W lany poniedziałek przypominamy… „mecz na wodzie”
13 kwietnia 2020, 20:00 | Autor: RyanOd wielu lat w Poniedziałek Wielkanocny obchodzi się w Polsce śmigus-dyngus, czyli tradycyjne polewanie się wodą. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć mecz, podczas którego wszyscy obecni na stadionie przy al. Piłsudskiego zmokli do suchej nitki, ale z pewnością nikomu nie było do śmiechu.
Mowa oczywiście o spotkaniu z Piastem Gliwice w przedostatniej kolejce sezonu 2013/2014. Widzewiacy przystępowali do niego już jako spadkowicz z Ekstraklasy, a więc jedyną stawką było godne pożegnanie się z własnymi kibicami, ponieważ finałowe starcie miało odbyć się na wyjeździe. Takiego scenariusza nikt się jednak nie spodziewał…
Początkowo mecz miał się odbyć we wtorek, 27 maja, ale piłkarze za długo wtedy nie pograli. Nad Łodzią przeszła silna nawałnica, a obfite opady deszczu całkowicie zalały boisko uniemożliwiając grę. Czarne niebo, co jakiś czas rozświetlane przez uderzenia piorunów, robiło niesamowite wrażenie na wszystkich ludziach zgromadzonych na smutnym tego dnia stadionie. Jeden z fanów odczytał to jako symbol niezadowolenia wobec polityki Sylwestra Cacka zasłużonych widzewiaków, którzy na całą sytuację patrzą z góry…
Właścicielowi Widzewa, a także jego współpracownikom, dostało się jednak nie tylko z niebios. Krytyka spadła na niego również na ziemi. Na „Zegarze” fani powiesili wymowny transparent: „M. Cacek, S. Cacek, Animucki, Wlaźlik – WINNI”. Podest, z którego prowadzony jest doping przykrył natomiast mniejszy materiał z napisem „Cacek WON”.
Od samego startu zawodów w powietrzu wisiał wyjątkowy klimat. Kibice niemal przez całe dwanaście minut (tyle zdążono rozegrać we wtorek) śpiewali tylko jedną pieśń – „Czy wygrywasz, czy nie…” Gdy do dopingu włączał się cały stadion, wrażenie było niezwykłe.
„Zegar” nie przestał śpiewać nawet wtedy, gdy sędzia nakazał obu drużynom zejść do szatni, a w kuluarach trwała narada, co dalej. Ostatecznie, po pół godzinie stania na intensywnej ulewie, publiczność dowiedziała się, że tego dnia nie będzie jej dane pożegnać się z Ekstraklasą.
Zawody postanowiono dokończyć w środę wieczorem. Z racji kłopotów logistycznych, wielu fanów spoza Łodzi, a także wciąż nie najlepszej pogody, z przyjścia na stadion zrezygnowało sporo osób. Na trybunach stawiło się 3200 kibiców, którzy przez cały mecz dawali koncert godny tego klubu. Pieśni sławiące Widzew co jakiś czas przerywane były przez okrzyki skierowane do nieobecnego przy al. Piłsudskiego Sylwestra Cacka. Ponownie na podeście wisiał transparent „Cacek WON”, a ten z „winnymi” przeniesiony został na pustą Niciarkę. Trybuna B oraz część trybuny A zostały zamknięte, by zminimalizować koszty organizacji meczu, a fani stamtąd przenieśli się na „Prostą”.
W specyficznej atmosferze odnaleźli się piłkarze, którzy wypełnili obietnicę i w pożegnalnym meczu wygrali z Piastem 2:1, po bramkach Marka Wasiluka i Eduardsa Visnakovsa, a także honorowym trafieniu Wojciecha Kędziory. Po końcowym gwizdku drużyna zrobiła jeszcze rundę wokół trybun, podziękowała za doping, który towarzyszył jej przez cały sezon i uciekła do szatni.
Kilka dni później widzewiacy pojechali do Lubina, gdzie w obecności 1100 fanów z Łodzi zremisowali z Zagłębiem 3:3, ale później mecz został zweryfikowany jako walkower na korzyść gości. To było jednocześnie ich ostatnie spotkanie w Ekstraklasie. Jak długo będziemy musieli czekać na kolejne? Miejmy nadzieję, że jeszcze tylko kilkanaście miesięcy…
Widzew Łódź – Piast Gliwice 2:1 (1:0)
30′ Wasiluk, 70′ Visnakovs – 83′ Kędziora
Widzew:
Wolański – Stępiński, Augustyniak, Nowak, Wasiluk – Kasprzak (83′ Mroziński), Okachi – Alex Bruno (55′ Kaczmarek), Cetnarski, Rybicki – Visnakovs (90′ Narożnik)
Rezerwowi: Mielcarz – Kozłowski, Leimonas
Piast:
Trela – Matras, Horvath, Hebert, Król – Martinez, Hanzel -Podgórski, Jurado, Badia – Kędziora
Rezerwowi: Szumski – Klepczyński, Pola, Szeliga, Izvolt, Cicman, Kwaśniewski
Żółte kartki: Augustyniak – Martinez, Król, Matras
Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Widzów: 3200
Miałem wszystko mokre (w butach pluskało), pamiętam że tylko telefon osłaniałem jak mogłem.
W zyciu tak nie zmoklem, dwa dni z rzedu:)
Pamietam ten okres. Na meczu nie moglem byc. byc moze sie myle ale patrzac na nazwiska to teraz lekki szok ze spadlismy
Po tym meczu nie miałem na sobie NIC suchego. Ciężko to odchorowałem, ale zanim padłem obejrzałem jeszcze dokończony mecz…
Proszę jaki skład i spadek, dziś Mandiangu to dla was kot,a Kristo i Kazimierowicz to dla wielu nieodżalowani playmakerzy.
Niby jaki skład? Wolański jak broni wszyscy wiemy. Augustyniak i Nowak jeszcze wtedy nieopierzeni, na samym początku kariery, a byli to nasi stoperzy podstawowi. Na bokach również młodziutki i słaby Stępiński (gdzie niby dziś jest ten talent?) i dwumetrowy Wasiluk (doprawdy świetne warunki na bok obrony). Środek pola jeszcze powiedzmy, że daje radę, zawsze ceniłem Kasprzaka, choć Okachi potem widać było jaki zanotował zjazd, a Cetnarski miał w karierze tak naprawdę jeden dobry sezon. Skrzydła – chłopak wzięty z plaży i polski Neymar, który później na poziomie ekstraklapy nawet się nie utrzymał. W ataku Wiśnia, który po dobrym wejściu do… Czytaj więcej »
Nie chcesz pamietac czy nie mozesz? Wolan mial wtedy runde zycia.
Pamiętam, tylko co to zmienia?
smutne to były czasy. Trzeba było tą bandę frajera Cacka pogonić dużo wcześniej