Widzew Łódź – Juventus Turyn (22.10.1980r i 05.11.1980)

22 grudnia 2009, 16:48 | Autor:

Pierwszy mecz Widzew Łódź – Juventus Turyn w ramach 1/16 Pucharu UEFA został rozegrany 22.10.1980r. na stadionie ŁKS-u, w obecności ponad 40 tys. Widzów (nadkomplet). Mecz wywołał olbrzymie zainteresowanie, bo Juventus był (i jest) jednym z najpopularniejszych klubów na świecie a w jego składzie występowało wtedy kilku reprezentantów Włoch (min: Dino Zoff, Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Marco Tardeli, Antonio Cabrini, Franko Causio-niespełna dwa lata później jako już zawodnik Udinese został piłkarskim mistrzem Świata z drużyną Włoch, Roberto Bettega, Irlandczyk Liam Brady a na trenerskiej ławce siedział słynny Giovanni Trapattoni), natomiast Widzew w rundzie poprzedzającej wyeliminował Manchester United a w rodzimej lidze liderował.

Zamówienia na bilety sięgały ok. 60 tys. (to samo było przed późniejszymi meczami z Juventusem i Liverpoolem w 1983r.) co dobitnie podkreśla rangę tego wydarzenia w Łodzi i Polsce. Z ekipą Juve przyjechało ponad 30 sprawozdawców i komentatorów a relacje w TVP oglądały miliony Polaków. Już na 2,3 godziny przed meczem trybuny były zapełnione a komunikacja miejska miała problemy z wypełnieniem swojej powinności. Pierwsza połowa to był super spektakl piłkarski. Stroną atakującą byli Włosi a mimo tego to Widzew dyktował warunki gry. Prowadząc rozsądne i przemyślane kontry doprowadził do sytuacji, w której na dogodnej pozycji do strzelenia bramki znalazł się stoper Andrzej Grębosz i wykorzystał ją. Stracona bramka podrażniła Juventus a wprowadzony do gry R. Bettega uzyskał wyrównanie strzelając w 43 min. tzw. „gola do szatni”. Druga połowa pokazała, że Juventus był zadowolony z remisu, natomiast Widzew dążył do zwycięstwa. Wspaniała dyspozycja Z. Bońka i Z. Rozborskiego, którzy inicjowali szybkie akcje przyniosła efekt i goście utracili dwie bramki po strzałach – w 69 min. M. Pięta i 79 min. W. Smolarka. Trener Juventusu był po meczu zaskoczony przegraną 1:3 (1:1), bo nie spodziewał się tak wysokiej porażki i widać było, że stracił trochę pewności siebie, natomiast z umiarkowanym optymizmem podchodził do rewanżu trener Widzewa J. Machciński.

Szalikowcy Widzewa siedzieli na tym meczu pod zegarem, a ich liczebność to ok. 600-700 osób. Na tym spotkaniu doping całego stadionu był fantastyczny. Piłkarze grali szybko, akcje zmieniały się jak w kalejdoskopie i przez 90 min. trzymały wszystkich w napięciu. Po każdej strzelonej bramce przez Widzew aplauz sięgał zenitu a ludzie skakali z radości jeden na drugiego. Dla takich chwil warto kibicować, bo zostają one w pamięci do końca życia. Na tym meczu nie dochodziło jeszcze do jakieś spięć z kibicami ŁKS-u i to również warto podkreślić.

Rewanż w Turynie 05.11.1980r. był jeszcze bardziej emocjonujący (relacjonowała go TVP). Tam już na początku drugiej połowy było 2:0 dla Juventusu po golach Tardeliego w 40 min. i Furio w 48 min. i w tym momencie Włosi grali w następnej rundzie. Gdy na 2:1 strzelił w 59 min. M. Pięta serca kibiców Widzewa zabiły mocniej i szybciej, albowiem teraz Widzewiacy przechodzili do kolejnej rundy. Radość nie trwała jednak długo, bo w 61 min. Brady podwyższył wynik na 3:1 i losy awansu ponownie zaczynały się ważyć. Widzewski charakter, czyli nieustępliwa gra do samego końca pozwoliły utrzymać ten rezultat, co więcej gdyby nie pomocna dłoń jaką dla Juventusu wyciągnął turecki sędzia Tokat Talar, który nie uznał prawidłowo zdobytej w 90 min. bramki przez Z. Bońka to gospodarze odpadliby z rozgrywek w normalnym czasie gry. Stało się inaczej. Nastąpiła dogrywka, która nie przyniosła rozstrzygnięcia a zatem przyszedł czas na karne. Jacek Machciński, trener kontrowersyjny, ale skuteczny zgłosił swoją piątkę, Trapattoni – swoją.

Na bohatera wyrósł Józef Młynarczyk, bramkarz Widzewa. Obronił strzały Causio i Cabriniego, a ponieważ Tłokiński, Grębosz i Smolarek pokonali Zoffa było już bardzo dobrze, 3:0 dla Widzewa. Brady ratuje resztki włoskich nadziei, ale do piłki podszedł Boniek. Strzelił nie do obrony a wynik 4:1 spowodował, że  ostatnie półtorej kolejki już były niepotrzebne. Awans Widzewa stał się faktem!. Około 50 tys. Włoskich „tifosi” z niedowierzaniem patrzyło na murawę, na której tańczyli i cieszyli się łodzianie!!!

To właśnie w tym dwumeczu gra Bońka zrobiła na Trapattonim tak kolosalne wrażenie, że ten szybko zgłosił rządzącej Juventusem rodzinie Angellich transferowe zapotrzebowanie. A było ono możliwe do zrealizowania w tym sensie, że właśnie przed sezonem 1980-81 odblokowano w Italii, po kilkunastu latach, granicę dla piłkarskich cudzoziemców. Trochę to wszystko trwało, ale rok później, dokładnie w grudniu 1981 roku, Boniek z biegle władającą włoskim, małżonką Wiesławą zawitali do Turynu na konkretny już rekonesans. Chodzący krok w krok za reprezentantem Polski dziennikarze najpierw donosili, że włoskie potrawy pałaszuje z takim smakiem i w takich ilościach, jakby od lat mieszkał na Półwyspie Apenińskim. A kiedy dotarła wieść o wprowadzeniu stanu wojennego w naszym kraju, polują na sensacyjny temat, czyli deklarację Bońka o pozostaniu na obczyźnie. Jednak znakomity piłkarz grupkę podnieconych reporterów rozbraja słowami: – Za trzy dni, zresztą zgodnie z planem, wracam do Polski, bo zaraz święta. Z najbliższymi spędzę je w rodzinnej Bydgoszczy. Ale do was też wrócę, i to niedługo. I pół roku później, jeszcze przed Mundialem ’82, podpisał jak najbardziej legalny kontrakt z Juventusem, by zameldować się tam po mistrzostwach świata. Wyeliminowanie Juventusu było jednym z największych sukcesów Widzewa i w ogóle polskiej piłki klubowej, a w tamtym okresie miało to również wymiar polityczny. Wiwatujący Boniek po zdobyciu czwartej, decydującej bramki z karnego na stadionie Juventusu był symbolem Wielkiego Widzewa, klubu który wypromował nasze miasto Łódź w sposób bardzo spektakularny, bo poprzez eliminację z europejskich pucharów najzamożniejszych i najpopularniejszych klubów zachodniej Europy (wcześniej Manchester C i U).