W. Cisek: „Sobolewski znał się na piłce od A do Z”
29 marca 2020, 08:50 | Autor: KamilIdolem wielu kibiców Widzewa na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był Wiesław Cisek. Napastnik, a później boczny obrońca, reprezentował barwy łódzkiego klubu przez ponad osiem sezonów. Niedawno na portalu „Łączy nas Piłka” pojawił się wywiad z nim. Co mówił?
Cisek (na zdjęciu w środku) trafił do Widzewa z Legii Warszawa, choć na jego celowniku był już wcześniej. „Widzew interesował się mną jeszcze, gdy byłem w Resovii. Prezes Sobolewski z trenerem oglądali mnie dwa razy, kiedy graliśmy przeciwko Włókniarzowi w Pabianicach. Potem trzy razy przyjeżdżał do Albigowej, by mnie namawiać. Wtedy się mu nie udało, bo przyszło powołanie do wojska, ale jak widać, dopiął swego kilka lat później. Rzeczywiście, miałem jeszcze pół roku służby zasadniczej, ale i to Sobolewski załatwił. Po prostu pojawił się odpowiedni wpis w książeczce wojskowej, że ją odbyłem. To był bardzo sympatyczny człowiek, szanował piłkarzy i panował nad wszystkim w Widzewie. Znał się na piłce od A do Z. Miał też wokół siebie ludzi, którzy mu w tym świetnie pomagali, jak Stefan Wroński czy długoletni kierownik zespołu Tadek Gapiński” – stwierdził w rozmowie z Andrzejem Klembą.
12-krotny reprezentant Polski przeszedł do drużyny, która w składzie wciąż miała wiele gwiazd, ale nie potrafiła już nawiązać do sukcesów sprzed kilku lat. Dlaczego? „Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zespół rzeczywiście wciąż był silny, bo nie brakowało reprezentantów Polski, jak Roman Wójcicki, Marek Dziuba czy Włodek Smolarek. Do tego Krzysztof Surlit, Kazimierz Przybyś, Mirek Myśliński czy Wiesław Wraga. Może nie była to drużyna na mistrza, ale na pewno na miejsce dające grę w europejskich pucharach. A to udało nam się tylko raz” – przyznał piłkarz.
W 1990 roku Widzew z Ciskiem składzie spadł do II ligi, ale tuż po powrocie do elity wywalczył awans do europejskich pucharów. W nich trafił na Eintracht Frankfurt… „Niestety pamiętam to spotkanie. Mam nawet na kasecie wideo nagranie tego meczu z Eintrachtem. Oglądałem je kilka razy i tyle co my błędów narobiliśmy… A Niemcy byli bezlitośni. Właściwie wykorzystali każdą sytuację. Duży wstyd, zastanawialiśmy się, jak tu pokazać się na mieście. Na szczęście zaraz po tym meczu graliśmy z walczącą o mistrzostwo Legią. To chyba najlepsze, co mogło nam się przydarzyć. Gadaliśmy długo przed tym spotkaniem, a potem dosłownie chcieliśmy zeżreć trawę, byle chociaż trochę się zrehabilitować w oczach kibiców. Wygraliśmy 2:0. To było bardzo ważne, bo kolejna porażka mogła nas tylko dobić. I wtedy psycholog chyba, by nam nie pomógł” – wspomniał 57-latek.
Były gracz łódzkiego klubu przywołał też ciekawą anegdotkę na temat trenującego go Bronisława Waligóry. „Prezes Sobolewski miał nosa też do trenerów i zwykle dobierał takich, którzy byli charakterystyczni. Bronisław Waligóra wprowadzał największy rygor. Był ostry, ale w rozmowach jeden na jeden był bardzo miłym człowiekiem. Do tego elegancik, z apaszką pod szyją i bardzo energiczny. Był jednak przekonany, że ciągle chodzimy po lokalach. Przychodził do szatni i mówił: »Wiem, że byliście w knajpie. Jeden z was dzwonił do mnie do domu i się rozłączył. Na pewno sprawdzaliście, czy siedzę w mieszkaniu«. Wsiadał w auto i szukał nas po Łodzi. Robił też spotkania z naszymi żonami i dziewczynami. Zakazywał im seksu z nami na co najmniej dwa dni przed meczem, byśmy byli w pełni gotowi” – zdradził w wywiadzie.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej, wychowanek Resovii wrócił w rodzinne strony i… założył klub Arka Albigowa, którego jest prezesem. „Arka powstała w 2003 roku. Pełniłem tam chyba każdą funkcję: piłkarza, trenera, działacza, prezesa, robotnika czy dozorcy. Dostaliśmy 3 hektary ziemi od gminy Łańcut i powoli zaczął powstawać obiekt. Społecznie go budowaliśmy razem z mieszkańcami Albigowej. Nie było łatwo, bo na przykład te hektary trawy musieliśmy kosić zwykłymi ogrodowymi kosiarkami. Są dwa boiska, trybuna, a niedługo będzie sztuczne oświetlenie. To nam pozwoli trenować po zmroku, bo przecież w A-Klasie wszyscy normalnie pracują i jesienią trudno ćwiczyć za dnia. W klubie są trzy drużyny młodzieżowe i seniorzy” – dodał Cisek.
Pełną treść wywiadu z Wiesławem Ciskiem znaleźć można TUTAJ.
Foto: Łączy nas Piłka
Wiesław Cisek przeszedł do Widzewa z Legii w rozliczeniu za Dziekanowskiego po słynnym wywiadzie tego drugiego, kiedy Łódź mu śmierdziała. I to był zjazd w dół Widzewa bo co by nie mówić Cisek to nie miał nawet połowy umiejętności Dziekana. Słaby z niego napastnik został później przekwalifikowany na prawego obrońcę i jakoś się w naszym Widzewie uchował na kilka sezonów. Straszny to był czas jak Cisek przychodził bo kojarzę go z utratą w tragicznych okolicznościach także Jurka Wijasa. Warszawka koniecznie chciała zniszczyć Widzew co jej się częściowo udało. Dlatego na samo słowo Legia chce mi rzygać. I nie ważne czy… Czytaj więcej »
Mała uwaga, p. Wiesio to był LEWY obrońca…
Przyszedł jako napastnik,no ale pożytku z niego nie było.
Wiesiu, pozdrawiamy !
Taka pierwotna wersja Piszczka i jeśli chodzi o zmianę pozycji no i wiadomo.Lata 80,90 korupcja była niejako wpisana w ten sport ale nie znajdzie się jeden odważny który po latach się przyzna.Grajewski raptus,haha,no takiego tłumaczenia nie słyszałem nigdy.Wystarczylo powiedzieć tak było, walnąć się w pierś, lub nie było NIGDY NIE SPRZEDAŁEM MECZU.
Jest wywiad z grajewskim,w ktorym mowi,ze nigdy nie sprzedal zadnego meczu.
Włącz funkcje zrozumienie.Grajewaki wywalił kilku sprzedawczyków.Co do Pana Ciska jeszcze to pierwsze skojarzenie to wymiana za Dziekanowskiego,no i powolna degrengolada właśnie z Panami typu Cisek,Kosowski,Putek, Podsiadło, też Iwanicki i pewien obrońca którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć ale biegał jak pokraka, może ktoś pomoże?
Przypomniałem sobie Krzysztof Wewiòr.
U nas gral Kaziu Przybys, a nie Krzysiu
Moze pan Wiesiu opowie cos o swoim ostatnim meczu w Widzewie w 1993 r. z Polonia W. Nie wiem czy dla kogos on jest idolem.
A tych co przegrali z Eintrachtem mielismy powiesic ?????
To jest sport takie mecze sie zdarzaja