Widzew Łódź – Arka Gdynia (26.08.2006)
13 lutego 2010, 23:03 | Autor: RyanW pojedynku z ostatnią drużyną w tabeli Widzew miał być zdecydowanym faworytem. Na boisku okazało się jednak, że zespół z Trójmiasta jest nie tylko równorzędnym rywalem, ale w tym meczu zdecydowanie lepszą drużyną. 26.08.2006r. ponad 8 tysięczna publiczność przeżyła srogi zawód a wynik 1:1 (1:1) był darem niebios. Tylko dzięki fenomenalnej dyspozycji łódzkiego bramkarza Bartosza Fabiniaka i szczęściu, Widzew mógł zawdzięcząć, że nie przegrał tego meczu 3 czy 4 bramkami.
Było to zaskakujące, ponieważ drużyna Arki do meczu z łodzianami nie wygrała żadnego spotkania i co więcej nie strzeliła w dotychczas rozgrywanych meczach ani jednej bramki. To właśnie spowodowało chyba, że trener Stawowy tak zmobilizował swoich gdyńskich zawodników, że ci grali jak ”nakręceni”. Presing na całym boisku, wybieganie, szybkość akcji oraz przykrycie najlepszych zawodników gospodarzy było kluczem do ich przewagi i takiego a nie innego przebiegu spotkania. Aż nie chciało się wierzyć pierwszoligowej tabeli. Widzewscy gracze nie potrafili poradzić sobie z taką grą a ponieważ dodatkowo pomocnicy jak Bartek Iwan czy Jarek Białek przeżywali spadek formy a obrońcy popełniali szkolne błędy to musiało to tak wyglądać. Na długo przed spotkaniem uważano, że będzie to szlagierowy mecz pod względem rywalizacji kibiców obydwu drużyn. Poprzedni mecz w maju 2005r. jeszcze w drugiej lidze, na który przybyło do Łodzi ponad 1000 gdyńskich kibiców miał być tego zwiastunem. Niestety, arkowcy dostali zakaz stadionowy i tak się nie stało, mimo że do miasta Włókniarzy przyjechali w ponad 200 osobowej grupie. Policja argumentując, że nie mogą wykupić biletów cofnęła ich spod stadionu Widzewa i zawróciła do Gdyni. Udało się co prawda kilkudziesięciu osobowej grupie wejść na stadion przy pomocy fanów Widzewa, ale to już nie było to. Największa ok. 50 osobowa ekipa z Trójmiasta zasiadła na trybunie „Pod Masztami” tuż obok „klatki” dla gości natomiast mniejsze na „Niciarce” i trybunie Krytej. Wywiesili kilka swoich flag i pokazali, że byli obecni. Gdy piłkarze wchodzili na murawę aby rozpocząć mecz widzewscy kibice przedstawili chyba jedną z najciekawszych tematycznie opraw w historii łódzkiego ruchu ultras. Doceniono to również w Polsce, bo ten pokaz uplasował się w czołówce rankingu, który organizowali kibice bezpośrednio się tym zajmujący. Oprawa miała miejsce na trybunie „Pod Zegarem” gdzie wszyscy fani ubrani byli na czerwono. Na górze trybuny na płocie zawisł olbrzymi napis (białe tło, czarne litery) „Z równin odległych, z gór, ze Stolic i miasteczek ciągnęli ludzie” a na dole, na płocie oddzielającym trybunę od stadionu była dalsza jego część „nieskończoną procesją do tej ziemi obiecanej”. Chwilę potem trybunę przykryło kilka elementów choreografii zrobionych z szarf czy inaczej pasów materiału. I tak patrząc od budynku klubowego były to: „flaga” w barwach miasta Łodzi, potem łódka unosząca się na falach (czarno-białe tło), następnie herb klubowy Widzewa (na czarnym tle) oraz „flaga” czerwono-biało-czerwona. Po krótkiej chwili unoszącą się na falach łódkę przykrył olbrzymi napis „ZIEMIA OBIECANA”. To był imponujący widok. W takiej atmosferze rozpoczęła się gra.
