W. Stawowy: „Nasza gra, to nie będzie walc ani tango, tylko heavy metal”
4 grudnia 2014, 20:03 | Autor: Ryan– W Widzewie będzie Pan współpracował z Krzysztofem Przytułą – to już wiemy. Co z resztą sztabu? Andrzej Woźniak i Piotr Szarpak znajdą się na ławce?
– Krzysiek Przytuła będzie moim asystentem, z czego się bardzo cieszę. W przeszłości był moim zawodnikiem, ostatnio razem pracowaliśmy w Legnicy. Poznałem go wtedy od tej strony trenerskiej i bardzo chciałem, żeby przyszedł ze mną do Widzewa. Z pozostałymi trenerami będę chciał jeszcze porozmawiać, a cały sztab skompletować do 8 grudnia. Na pewno dołączy do nas trener bramkarzy, osoba odpowiedzialna za przygotowanie fizyczne oraz analityk, który będzie odpowiedzialny m.in. za obserwowanie rywali, ale też za analizę naszej gry. Będzie nam wytykał mankamenty w naszej grze, bo przecież to też będzie się zdarzać.
– A co z obowiązkami Pana Przytuły w stacji Canal Plus? Będzie łączył obie prace?
Krzysztof Przytuła: Na razie nie zamierzam rezygnować z obowiązków w Canal Plus, ale nie widzę absolutnie żadnego zagrożenia, by miało to niekorzystnie wpływać na jakość mojej pracy w Widzewie. Przeciwnie, uważam, że mając możliwość oglądania najlepszych piłkarzy, czy porozmawiania chociażby z Sebastianem Milą na temat jego sposobu pracy, mogę wiele przenieść z tego do swojej pracy szkoleniowej. Przecież ja nie siedzę w studio tylko po to, żeby sobie pooglądać mecze, tylko cały czas jestem w pracy, chłonę wiedzę. Mogę coś przekazać, ale oczywiście decyzję podejmuje szef. A szef jest jeden – ten z wąsami (śmiech).
Wojciech Stawowy: Mogłoby się wydawać, że Krzysiek nie będzie w stanie łączyć tych obowiązków, ale łączył je świetnie, dlatego nie ma sensu zamykać przed nim tej drogi. Poza tym to są też korzyści dla klubu, bo Krzysiek widzi dużo rzeczy jeżdżąc, komentując mecze, obracając się w tym środowisku. Nigdy nie było sytuacji, by nie było go na treningu czy na meczu, choć nie raz proponowałem mu, żeby jechał, że nie ma problemu, ale sam nie chciał tego zrobić. Od samego początku do końca chciał być przy drużynie i to samo będzie w Widzewie.
– To prawda, że jednym z warunków, jaki postawił Pan przed przyjściem do Widzewa, była możliwość wpływania na politykę szkoleniową klubu? Będzie Pan chciał po swojemu skoordynować grę poszczególnych grup młodzieżowych?
– Absolutnie nie był to żaden mój warunek. Wynikało to z mojej rozmowy z Panem Cackiem. Jeśli mamy budować klub na bazie pionu szkoleniowego, to musimy to robić z głową. Wszystko, co w klubie się dzieje, musi być podporządkowane pierwszej drużynie. Musimy umieć wychować sobie swoich zawodników po to, by wprowadzać ich do zespołu lub zarabiać na transferach do innych klubów. Musi to być mądrze zorganizowane, oczywiście we współpracy z trenerami poszczególnych grup młodzieżowych. Będziemy to tworzyć, ale cały czas mając na uwadze dobro pierwszego zespołu.
– Będzie musiał Pan radzić sobie bez drużyny rezerw, może pojawić się kłopot z zachowaniem przez niektórych piłkarzy rytmu meczowego. Kadra liczyć będzie przez to mniej zawodników?
