T. Łapiński: „Służę radą i dzielę się spostrzeżeniami”
11 października 2017, 12:53 | Autor: KamilMimo że o powrocie Tomasza Łapińskiego do Widzewa wiadomo od miesiąca, dopiero pod koniec września został on formalnie pracownikiem klubu. Z tej okazji w ostatnim numerze programu meczowego „Widzew Gol!” znalazł się wywiad z byłym obrońcą.
Popularny „Łapa” już od początku swojej kariery piłkarskiej był obiecującym zawodnikiem, dzięki czemu znalazł się w publikowanym przez „Piłkę Nożną” corocznym zestawieniu najlepiej rokujących piłkarzy. W efekcie zainteresowały się nim trzy kluby – Widzew, Zagłębie Lubin i Legia Warszawa. Mimo dość dużej odległości dzielącej rodzinne Łapy od Łodzi, zdecydował się on na przeprowadzkę do tego miasta. Duże znaczenie miała też obecność w Widzewie dwóch osób. „O tym, że wylądowałem w Łodzi zdecydowały dwie sprawy. Prezesem klubu był Wiesław Brzozowski, który też pochodził z Łap i był znajomym rodziców. To było naturalne, że skoro się z nimi zna, to zaopiekuje się młodym chłopaczkiem. Po drugie to osoba trenera Oresta Lenczyka” – wyjaśnił 36-krotny reprezentant Polski.
Pierwsze lata gry w Widzewie to okazja do wspólnej gry z zawodnikami występującymi w latach 80. w europejskich pucharach. Wszyscy oni cieszyli się dużą estymą wśród młodych, jednak wszystko odbywało się według bardzo poprawnych zasad – legendy w żaden sposób nie próbowały poniżać nowych graczy. Sam Łapiński miał okazję występować w Lidze Mistrzów kilka lat później. W tamtej drużynie panowała bardzo dobra atmosfera, która według anegdoty „nie rodziła się w bólu, zaś w jednym z łódzkich lokali przy ulicy Piotrkowskiej„. O wszystkim wiedział oczywiście trener Franciszek Smuda „Nie chodziło o ból, tylko o to, że zwycięstwa miały się rodzić w pubie John Bull” – sprostował „Łapa„.
Zgranie na boisku i poza nim było bardzo pomocne w osiąganiu przez Widzew sukcesów w latach 90. Cała drużyna cechowała się wielką ambicją i wiarą do samego końca w pozytywny wynik. Rezultatem były między innymi dwa wygrane w dramatycznych okolicznościach mecze z Legią na Łazienkowskiej, które wraz z finałem Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku Łapiński zalicza do najlepszych występów w karierze. Uważa jednak, że w Europie widzewiacy mogli osiągnąć jeszcze więcej. „Gdybyśmy mieli więcej doświadczenia i dłuższą ławkę rezerwowych, to byśmy nie przegrali w Madrycie a w Bukareszcie nawet wygrali” – zaznaczył były obrońca.
Z Widzewa piłkarz odszedł w 2000, głównym czynnikiem była zaś zła finansowa sytuacja klubu. Odejście to wcale nie było mu na rękę i początkowo nie chciał tego robić. Sytuacja była jednak na tyle tragiczna, że Łapiński nie miał wyjścia – inaczej musiałby grać za darmo. Teraz „Łapa” wraca do Łodzi. Nie po raz pierwszy, jednak w nowej roli.
Jako doradca zarządu do spraw sportowych ma wraz z trenerem Franciszkiem Smudą pomóc w odbudowie klubu. „Jestem na co dzień z chłopakami, służę im radą, dzielę się spostrzeżeniami i doświadczeniem. Przede mną nic nie ukryją, a ja staram się im podpowiadać. Druga sprawa to myślenie o wzmocnieniach zespołu” – opowiedział o swoim zakresie obowiązków. De facto nie jest on zbyt rozbudowany i rodzi się pytanie, czy dodatkowa osoba na liście płac, która będzie „myślała” i „służyła radą” jest niezbędna. Pozostaje wierzyć, że w klubie wiedzą, co robią.
Na koniec były piłkarz zwrócił uwagę, że mimo fantastycznej atmosfery panującej podczas meczów przy Piłsudskiego nie wolno zapominać o poziomie, na którym znajduje się teraz Widzew. Bardzo ważna jest koncentracja przy okazji każdego kolejnego spotkania. Tylko dzięki takiej postawie klubowi uda się wrócić na należne mu miejsce. „Mamy zespół trzecioligowy, który do każdego meczu musi podejść maksymalnie zdeterminowany. Walką i umiejętnościami wywalczyć trzy punkty. Nikt za nazwę ich nam nie odda. Mam nadzieję, że awansujemy i będziemy budować coraz mocniejszy zespół” – zakończył Łapiński.