Już w pierwszych minutach kibice przecierali oczy ze zdziwienia, bo wyraźną przewagę uzyskała Arka. W 3 minucie Olgierd Moskalewicz strzelał z trzech metrów, ale obronił Bartosz Fabiniak. Sześć minut później Moskalewicz wypuścił Grzegorza Nicińskiego, ale piłkarza Arki powstrzymał widzewski bramkarz. W 13 minucie zaskakujący strzał z 30 metrów oddał Krzysztof Przytyła, lecz Fabiniak zdołał sparować piłkę poza linię. W 17 minucie widze-wiacy po raz pierwszy w tym meczu zagrozili bramce gości. Nenad Zecević popisał się sprytnym podaniem na 16 metr, do Sashy Bogunovicia. Ten jednak został zablokowany, ale do piłki dopadł jeszcze Jakub Rzeźniczak, niestety jego uderzenie było niecelne. Cztery minuty później gospodarze nie wykorzystali świetnej okazji do kontry. Z środka boiska Zecević zagrał piłkę do wybiegającego Bogunovicia, ale ten został powstrzymany przez defensora. Chwilę potem Sokalski wpadł w pole karne gości, ale za dużo kiwał i nawet nie zdołał strzelić. W 29 minucie błąd popełnił Rzeźniczak, który pozwolił sobie odebrać piłkę na trzydziestym metrze. Przejął ją Janusz Dziedzic i ruszył na prawe skrzydło. Stamtąd precyzyjnie dośrodkował, ale na szczęście Niciński minął się z piłką. To była jednak zapowiedź tego, co miało się stać za chwilę. W 30 minucie Arka objęła prowadzenie. Do dogranej przez Ławę piłki dopadł na piętnastym metrze Moskalewicz i precyzyjnym strzałem po ziemi posłał ją do bramki. Łodzianie odpowiedzieli cztery minuty później. W polu karnym próbował strzelać Bogunovic, ale nieprzepisowo powstrzymał go jeden z obrońców gości, co nie uszło uwadze sędziego. Tomasz Witkowski bez wahania wskazał na punkt oddalony o jedenaście metrów od bramki Norberta Witkowskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa). Rzut karny na bramkę zamienił Bartosz Iwan i zrobiło się 1:1. Radość na trybunach była ogromna, bo wszyscy już zdawali sobie sprawę jak ciężko będzie o dobry wynik w tym pojedynku. Chwilę potem znowu groźnie było w polu karnym Widzewa. Niciński odegrał do wchodzącego z drugiej linii Wróblewskiego, który jednak uderzył niecelnie. W 40 minucie goście egzekwowali rzut wolny w okolicach narożnika pola karnego. Wykonujący go Wróblewski przymierzył i zagrał piłkę lekko, precyzyjnie, między nogami stojących w murze Widzewiaków, prosto do Nicińskiego. Na szczęście napastnik Arki został na 12 metrze powstrzymany i to była ostatnia groźna akcja tej połowy. Podczas opisywanych zagrań piłkarskich, na trybunach kibice próbowali uczyć się śpiewać nowej dla nich przyśpiewki zwanej Sevillą. „Łódzki Widzew, w naszych sercach On” nie wychodziło jeszcze jednak zbyt dobrze, mimo że przed meczem rozdawano karteczki z tekstem tej pieśni. Nie była ona łatwa i wymagała jak się później okazało wielu ćwiczeń i to nawet samego „młyna”.
W przerwie trener Probierz zdecydował się zdjąć jednego z pomocników – Nenada Zecevicia i w jego miejsce wprowadzić Bartłomieja Grzelaka. Król strzelców z poprzedniego sezonu grał w przodzie z Krzysztofem Sokalskim, a Bogunović został trochę cofnięty. Natomiast Wawrzyniak przesunął się z lewej obrony na lewą pomoc. W ten sposób widzewski zespół z ustawienia 4-4-2 przeszedł do 3-5-2. Ta zmiana miała zaowocować bardziej ofensywną grą, ale to nie do końca się udało. Co prawda Grzelak wprowadził nieco ożywienia do gry, ale nadal więcej sytuacji stwarzali goście. Tak jak w 58 minucie, kiedy to z kilku metrów strzelał Dziedzic. Futbolówkę odbił Fabiniak tak, że poszybowała ona pod nogi ustawionego na trzecim metrze Nicińskiego. Na szczęście szybko zareagował Marcin Nowak, który zgarnął napastnikowi Arki piłkę spod nóg. W odpowiedzi strzelać z osiemnastu metrów próbował Grzelak, ale nie zdołał zaskoczyć Witkowskiego. W 66 minucie piłkę z prawej strony dostał ni pilnowany Dziedzic, ale czystym wślizgiem powstrzymał go Nowak. Chwilę potem Pilch wpakował piłkę do siatki uderzeniem z szesnastu metrów w długi róg. Sędzia jednak zauważył, że napastnik Arki był na pozycji spalonej i gola nie uznał. W 83 minucie z dystansu strzelił Sokołowski, lecz trafił wprost w Fabniaka. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry rozpaczliwie uderzył Sławomir Szeliga, ale piłka przeszła metr od słupka. Sędzia doliczył jeszcze sto dwadzieścia sekund i zakończył spotkanie.
Fot. 13 Widzewska „Ziemia Obiecana”