– Nie jest dla mnie problemem liczba zawodników na zajęciach, bo treningi można różnie organizować. Jeśli mamy drużynę składającą się z 30 fajnych zawodników, to trzeba ich mieć. Wszystko zależy od potencjału, jeżeli mamy zdolną młodzież, to trzeba ją wciągać do treningów z pierwszym zespołem, żeby się ona rozwijała. Natomiast kwestia braku drużyny rezerw, to rzecz, jaką będziemy chcieli w przyszłości zmienić. Teraz też szeroka kadra nie będzie problemem, bo są wyrównawcze jednostki treningowe, by zawodnicy zachowali obciążenia meczowe, natomiast żeby zachować rytm meczowy, będziemy organizować w tygodniu mecze sparingowe.
– Analizował Pan już kształt dołu tabeli? Wie Pan z kim przede wszystkim będzie walczył o ligowy byt?
– Zaskoczę Pana i kibiców, ale wcale nie patrzyłem. My musimy wygrywać mecze bez względu na to, z kim będziemy grać i gdzie będziemy grać. To, że nie będziemy mogli występować na swoim stadionie będzie utrudnieniem? To żadne utrudnienie, bo nie mamy wyboru! Kieruje się w życiu zasadą: nie ważne gdzie, nie ważne z kim, nie ważne o co – ważne jak! Tym się będziemy kierować. Czy to będzie mecz wyjazdowy z Miedzią Legnica czy Zagłębiem Lubin, czy to mecz ligowy, czy kontrolny – to absolutnie nie ma znaczenia. Ważne, jak będziemy grać. Każdy mecz chcemy wygrać i skupiamy się na sobie. Oczywiście styl rywala będziemy znać, ale będziemy chcieli narzuć mu swój sposób grania.
– Mogą pojawić się także problemy z boiskami treningowymi. Dostał Pan zapewnienie, że będzie miał gdzie ćwiczyć?
– Właśnie to było dla mnie kluczowym aspektem w trakcie rozmów. To jest podstawowa sprawa, żeby zespół miał bazę treningową. Ludzie w klubie prężnie działają przy tym temacie i ta baza praktycznie już jest. Nie chcę teraz mówić gdzie, bo nie jest to jeszcze dopięte, ale staramy się o to, by mieć takie stałe miejsce, a nie jeździć z jednego boiska na drugie. Nie jest to jednak tylko kwestia boiska, bo musimy też zwracać uwagę na takie rzeczy, jak pralnia, siłownia, sala odpraw czy stołówka, na której piłkarze zjedzą obiad.
– Mówił Pan kiedyś, że Cracovia będzie pierwszym polskim zespołem, jaki zagra w Lidze Mistrzów. Skala trudności porównywalna z utrzymaniem się Widzewa w I lidze?
– Pewnych rzeczy nie da się ze sobą porównać. Jeżeli walczy Pan o Ligę Mistrzów, to znaczy, że jest Pan najlepszy w Polsce. Natomiast Widzew jest w tej chwili w fazie budowy, ale moim marzeniem jest doprowadzić go w przyszłości do takiej pozycji. Osoby, które czytają wywiady ze mną często powtarzają, że Stawowy powinien ze swoimi marzeniami lecieć gdzieś w kosmos, bo są one nierealne. Powiem rzecz kontrowersyjną, choć dziś już nie jestem w stanie tego udowodnić, że gdybym nie odszedł z Cracovii podczas mojej pierwszej pracy w tym Klubie, to na 100% bylibyśmy mistrzami Polski. Niech ktoś to odbiera jako bufonadę, trudno, mówię, co mam na języku. Nigdy nie mówiłem też, że zaraz awansujemy do Ligi Mistrzów, dawałem na to trzy lata. Niektórzy się z tego śmiali, a ja zadawałem proste pytanie: kto przypuszczał, że Cracovia po awansie do ekstraklasy omal nie zagra w europejskich pucharach? Przegraliśmy mecz z Amiką Wronki 2:3, choć do 80 minuty było 2:0 dla nas. Awans do pucharów dawał nam nawet remis. To nie są wymysły mojej głupiej wyobraźni, tylko jak ktoś wierzy w to, co robi i ma plan, to może sobie takie cele w dłuższej perspektywie stawiać.
