Widzew Łódź – Anderlecht Bruksela (16.09.1981 i 30.09.1981)

22 grudnia 2009, 17:07 | Autor:

16.09.1981r odbył się w Łodzi, na stadionie ŁKS-u pierwszy w historii łódzkiego Widzewa mecz w Pucharze Europejskich Mistrzów Klubowych (PEMK) z Anderlechtem Bruksela. Łodzianie od razu trafili na słynny klub, który miedzy innymi grał już 3 razy w finale Pucharu Europejskich Zdobywców Pucharów (PEZP) i miał w składzie hiszpańskiego Belga albo jak kto woli belgijskiego Hiszpana-niesamowitego Juana Lozano. Zbigniew Boniek wspomina go, jako najlepszego z kiedykolwiek napotkanych przez siebie rywali.

Mecz wzbudził ogromne zainteresowanie w Łodzi jak i całym kraju a obserwowało go 30 tys. Widzów. Nikt z nich nie spodziewał się takiej klęski i stylu w jakim Widzew przegrał to spotkanie. Wynik brzmiał 1:4 (0:1) a jedyną honorową bramkę przy stanie 0:3 zdobył w 83 min. W. Smolarek, najlepszy łódzki piłkarz. Wcześniej w 40 min. (z karnego) i 73 min. bramki zdobył Lozano-brylant Anderlechtu oraz  w 79 min. Frimann. Kropkę nad „i” postawił w 90 min. Petursson i praktycznie rywalizacja została zakończona po pierwszym spotkaniu. Scenariusz gry przebiegał według schematu, który polegał na tym, że Widzew atakował, natomiast Anderlecht ograniczał się do groźnych, szybkich i pomysłowych kontrataków. Belgowie grali mądrze, wyrachowanie i przyniosło im to skutek w ostatnich 20 min. meczu, gdzie zdobyli 3 bramki. Widzewiacy po stracie drugiej bramki rzucili wszystko na jedną szalę, odkryli się a ponieważ brakowało im już sił to efekt był taki, jaki był. Koneserzy futbolu mogli bić brawo na stojąco, bo taktycznie Anderlecht po prostu nas zdeklasował. Małym wytłumaczeniem tego może być fakt, że trener W. Żmuda nie miał w zespole Andrzeja Grębosza-solidnego i walecznego defensora, który dostał karę 2-letniej dyskwalifikacji za rzekomą próbę przekupstwa meczu ligowego z Zawiszą Bydgoszcz i nie mógł wystąpić w tym meczu (po roku karę anulowano).

W tamtym czasie konfrontacje Widzewa z Anderlechtem uznano za największe wydarzenie sportowe w Łodzi, które oglądało nie tylko tysiące kibiców na  stadionie przy dworcu Kaliskim, ale również miliony sympatyków piłki nożnej w TVP. O czasach, w jakich rozgrywany był ten mecz najlepiej świadczy jeden z artykułów zamieszczonych w Dzienniku Łódzkim o treści „Mamy nadzieje, że kibice stosować się będą do poleceń milicji i służb porządkowych, zaś wracający z meczu środkami komunikacji miejskiej dadzą dowód gospodarskiej troski o wnętrza autobusów i tramwajów. MPK skieruje w rejon stadionu ŁKS-u dodatkowe autobusy i tramwaje, którymi będzie można dojechać do al. Unii 2 z największych łódzkich osiedli mieszkaniowych”. Klub Kibica Widzewa siedział na tym meczu pod zegarem a jego liczebność to ok. 800-900 osób. Nasze szaliki klubowe w porównaniu do dzisiejszych wyglądały bardzo skromnie. Były robione na drutach z wełny lub innego materiału z przeplatanymi na przemian kolorami czerwono-biało-czerwonymi a na końcu miały frędzelki w takiej samej przeplatance kolorów lub tylko czerwone. Nie można ich było kupić w sklepach a „hiciorem” było, gdy ktoś miał wyszyty napis RTS lub miał na szaliku naszywkę w postaci herbu Widzewa (zazwyczaj odzyskiwanego z proporczyków). Doping całego stadionu od pierwszych minut był bardzo dobry i widać, że ludziom się chciało, natomiast końcówka była już żałosna. Kolejne stracone bramki skutecznie „leczyły” wszystkich i atmosfera robiła się grobowa. Końcowy gwizdek był dla kibiców Widzewa dużym rozczarowaniem, bo wszyscy wiedzieli, że Widzew w pucharach potrafił grać super a tu taki zawód. Wymiany „poglądów” z kibicami ŁKS-u na tym meczu nie zanotowano aczkolwiek trzeba już było mieć się na baczności, bowiem czas sielanki się skończył. Ełkaesiacy rozczarowani postawą swoich piłkarzy i sukcesami Widzewa oraz rosnącą liczbą jego zwolenników dali już temu konkretny wyraz na wcześniej rozgrywanych w tym roku derbach.

Rewanż w Brukseli w dniu 30.09.1981r. szybko rozwiał jakiekolwiek nadzieje. W 6 min. bramkę dla gospodarzy uzyskał Brylle i osłabił zapał Widzewa. Dobrze broniący Młynarczyk nie mógł zapobiec utracie w 57 min. drugiej bramki strzelonej przez Geurtsa i Belgowie wraz z 30000 kibiców mogli się cieszyć z awansu do kolejnej rundy. Honorowe trafienie w 66 min. Smolarka niczego już nie zmieniło i nie mogło zmienić. Najbardziej dramatycznym momentem spotkania było to jak stoper Władysław Żmuda zalał się krwią i były obawy, czy wydobrzeje do zaplanowanego niebawem meczu NRD – Polska w Lipsku, decydującego o awansie do finałów Mundialu ’82. Wydobrzał i wygraliśmy go 3:2.