W. Obarek: „Sukces musi się rodzić w bólach. Nic nie może przyjść za łatwo!”
12 sierpnia 2015, 21:43 | Autor: Ryan– Fachowcy na gwiazdę ligi typują Princa Okachiego. Pańskim zdaniem może on faktycznie przerastać te rozgrywki o kilka klas?
– Bez dwóch zdań. To dla nas bardzo ważna postać. Ja bardzo cenię Okachiego nie tylko za to jak gra, ale też za to, jakim jest człowiekiem. To bardzo ambitny chłopak i jestem przekonany, że bardzo nam pomoże w tym sezonie. Już teraz widać, że jest liderem środka pola, a gdy w lidze złapie rytm, to będzie nieoceniony. Ale tak, jak mówiłem: nawet on nie może mieć poczucia, że jest nie do ruszenia. Każdy jest! O tą mobilizację będę walczył, bo piłkarsko to ogramy każdego.
– Jeśli chodzi o obsadę bramki, numerem jeden wydaje się być Marcin Chachuła. Jaką filozofię wyznaje Witold Obarek? Stosuje Pan rotację między słupkami, czy konsekwentnie stawia na tego bramkarza, który raz wygra rywalizację?
– Zaskoczę Pana, ale będzie zmiana w bramce. Postawimy na Sokołowicza. Wiem, jak Michał broni. To silny punkt zespołu, nie wpuści głupiej bramki. Drugiemu Michałowi takie się zdarzały. U mnie nie ma jednak sztywnego podziału na pierwszego i drugiego bramkarza. Kiedyś w Sokole pewniakiem był Słowiński, ale wpuścił trzy gole. Nikt się nie spodziewał, gdy wpuściłem Simę. Wszedł do bramki i wygraliśmy siedem meczów z rzędu. Jak Sokołowicz coś odwali, w każdej chwili może być zmiana między słupkami. Obaj muszą być gotowi do gry na 120%, jeden musi czuć oddech drugiego!
– A co z Panem? Początkowo były jakieś problemy z licencją?
– Proszę Pana, ja bym wolał im dwa razy więcej zapłacić, żeby tylko tam nie jeździć (śmiech). Czego oni mnie mogą nauczyć, jak ja potem wejdę do szatni i robię wszystko na nos. Piłka nożna polega na stosowaniu najprostszych rozwiązań, a nie wymyślaniu koła na nowo. Będę brał udział w tych kursach, bo muszę, ale swoje zdanie na ten temat mam.
– Ma Pan też duże rozeznanie, jeśli chodzi o niższe ligi. Kto według Pana będzie największym faworytem do wygrania rozgrywek?
– Widzew!
– To wiemy, ale kto będzie naszym największym rywalem w walce o awans?
– Tu jest taka specyfika, że co roku inny zespół może zaskoczyć. Taki, na którego nikt by nie postawił. Ale ja Panu powiem tak: mnie inne drużyny nie interesują! Po co sobie ustawiać tego rywala wyżej, a takiego niżej? Każdy będzie chciał z nami wygrać i my będziemy chcieli wygrać z każdym. Interesują mnie moi zawodnicy i na tym się skupiam. Jak będzie, rozliczy nas boisko, ale na IV ligę drużynę mamy bardzo mocną. Naszą wielką siłą będzie szatnia – to u mnie podstawa w każdym klubie. Musimy walczyć jeden za drugiego. Dlatego też jak ogłoszę meczową osiemnastkę, to i tak na spotkanie jedziemy wszyscy. Nie będzie tak, że ten, kto się do kadry nie załapie, zostanie w domu. Jedziemy razem – jeden zespół, jeden Widzew!
– Przed Wami już ostatnie dni przed inauguracją sezonu. Czuć już, że w drużynie podnosi się poziom adrenaliny przed meczem w Pajęcznie?
– Od wczoraj widzę takie większe poruszenie w zespole. Jest większa adrenalina, mi też się ona już zaczyna udzielać. Ale to dobrze, w piłce musi być taki zastrzyk emocji. Trzeba czuć, że zbliżają się ważne mecze. A dla nas każde spotkanie będzie tym najważniejszym. Jestem jednak przekonany, że sobie poradzimy. Od kilku dni rozmawiam z piłkarzami, pracuję z nimi nad stroną mentalną. Tłumaczę im, jak mają sobie radzić z presją i udźwignąć ciężar faworyta. Oni wiedzą, ile się od nich oczekuje i dużo też dają od siebie. W poniedziałek bardzo mnie zaskoczyli, gdy po treningu zostało ich chyba piętnastu, żeby potrenować strzały z rzutów wolnych. Nikt im nie kazał, zrobili to sami z siebie.