Dziś też mogę powiedzieć, że jeśli utrzymamy Widzew w I lidze, to celem w następnym sezonie będzie bezwzględna walka o awans do ekstraklasy. A jak do niej wrócimy i dane mi będzie dalej w Łodzi pracować, to ja w Widzewie postawię taki cel! Trzy lata daję na to, by zagrać o eliminację Ligi Mistrzów. Ktoś, kto teraz to przeczyta, powie, że Stawowy zwariował. Wyrzucili go po trzech miesiącach z Miedzi Legnica, a on opowiada, że będzie grał z Widzewem w Champions League. Ale jeśli ktoś sobie to poukłada po kolei, to zrozumie, o czym mówię. Warunkiem jest stabilizacja, rozwój klubu i systematyczna praca. Moim marzeniem jest sięgnąć po ten tytuł i skoro pracuję teraz w Łodzi, to tutaj będę chciał tego dokonać.
– Nie mogło nie paść pytanie o Legnicę. Dlaczego nie wyszło Panom w Miedzi?
– Najłatwiej powiedzieć: dlaczego panom nie wyszło? A ja tak wcale nie uważam. Sądzę, że wykonaliśmy w Legnicy kawał dobrej roboty. Natomiast trudno jest weryfikować i oceniać pracę trenera po niecałych trzech miesiącach. Co trener może zrobić w tak krótkim czasie? Czasami się uda i zaskoczy to od razu, a czasami potrzeba więcej czasu. Ja mogę odbić piłeczkę w drugą stronę. Miałem taki sam czas, gdy Cracovia spadała z ekstraklasy i nikt nie wierzył, że do niej wrócimy. W klubie była totalna załamka, wierzyliśmy w awans tylko ja i drużyna. Chłopaki chwycili to jednak w moment, pokochali to i w nagrodę awansowaliśmy po roku. To samo chciałem zrobić w Legnicy, ale tam nie zaskoczyło to tak szybko. Uważam, że należało wykazać większą cierpliwość i dać mi trochę więcej czasu i być może w Miedzi przyszłyby też takie czasy, jakie były w Cracovii.
– W Widzewie tego czasu też nie będzie Pan miał za wiele, bo trzeba gonić konkurencję.
– Nie wiem, jak będzie w Widzewie. Nie umiem powiedzieć, czy ta moja praca też zaskoczy tak szybko, jak zaskoczyła w Cracovii, czy będzie jak w Legnicy. A może zaskoczy jeszcze szybciej jak w Krakowie? Ja w to wierzę. Nie mogę się jednak bawić w długie planowanie, bo wiemy, jaka jest sytuacja. Musimy od razu ruszyć z kopyta. W Legnicy inaczej się umawialiśmy, nie było takiego pośpiechu, więc i ja inaczej do tego podchodziłem. Nie mogę zdradzać wszystkich umów, ale mogę powiedzieć, że dopiero po zakończeniu rundy miała zostać zweryfikowana moja praca, a oceniono mnie w połowie.
Sport polega na cierpliwości, trener musi być cierpliwy i konsekwentny. Cierpliwość, to domena ludzi wielkich. Jakim trenerem byłyby Stawowy, gdyby wprowadził jakiś plan, a w momencie, gdy nie wyszło, wyrzucał go do kosza i zaczynał nową strategię? Nie byłbym konsekwentny i nie byłbym cierpliwy. Oczywiście ta cierpliwość ma też swoje granice, ale to w relacjach z piłkarzami. Natomiast w kwestii planu taktycznego, musi ona istnieć. Inaczej niczego się nie osiągnie. Potwierdzają to piłkarze, bo dostajemy SMS-y od piłkarzy Miedzi, którzy piszą np. „Trenerze, zaszczepił Pan w nas takie i inne rzeczy i to dzisiaj procentuje”. Jest to dla mnie bardzo miłe i cieszę się, że widzi to piłkarz. Szkoda, że nie widziały tego te osoby, które powinny to widzieć.
