T. Figlewicz: „Wątpić, to tak jakoś nie po widzewsku”
8 maja 2015, 18:33 | Autor: RyanOstatnie miesiące, to okres nieustannych zaburzeń i niezbyt fortunnych działań w sposobie zarządzania Widzewem. Nic więc dziwnego, że coraz więcej kibiców sfrustrowanych jest bieżącą kondycja klubu. O nastrojach i planach na przyszłość WTM zamienił kilka słów z Prezesem OSK „Tylko Widzew”, Tomaszem Figlewiczem.
– Jak oceniasz to co się teraz dzieje?
– No ciekawie jest (śmiech). Nudzić się na pewno nie sposób.
– Emocji dostarczają też media. Podobno nawet Legia chce podkupić nasz herb.
– Powiedziałem już Panu Darkowi Postolskiemu w Radio Łódź, że plotek nie komentuję i zdania nie zmieniam. Jest pytanie, czy w ogóle jest intencja sprzedaży.
– Czyli Ty też wyczuwasz w całej tej operacji znamiona tzw. „ustawki”?
– Nie podejmę się jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Treść oferty może podpowiadać, że całość to właśnie pewna forma jakieś biznesowej „ustawki” Prezesa. Pewności jednak nie ma. Wcześniejsze doniesienia o skupie widzewskich długów, w zderzeniu z ofertą sprzedaży herbu, dawać mogą w konsekwencji wiele interesujących scenariuszy. Klika z nich każe się poważnie zastanowić, czy osamotniony obecnie we władzach RTS-u Pan Cacek jest jeszcze w stanie kontrolować to, co się dzieje wokół klubu.
– Nie pierwszy raz w środowisku kibiców zawrzało, gdy klub poinformował o planach sprzedaży herbu.
– Bez względu na to, czy mówiąc w cudzysłowie „sprzedaż” herbu jest sposobem na poprawę sytuacji Widzewa, czy też ostatnią linią obrony przed jego upadkiem, to trzeba sobie jasno powiedzieć – wśród kibiców nie ma zgody na takie pogrywanie elementami dla historii i tradycji Widzewa najważniejszymi! Jeżeli Pan Cacek nie potrafi zrozumieć, w jakiej sytuacji stawia ponad 100-letni klub, to proponuję, aby wyobraził sobie, że nagle wszyscy mieszkańcy Łodzi publicznie deprecjonują jego sieć restauracji. Wszyscy nagle zaczynają narzekać na serwowane tam jedzenie, wymyślać niestworzone historie na temat sytuacji zastanych podczas wspólnych rodzinnych posiłków. W ten sposób wartość firmy spada do takiego poziomu, że bez problemu wykupić ją może inny podmiot, nawet właściciel budki z hamburgerami. To, że jest się właścicielem spółki nie oznacza, że może z nią robić co mu się tylko podoba.
– Najgorszy w tym wszystkim jest brak dialogu. Ładnie ujął to jeden z kibiców, żartując sobie, że teraz nawet nie wiadomo do kogo iść, żeby w mordę dać…
– Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze okazja, aby tą sprawę bliżej Sylwestrowi Cackowi wyłuszczyć. Jeżeli to akt desperacji, to przyznaję, że wiele wysiłku i błędów musiało kosztować Cacka i jego zaciężną ekipę, żeby na taki poziom nas sprowadzić. Jeśli zaś to sposób na poprawę sytuacji, to instynkt i takt znów zawiódł Prezesa. Uważam bowiem, że takie sprawy widzewiacy powinni załatwiać we własnym gronie i nie potrzeba do tego quasi przetargów czy dziwnych podchodów.
– No właśnie, ale jak załatwić to we własnym gronie, skoro relacje klubu, a w zasadzie jego Prezesa ze środowiskiem kibiców, delikatnie mówiąc nie są najlepsze?
– Tak, delikatnie mówiąc (śmiech). Emocje są tak podgrzane, że za chwilę to wszystko wykipi i trudno będzie wówczas powiedzieć, czym to wszystko się zakończy. Nie wiem, czy to jest robione celowo, czy też jest to wypadkowa błędów i wypaczeń, jakie towarzyszą klubowi. Niemniej igranie z tym, granie tymi emocjami oceniam jako nie najlepszy sposób na życie i radziłbym się zastanowić, czy aby na pewno droga, która została wybrana, to jest najlepszy sposób dojścia do celu.
– Niektórzy kibice czekają na jakiś sygnał „z góry”, który powie im, co robić, jak się zachować.
– Nie mam wątpliwości, że widzewiacy nie mają problemów z klubem jako takim. Gotowość wielu osób do niesienia pomocy RTS-owi, zalew pomysłów płynących ze wszystkich stron jest tego najlepszym przykładem. Jestem przekonany, że pomijając emocje – nazwijmy to – personalne, wszyscy są gotowi pomóc klubowi. Jest tylko jedno „ale”. Jak to zrobić, skoro nawet nie wiadomo, co w tej chwili najlepiej klubowi mogłoby pomóc? Pan Cacek rzucił hasło wspólnego działania na rzecz Widzewa i… chyba o nim zapomniał, bo jakoś nie kwapi się, aby pociągnąć temat. Albo jest tak dobry, że dalej wszystko pociągnie sam, albo też czuje się nieco… skrępowany tym, że jednak bez tego „ksenofobicznego środowiska” ten Widzew nigdy nie będzie prawdziwym Widzewem.
– Jakieś ruchy jednak są wykonywane. Możesz to przybliżyć?
– Trochę już o tym rozmawialiśmy. Nie wiemy w sumie, jakie są oczekiwania klubu i Cacka. W komunikatach płynących z klubu, głównie od Prezesa było dużo emocji, frustracji. Nie kończyły się one konkretami. My jednak układu nie spłacimy. Wbrew temu, co próbuje sugerować Pan Cacek, mamy niskie poczucie odpowiedzialności za długi, które w klubie narobiła jego ekipa. W sprawie licencji też decyzji nie podejmiemy. Wreszcie za piłkarzy meczów wygrywać nie będziemy, choć osobiście uważam, że wspieranie ich jest obowiązkiem każdego kibica.
– W których aspektach środowisko kibiców ma możliwość działania?
– Trzeba zająć się tym, na co mamy wpływ, co możemy w jakiś sposób kontrolować, a co jednocześnie stale będzie pozwalało myśleć o Widzewie w czasie przyszłym. Sprawę budowy stadionu i ciągłego jej monitorowania tylko sygnalizuję, bo to sprawa w naszym działaniu oczywista. Jak już jest okazja, to ostrzegam jednak przed nadmiernym optymizmem. Stadionu jeszcze nie ma, a Łódź nie takie przerwane inwestycje widziała. Mocno działamy w celu urzeczywistnienia idei budowy ośrodka treningowego na Widzewie. Sprawa jest ważna nie tylko dla drużyny, ale dla całej sportowej młodzieży ze wschodniej części miasta, części tak mocno zapomnianej przez obecne władze. Będziemy twardo rozliczać obietnice przedwyborcze łódzkich polityków, w tym przede wszystkim Pani Prezydent Zdanowskiej. Rafał Markwant,z naszą pomocą, tutaj na pewno nie odpuści. Sprawa ośrodka to w ogóle szeroki wątek i pewnie na inną rozmowę.
– Jak wygląda współpraca z innymi osobami, który Widzew leży na sercu?
– Mając świadomość tego, że w naszym klubie nie dzieje się dobrze, dążymy również do nawiązania jak najściślejszej współpracy z tymi wszystkim, którym stale zależy na Widzewie. Informowaliśmy już, że zacieśniliśmy kontakt ze środowiskiem byłych piłkarzy Widzewa. Nie chcemy na tym poprzestać. Jesteśmy w stałym kontakcie z Grześkiem Waraneckim, korzystamy z podpowiedzi i doświadczeń innych osób, które pracowały lub pracują dla Widzewa. Prawdę mówiąc każdy dzień przynosi nam tutaj coś nowego. Myślę, że warto tutaj poinformować, że jako stowarzyszenie nawiązaliśmy kontakt z profesjonalną firmą konsultingową w celu opracowania możliwego w realizacji planu wyjścia z obecnego kryzysu. Mamy możliwość bliższego przyglądania się trwającym pracom i trzeba przyznać, że wygląda to interesująco. Pamiętać trzeba o jednym. By cokolwiek miało szanse się udać, potrzebne jest odpowiedzialne współdziałanie co najmniej trzech podmiotów: właściciela klubu, przedstawicieli miasta oraz kibiców. Zobaczymy, czy wszystkich nas na to stać.
– Może potrzeba znaleźć innego właściciela?
– Rozwijamy również wątek poszukiwania podmiotu, który byłby zainteresowany wejściem do klubu i uporządkowania jego spraw. To jednak materia niezwykle delikatna, no bo jak zaoferować komuś coś, co tylko emocjonalnie jest twoje, ale prawnie należy do kogoś innego? I czy wreszcie ten „ktoś inny” jest w ogóle zainteresowany taką pomocą? Ale o tym już mówiłem.
– Nie masz obaw, że ta historia za chwilę się skończy i trzeba będzie zacząć wszystko od nowa?
– Jasne, że takie obawy są. Pamiętam jak na początku przygody Pana Cacka z Widzewem jeden z członków jego menedżerskiego „Dream Teamu” stwierdził, że futbol to handel emocjami. Na pewno miał rację. Nie wiem tylko, czy również świadomość tego, że emocje jakie szykuje Sylwester Cacek, również jego rękoma, mogą za chwilę doprowadzić do takiego wzburzenia widzewiaków, że zachować kontrolę nad tym wszystkim będzie niezwykle trudno. Musimy zrobić wszystko, aby w chwili najcięższej próby Widzew był w sposób najlepszy, na jaki nas stać, przygotowany do dalszego działania. Te rzeczy robione „na wszelki wypadek” są jednak powszechnie znane i szkoda chyba to tutaj szerzej komentować.
– Co byś powiedział tym, którzy już zwątpili?
– Głowy do góry. Wątpić to jest tak nie po widzewsku. Gramy twardo, do końca i wierzę, że to wcale nie będzie koniec Widzewa.
Rozmawiał Ryan