Waranecki: „Eduards nie potrzebuje cwaniaków żeby zrobić karierę”
29 sierpnia 2013, 10:00 | Autor: RyanNie znamy jeszcze ostatecznego rozstrzygnięcia w sprawie Bartłomieja Pawłowskiego, a gorąco zaczyna robić się wokół innego piłkarza, Eduardsa Visnakovsa. PZPN przyznał, że nie widzi uchybień w zakontraktowaniu Łotysza i Widzew mógł odetchnąć z ulgą. Powstał jednak nowy spór na linii: jego „opiekun” Grzegorz Waranecki – niedoszły menedżer Przemysław Pantak.
– Już wiesz na co przeznaczysz kasę z transferu Eduardsa?
– No właśnie waham się między nowym domem a jakiś jachtem w Monaco (śmiech).
– Pan Pantak zarzucił Ci, że nie dopuszczasz menedżerów do Łotysza, bo sam chcesz „położyć łapę na kasie”.
– Mówiąc już poważnie, to nie ja poprzez pośredników chciałem wkupić się w łaski zawodnika, nie ja posiłkowałem się pewnym piłkarzem z Bundesligi, wreszcie nie ja podsunąłem Eduardsowi do podpisania bezprawne dokumenty datowane na przyszły rok.
– Jaka była reakcja Twoja i klubu?
– Jak się tylko o tym dowiedziałem, to pojechałem do chłopaków (braci Visnakovs – przyp. red.) żeby spojrzeć na tą umowę. Okazało się, że jest niezgodna z przepisami. Razem z klubem przesłaliśmy te wszystkie dokumenty do PZPN. Są już w Związku. Będziemy domagać się zabrania licencji panu Pantakowi.
Co ciekawe, cała ta sytuacja miała miejsce już w zeszłym tygodniu i niezwłocznie przekazaliśmy te papiery do PZPN. O sprawie zrobiło się głośno dopiero w tym tygodniu.
– Wygląda to tak, jakby Pantak chciał się wybielić i wiedząc, że po cichu złożyliście dokumenty w PZPN, zaatakował Was medialnie.
– To już ty powiedziałeś. Ja dodam tylko, że pan Pantak proponował mi, że się „dogadamy”. Że przeforsuje tą bezprawną umowę w PZPN, bo ma tam swojego człowieka.
– I jaka była Twoja odpowiedź?
– Powiedziałem mu, że nie jestem na sprzedaż. Że ja Eduardsa nie wziąłem pod swoje skrzydła po to, żeby potem na nim zarobić nie wiadomo jakie kokosy. Z resztą zanim zadebiutował nikt nie mógł przewidzieć, że tak wypali z formą. Ja to robię po to żeby pomóc chłopakowi tu-na miejscu, bo skoro jestem sprawcą jego ściągnięcia tu, to czuję się odpowiedzialny. Teraz, jak jest jeszcze Aleksejs, to braciom będzie raźniej.
Przecież ja nawet Internet byłem mu w domu podłączać, żeby chłopak miał kontakt ze światem! Który agent by tak zrobił? Podsunąłby papiery, wziął podpis gwarantując sobie zysk z transferu i część.
– Czyli nie wiąże Cię z Eduardsem żadna umowa menedżerska?
– Absolutnie nie! On ma ważną umowę ze swoim agentem z Rosji jeszcze przez rok. Dlatego Pantak wpisał w dokumenty właśnie rok 2014. Eduardsowi menedżer w ogóle nie jest teraz potrzebny. Pantak obiecywał mu złote góry, prowizje i procenty, kreślił jakieś wizje. Jak to każdy cwany agent widzący tylko kasę z transferu, którą zgarnie, a nie dobro piłkarza.
– Jakie jest to dobro dla „Młodego Wiśni”?
– Gra dla Widzewa i strzelanie bramek. Jego gole i wysoka forma same na niego zwrócą zainteresowanie lepszych klubów. Wówczas Eduards będzie mieć swoją kartę zawodniczą i przy ewentualnej zmianie barw, to on dostanie pieniądze za podpis na kontrakcie, a nie żadne cwaniaki, które chcą się nachapać przy tym.
Aleksejs też już tłumaczył bratu, żeby nic nie podpisywać bez konsultacji z osobami mu przychylnymi. Myślę, że ta sprawa nauczy go trochę jacy bywają ludzie.
– Jak już jesteśmy przy zmianie barw, załóżmy hipotetycznie, że zimą do Łodzi przychodzi oferta z Bundesligi na kwotę półtora miliona euro. Kto decyduje co z tym zrobić? Klub, Waranecki, Visnakovs?
– Cała trójka. Ja pomagałem pozyskać Eduardsa po to, żeby Widzew miał bramkostrzelnego napastnika. Nie chciałbym żeby zbyt szybko odchodził, bo to osłabi Radkowi drużynę. Oczywiście gdyby taka oferta była, to będziemy się wtedy wspólnie zastanawiać co dalej. Na tą chwilę jednak nie ma tematu.
– Ten SMS, którym Pantak chwali się w mediach, niektórzy uznali za formę ukrytej propozycji niemalże korupcyjnej.
– Korupcyjnej? (śmiech) Przecież to był zwykły, ironiczny żart. Chyba nikt nie myśli, że jestem na tyle głupi, żeby takie propozycje składać poprzez SMS i to w dodatku wiedząc z góry, że do porozumienia nie dojdzie i druga strona będzie z tego powodu niezadowolona. Pan Pantak, kiedy mu odmówiłem wprost, wręcz wyganiając z klubu, próbował podejść mnie poprzez Marka Citko. Jak już mówiłem: obiecywał jakieś pieniądze, prowizje, które potem mogą zasilić kasę Widzewa. Odpowiedziałem, że jak chce tak bardzo pomóc, to niech je wpłaci do klubu, tam każda złotówka się przyda. Potem jeszcze ironicznie mu to napisałem w SMS-ie.
On teraz robi z tego jakieś dowody, lata do mediów, ale ja swoje materiały też mam i nie boje się żadnej konfrontacji.
– Czyli sprawa zmierza do rozwiązania przed sądem?
– Jeśli tak będzie trzeba, to nie widzę powodów do obaw. Konsultowałem się z prawnikami i wiem, że prawo leży po naszej stronie. Ludzka uczciwość też.
– Zmieniając na chwilę temat: jak się podobał mecz we Wrocławiu? Wiem, że oglądałeś go z trybuny VIP.
– Znasz wynik, więc nie masz po co pytać. Chyba znów wyjadę gdzieś zagranicę, bo jak byłem w USA i w Hiszpanii, to Widzew wygrywał (śmiech).
Rozmawiał Ryan