Niestety w polskiej piłce brak jest cierpliwości. Nie docenia się tego, co się ma, a potem jest już za późno. Podejmuje się decyzje pod wpływem emocji, a najgorszą bolączką naszej piłki jest to, że wpływ na to mają często różniej maści doradcy, którzy kręcą się wokół klubu. Oni nie znają się na futbolu, ale mieszają Prezesom w głowie i stąd te pochopne decyzje.
– Nie obawia się Pan, że w Widzewie też są tacy doradcy? Może nad Pana głową fruwać tutaj parę złych czarownic…
– Jestem na to przygotowany. Byłem w wielu klubach i mam świadomość, że jest sporo osób niezadowolonych z tego, że Stawowy jest w Widzewie. Oni na dzień dobry mówią: „Już żeście spadli”. Ale są też ludzie, którzy wierzą w to, że Stawowy utrzyma Widzew w I lidze i ja z tobą grupą się utożsamiam. Natomiast czy w klubie będą osoby od tzw. kreciej roboty nie wiem. Mam większe zmartwienia, by to było dla mnie problemem. Jeśli ktoś pracuje w klubie i kopie dołki pod trenerem, to nie może się uważać za osobę, która kocha Widzew. On nie kocha Widzewa, robi destrukcję. My musimy jechać na jednym wózku, mówić jednym głosem i dążyć do osiągnięcia jednego celu. Trenera broni wynik i praca. Praca będzie wykonana w 100%, a jak do tego dojdzie wynik, to ci ludzie nie będą mieli czego szukać.
– A co, jak nie uda się odrobić tej straty po jesieni?
– Proszę pytać o to Prezesa Cacka. On tutaj jest szefem, on realizuje strategię. Ja nie chciałbym, by moje przyjście do Widzewa było odbierane na zasadzie takiej, że do klubu przyszedł czarodziej z magiczną kulą, wokół której siądzie z drużyną i tak zaczaruje, że zespół zacznie wszystko wygrywać. Do Widzewa przyszedł trener. Klub znalazł się trudnej sytuacji, po rundzie jesiennej ma 9 punktów i 13 punktów straty do bezpiecznej lokaty. Jeśli ktoś umie liczyć i myśleć logicznie, to widząc stratę punktową musi mieć świadomość, że może być spadek. Ale jeśli nastąpi spadek w sytuacji takiej, że jest postęp, drużyna idzie do przodu, rozwija się i fajnie gra, ale brakuje jej tego, co straciła jesienią, to nie warto tego rozbijać, tylko potem zrobić dwa awanse. I to nie jest żadne zabezpieczenie z mojej strony. Przyszedłem tutaj zrobić utrzymanie i nie zasłaniam się stratą do rywali. Gdyby było inaczej, to powiedziałbym na konferencji: nie wymagajcie ode mnie, żebym uratował Widzew mający 12 punktów straty. Nie, ja przyszedłem tutaj właśnie po to, by go uratować. A jeśli się nie uda, no to czas pokaże. Trzeba będzie usiąść do rozmów, zastanowić się i coś zaplanować.
– Czyli nie ma Pan ultimatum na zasadzie utrzymanie albo śmierć?
– Ultimatum żadnego nie ma, Prezes Cacek jest osobą inteligentną i umie to ocenić racjonalnie. Tylko osoba pozbawiona rozsądku może dzisiaj powiedzieć, że nie ma innego scenariusza, jak utrzymanie. Gdybym ja tak powiedział, również byłbym osobą nienormalną lub nieuczciwą. Mogę jedynie obiecać, że swoją pracą zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ten cel zrealizować.
– W Cracovii wiosną, zapowiadał Pan, że jeśli uda Wam się awansować do górnej ósemki ekstraklasy, to zgoli Pan swoje słynne wąsy. Możemy w Łodzi liczyć na powtórkę i golenie w przypadku utrzymania? (śmiech)
– Oczywiście. Jak się utrzymamy, to na środku szatni dam piłkarzom ogolić sobie wąsy i wpuszczę na to widowisko wszystkie media! (śmiech).
Rozmawiał Ryan
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON: