bartłomiej Konieczny i uderzeniem głową posłał futbolówkę w okienko bramki gości. Na trybunach zapanowała przeogromna radość. Dziesięć minut później lechici oddali pierwszy groźny strzał. Potężnym uderzeniem z piętnastu metrów popisał się Piotr Reiss, ale obronił Bartosz Fabiniak. Dobijać próbował jeszcze Jakub Wilk, ale piłkę z nogi zdjął mu Łukasz Broź. W 14 minucie Widzew powinien prowadzić już 2:0. Z lewej strony wpadł w pole karne Stefano Napoleoni, mijając po drodze trzech obrońców. Włoch wyłożył piłkę na szósty metr Krzysztofowi Sokalskiemu, który jednak posłał ją ponad bramką Lecha. Co się odwlecze to nie uciecze. Już osiem minut po tej sytuacji (22 min.) było 2:0. Adrian Budka wrzucił futbolówkę z autu w pole karne, tam wyskoczył do niej Grzelak wraz z Drzymontem. Widzewiak przegrał ten pojedynek, ale do wybitej na małą odległość piłki dopadł Stefano Napoleoni i mocnym uderzeniem umieścił ją w bramce. Kibice w szale radości zaczęli skakać jeden na drugiego, żywiołowo krzyczeć, wymachiwać barwami. Jeszcze do dziś przypomina się fantastyczny doping całej łódzkiej, ubarwionej szalikami widowni „Tylko Łódzki Widzew, w Naszych Sercach ON… La La La La La La La La La Tylko Łódzki Widzew, w Naszych Sercach On” czy „Łódzki Widzew, Łódzki Widzew, hej, hej… Łódzki Widzew, Łódzki Widzew, hej, hej”. Po chwili Włoch popisał się świetnym podaniem do Sokalskiego, który próbował wygrać pojedynek biegowy z Bartoszem Bosackim, ale reprezentant Polski poradził sobie z młodym napastnikiem. W 34 minucie Budka zagrał piłkę po ziemi z prawej strony. Minęła ona adresata – Krzysztofa Sokalskiego i dotarła do ustawionego po drugiej stronie pola karnego Napoleoniego, który bez chwili namysłu oddał strzał, niestety okazał się on minimalnie niecelny. Dwie minuty później Budka znowu podawał, lecz tym razem futoblówka trafiła do Grzelaka, który przełożył sobie ją na drugą nogę i huknął w stronę bramki Kotorowskiego. Golkipera Lecha z opresji wybawił słupek, od którego piłka się odbiła. W 39 minucie Budka, tym razem ustawiony na środku, wyłożył futbolówkę Kłosowi, który z dwudziestu pięciu metrów uderzył mocno, ale niecelnie. Na przerwę piłkarze Widzewa schodzili w doskonałych humorach, przy dwubramkowym prowadzeniu. Kibice Lecha jak na dwa tysiące osób prowadzili w tej połowie słaby doping, jakby źle skoordynowany. Usprawiedliwiać mógł ich tylko wynik oraz gra ich ulubieńców, którzy jako zdecydowani faworyci, zawodzili na całej linii. W tej odsłonie zaprezentowali namalowaną sektorówkę z postacią kibica-ultrasa w otoczeniu niebieskich i białych chorągiewek oraz podświetlili to stroboskopami. Nastąpiła przerwa i podobnie jak w barażowym meczu o pierwszą ligę z Odrą Wodzisław w 2005r. kibice Widzewa przedstawili jeszcze większe niż na tamtym meczu flagowisko (tym razem już na dwóch trybunach – „Pod Masztami i Pod Zegarem”). Do setek dużych flag dołączono mniejsze, wyjęto mnóstwo kolorowych transparentów i podświetlono taki arsenał racami i stroboskopami. Jak po meczu stwierdzili kibice Lecha był to „kosmiczny” pokaz.

Po przerwie widowisko nie straciło na atrakcyjności. Pierwszą groźną akcję w tej odsłonie przeprowadzili lechici. Po wrzutce z prawej strony, uderzenie z pięciu metrów oddał Piotr Reiss, ale Fabiniak fantastycznie obronił. Zresztą nawet, gdyby padła bramka, nie została by ona uznana, bo napastnik Lecha był na spalonym. W 59 minucie sfaulowany został wbiegający w pole karne Piotr Kuklis. Rzut wolny egzekwował Jakub Wawrzyniak, który huknął jak z armaty. Lecąca futbolówka odbiła się od jednego ze stojących w murze lechitów, zmieniła tor lotu i trafiła w słupek. W kolejnych minutach przewagę uzyskali goście i szybko skończyło się to stratą dwóch bramek. Najpierw w 61 minucie minimalnie przestrzelił Zbigniew Zakrzewski. Chwilę potem, po centrze Wilka, w poprzeczkę trafił Marcin Wasilewski. Kolejny strzał był już celny. W 64 minucie Reiss zauważył niepilnowanego Quinterosa i zagrał do niego. Peruwiańczyk nie zmarnował tej okazji i posłał piłkę po ziemi, prosto do siatki. Ta bramka wyraźnie podcięła skrzydła naszym zawodnikom. Natomiast lechici ruszyli do przodu i stwarzali kolejne groźne sytuacje. W 73 minucie indywidualną akcję przeprowadził Przemysław Pitry, który wymienił piłkę przed polem karnym z Marcinem Kikutem, po czym oddał strzał po ziemi, obroniony przez Fabiniaka. Remis padł już w kolejnej sytuacji. Kikut w 74 minucie zagrał piłkę na głowę do Reissa, a ten takich sytuacji nie zwykł marnować i piłka ugrzęzła w siatce. W 79 minucie Reiss wypuścił Pitrego, który wpadł w pole karne z prawej strony i oddał strzał w długi róg. Na szczęście futbolówka minęła o metr bramkę bronioną przez Fabiniaka. Gdy wydawało się, że lechici mają już Widzew na widelcu, to łódzki zespół znowu zadał cios. Budka w 81 minucie zagrał w pole karne, a tam Sokalski uprzedził golkipera i posłał futbolówkę do siatki, wyprowadzając łodzian znowu na prowadzenie. W tym momencie na trybunach zapanowała wręcz gigantyczna radość, granicząca z histerią. Ludzie do końca meczu dopingowali jak w amoku i chyba nigdy już nie zapomną tych chwil. W kolejnych minutach więcej emocji wiązało się z sędziowaniem niż z grą. Najpierw arbiter pokazał żółtą kartkę Fabiniakowi za wstrzymywanie gry, choć golkiper Widzewa czekał po prostu na przeprowadzenie zasygnalizowanej wcześniej zmiany. Chwilę potem arbiter nie zauważył faulu na bramkarzu w polu bramkowym. Ostatnie sekundy mogły zatem przyprawić niejednego kibica o palpitacje serca. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Widzew dowiózł prowadzenie do końca i mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Piłkarze łódzcy podziękowali wszystkim kibicom za stworzoną atmosferę (tym z Poznania też, za co otrzymali oklaski) i tradycyjnie podbiegli do widzewskich trybun z okrzykiem „Kto wygrał mecz”, słysząc w odpowiedzi Widzew, Widzew, Widzew (prorocza była oprawa kibiców Widzewa na początku spotkania). Fani Widzewa opuszczali trybuny szczęśliwi. Atmosfera meczu przebiegała z poszanowaniem kibiców i piłkarzy obydwu rywalizujących ze sobą klubów, toteż miało to również niebagatelny wpływ na końcową, zachwycającą ocenę tego spektaklu. W tej połowie a już na pewno od 60 minuty meczu kibice Lecha wreszcie pokazali, na co ich stać. Wykorzystali koniunkturę na boisku i przewagę ich drużyny, polepszyli własną organizację dopingu korzystając równocześnie z przestoju gospodarzy i do momentu straty trzeciej bramki w 81 minucie byli głośniejsi. Pokazali na początku tej odsłony meczu olbrzymią koszulkę w barwach Lecha i trochę później zrobili również flagowisko z flag szachownic, podświetlone stroboskopami. Nie było ono duże, bo zajmowało tylko środkową część Niciarki, na której siedzieli, ale i tak robiło duże wrażenie. Mimo, że pierwsza połowa w ich wykonaniu była słabsza to w całości zaprezentowali najwyższy, nieosiągalny dla wielu ekip krajowy kibicowski poziom.

Na marginesie można też napisać, że ten mecz był pewnym historycznym zatoczeniem koła. Dwanaście lat wcześniej Franciszek Smuda debiutował w roli trenera Widzewa. W swoim pierwszym meczu przegrał z Lechem Poznań 0:1, po bramce Piotra Reissa. W piątek „Franz” powrócił na widzewski stadion, ale w roli szkoleniowca Lecha. I tym razem znowu pojedynek tych dwóch drużyn nie był dla niego zwycięski. Po kapitalnym meczu lepszym zespołem okazał się Widzew. To była zasłużona wygrana a większość widzewskich piłkarzy rozegrała bardzo dobre zawody. Na brawa zasłużyli: niezwykle groźny Stefano Napoleoni (drugi mecz, druga bramka), bardzo skuteczny Jakub Rzeźniczak i Bartłomiej Konieczny, zdobywca pierwszej bramki oraz aktywny Adrian Budka i świetnie broniący Bartosz Fabiniak. Nieco słabszy występ zaliczył natomiast Bartłomiej Grzelak, który przed tygodniem był bohaterem meczu z Górnikiem Łęczna, w którym sam strzelił 3 bramki(Widzew wygrał ten wyjazdowy mecz 5:1).

 

Fot. 13 „Kto wygrał mecz?”.  Odpowiedź była prosta