Jest takie powiedzenie, że największy sukces zawsze rodzi się w bólach. My jesteśmy tego najlepszym przykładem – w trzy tygodnie Zarząd stworzył coś z niczego! Na początku tutaj nie było nic, pierwszy sparing to graliśmy w znacznikach, bo koszulek dla wszystkich nie wystarczyło. I ja Panu powiem, że to dobrze. Jak młody chłopak dostanie na początku kariery duże pieniądze i ma wszystko wyłożone na tacy, to on tego nie doceni. Prawdziwie doceni się to wtedy, gdy trzeba sobie to wszystko samemu wyszarpać. My też będziemy musieli walczyć o każdy punkt, jak o życie. Nikt się przed nami nie położy na boisku. Teraz przyszły z Hiszpanii nowe stroje meczowe, kilkanaście worków. Chłopaki się cieszyli, że będą mogli w nich zadebiutować w sobotę. Ale co nam po nich, jak przegramy? Jak przegrywasz, to nie ma znaczenia, jak jesteś ubrany. Oni to wiedzą.
– Da się wyczuć, że jest Pan dla nich, jak ojciec.
– Jak każdy sprawiedliwy ojciec wiem, kiedy jest czas na pracę, a kiedy na więcej luzu. Mamy jasno określone zasady. Na treningach jest skupienie, cisza i pełna powaga. Po treningach czy w szatni mamy więcej okazji do uśmiechów. Wtedy zwodnicy wiedza, że jestem ich przyjacielem. Powiem Panu, że ja nawet za nimi tęsknie, jak mamy dzień wolny, to czekam już na trening, żeby z nimi popracować. Oni też czują, że rodzi się między nimi więź, że drużyna się cementuje. Potrafią zostać po treningu i rozmawiać, integrować się. W tych czasach to rzadkość. Nieprzypadkowo wybieraliśmy piłkarzy do Widzewa. Jest grupka wychowanków, jest grupka z Wielunia, paru z Poddębic. Dzięki temu ta integracja była szybsza.
– Kto jest największym żartownisiem w szatni?
– Zdecydowanie Świątkiewicz. To jest proszę Pana taki typ chłopaka, że wystarczy na niego spojrzeć i już nie można wytrzymać ze śmiechu. Ostatnio podpadł mi czymś na treningu, ale od razu sam się zorientował i bez polecenia zaczął robić pompki. Normalnie muszę każdemu krzyknąć: „pompujesz!”. Świątkiewicz już wiedział, więc bez komendy się położył z tą swoją szelmowską miną, bo już wiedział, co go czeka. Strasznie się z tego śmialiśmy.
– W czwartek czeka Was jeszcze przyjemne wydarzenie. Piłkarze i sztab szkoleniowy zaprezentują się przed kibicami.
– To nie będzie byle jakie wydarzenie. Ja cały czas powtarzam piłkarzom, że kibice są naszym dwunastym zawodnikiem, naszym przyjacielem. Jeżdżą za nami w każdy zakątek kraju, dopingują, a przecież mogliby w tym czasie pójść z dziewczyną do kina albo z kolegami na piwo. Musimy im się za to odwdzięczyć walką na boisku. Mecz można przegrać, bo to tylko piłka, ale braku ambicji i walki kibic nam nie wybaczy. Dlatego mówię im, żeby sami szli do fanów, podziękowali im za obecność, za wsparcie. Wie Pan, my musimy wszyscy tworzyć jeden organizm: drużyna, kierownictwo klubu i kibice. Wszyscy musimy być jednością, wtedy będzie prawdziwy Widzew. Nie mogę patrzeć, jak przyjeżdżają te młode chłopaki, zagrają mecz byle jak, a potem prysznic, żel na włosy i w miasto. Tutaj tego nie będzie. Najpierw będzie szacunek dla kibiców i klubu, potem można myśleć o sobie.
A na prezentacji mam nadzieję będzie taki pierwszy zalążek tej jedności między nami. Wspólnie się pobawimy i wtedy zespół już na pewno zrozumie, ile dla nas znaczy wsparcie trybun.
– Podobno szykuje Pan jakąś niespodziankę dla fanów?
– A i owszem, szykuję. Ja dostałem od Was prezent na ostatnim sparingu, więc też chcę się zrewanżować. Ale nie powiem co to będzie. Niespodzianka!
Rozmawiał Ryan
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON: