TMRF zagrał sparing w nowych strojach
10 marca 2015, 08:56 | Autor: RyanW niedzielę piłkarze Towarzystwa Miłośników Rozwoju Fizycznego rozegrali kolejny mecz sparingowy. Tym razem gości w Opatówku, mierząc się w tym widzewskim mieście z zespołem KS-u. W spotkaniu tym kibicowska drużyna wystąpiła po raz pierwszy w nowych strojach, przygotowanych na rundę wiosenną.
Stroje przygotowała sponsor techniczny TMRF, firma „Lanista”. Po raz pierwszy na koszulkach znalazło się również logo sponsora głównego klubu, „7 Sadów”. Poniżej prezentujemy nietypową, bardzo ciekawą, obszerną relację ze sparingu, przegranego niestety 2:3.
8 marca to nie tylko międzynarodowy dzień pantofla, ale też doskonała okazja do tego, by pouganiać się za „tym skórzanym przedmiotem pożądania 22 mężczyzn” – jak trafnie kiedyś zauważył Andrzej Zydorowicz.
Jak się mogliśmy wczoraj przekonać, jednym z najlepszych miejsc do tego jest Opatówek. Miejscowość położona 110 km od Łodzi, w której bije tak wiele Widzewskich serc. Na takie zaproszenia nie odpowiada się TAK lub NIE, tylko KIEDY. Ostatecznie ze względu na planowany 7 marca mecz Widzewa z Sandecją, przekładamy sparing na wspomniany na samym początku 8 marca. KS Opatówek to bez wątpienia jeden z dwóch najsilniejszych przeciwników z jakimi przyjdzie/przyszło nam się zmierzyć tej zimy. W związku z tym mecz z drużyną z Opatówka potraktowaliśmy niezwykle prestiżowo; po pierwsze ze względu na jego „Widzewski” podtekst, ale też możliwość sprawdzenia się z zespołem występującym dwie klasy wyżej, do tego w silnym piłkarsko okręgu, jakim jest wielkopolska.
Co prawda do meczu przystępujemy lekko osłabieni brakiem kilku zawodników, którzy bądź to przegrali z chorobą bądź też przystępowali tego dnia do ważnych egzaminów, tylko czy można sobie wyobrazić lepszy moment do udowodnienia swojej przydatności do drużyny przez zmienników?
Mecz w naszym wykonaniu tradycyjnie rozpoczynamy ze związanymi nogami, dając zdominować się przeciwnikowi i już na początku spotkania tracimy bramkę. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że pierwsze dwadzieścia minut było w naszym wykonaniu fatalne, bardziej przypominaliśmy przypadkową zbieraninę niż zespół. I gdy w głowach miejscowych kibiców zaczęła pojawiać się myśl o tym czy mecz zakończy się 3-0, a może 4-0, zaczęliśmy wchodzić na właściwe obroty oraz przejmować powoli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Efektem tego jest nie tylko strzelona przez nas bramka, ale też kolejne stwarzane sobie sytuacje. Na przerwę schodzimy z wynikiem remisowym, zaś na trybunach zaczęto obstawiać nie to w jakim rozmiarze wygrają gospodarze, a kto wygra ten mecz. Na drugą połowę wychodzimy zmotywowani i zapominamy o tym, co było nie tak w pierwszych 45 minutach. Gra jest wyrównana, zarówno my jak i gospodarze stwarzamy sobie sytuacje do zdobycia bramki. Na boisku pachniało bramką, do tego bardziej zapach ten można było wyczuć w polu karnym naszych przeciwników. Jak to jednak w piłce bywa niewykorzystane sytuacje się mszczą i w ten oto sposób tracimy bramkę, a za chwilę kolejną. Ktoś mógłby w takiej sytuacji powiedzieć „koniec”, bo rzeczywiście jak się dostaje dwie bramki, a przy tym nie wykorzystuje takich okazji jak te, które my sobie stworzyliśmy, to może się odechcieć grać dalej. Na całe szczęście potrafiliśmy się podnieść i powalczyć w tym meczu do końca. Pięć minut przed końcem strzelamy kontaktową bramkę i do ostatniej minuty spotkania dążymy do wyrównania. Nie zawsze jednak jest 18 czerwca. Najważniejsze, że dwa razy potrafiliśmy wziąć się w garść i pokazać, że też „coś tam” potrafimy. Wstydu na pewno nie było, a wręcz odwrotnie, gdyż w pomeczowych rozmowach zarówno kibice jak i sztab trenerski oraz zawodnicy z Opatówka byli pod wrażeniem, że tak może grać B-klasowa drużyna, która istnieje raptem od pół roku.
Raz jeszcze dziękujemy za zaproszenie, mecz oraz wszystko to co działo się po nim. Bo tak jak już zapewne niektórzy z Was mogli się przekonać, to z Opatówka nie wyjeżdża się od tak. Po meczu nie mogło zabraknąć grilla oraz wspólnego biesiadowania. Oczywiście o wszystko zadbał znany i lubiany w widzewskiem środowisku prezes KS Opatówek. Nikomu nie miało prawa nic zabraknąć, atmosfera jak przy, a właściwie po prawdziwym meczu przyjaźni… no i w takim miejscu to i można pozwolić napić się piwa zawodnikom po meczu. Tak pewnie moglibyśmy integrować się do dziś. Wiadomo jednak, że liga tuż, tuż i tak z bólem serca, ale jednak musieliśmy wracać. Oczywiście bez rewanżu się nie obejdzie i już dzisiaj zapraszamy do Łodzi. Od razu też uprzedzamy, że tym razem zwycięstwo będzie nasze.
PS. Dziękujemy również kibicom, którzy przyjechali tego dnia na grilla, znaczy się nas dopingować. Zarówno tym z Łodzi, Piotrkowa, Żyrardowa jak i Bełchatowa. W Opatówku tylko WIDZEW!!!