T. Figlewicz: „Jesteśmy w chmurze szumu informacyjnego”
28 maja 2015, 11:43 | Autor: RyanPętla wokół Widzewa coraz bardziej się zaciska. Wczoraj niepokojący komunikat przekazał Grzegorz Waranecki, który między wierszami powiedział, że klub nie może liczyć na pomoc, dopóki jest w nim Sylwester Cacek. Co o bieżących wydarzeniach sądzi Prezes OSK „Tylko Widzew”, Tomasz Figlewicz?
– Kiedy możemy spodziewać się szczegółów związanych z planem ratowania Widzewa?
– Prawdę mówiąc, nie wiem i trochę jestem zdziwiony, że mnie o to pytasz.
– Zdziwiony? Przecież Grzesiek Waranecki wskazuje na Ciebie, jako osobę, która z nim współdziała w zakresie ratowania naszego klubu.
– Sam się zastanawiam, czemu moje nazwisko stało się ostatnio tak modne. Istotnie, jestem z Grześkiem w stałym kontakcie, przekazuje mi on informacje na temat ruchów, które wykonuje czy jakie za chwilę chce wykonać. Nie oznacza to jednak wcale, że jestem jednym z realizatorów tych działań. Powiem więcej, ja w tej chwili mam duży problem, żeby zrozumieć o co w tym chodzi i do czego to wszystko ma nas jako Widzew zaprowadzić.
– Ciężko odnaleźć jakąś konkretną myśl w sekwencji tych ostatnich zdarzeń…
– Uważam, że jesteśmy w jakieś chmurze ciężkiego szumu informacyjnego. To ona przysłania nam wszystko i nie sposób powiedzieć ,co za ową chmurą się dzieje. Przykład: rozpropagowano wiedzę na temat rezygnacji Sylwestra Cacka. „Cacek odchodzi z Widzewa” – głosiły komunikaty. Większość – nie wiem na jakiej podstawie – uwierzyła wręcz, że Cacek wyzbył się już wszystkich akcji Widzewa. Tymczasem Pan Prezes nigdzie nie odszedł, nawet jego dymisja nie została przyjęta przez Radę Nadzorczą. O zmianie właścicielstwa już nawet nie wspominam. Jest też inna ciekawa sprawa. Jak i komu wyszło, że wykup 6 000 akcji da większość w akcjonariacie spółki? Pozostanie to dla mnie na długo matematyczną zagadką…
– Wniosek jest więc jeden: żadnego konkretnego planu nie ma.
– Tego nie powiem, bo nie wiem. Może przecież istnieć taki plan, ale ja (my), wcale nie musimy znać jego istoty. Choć możemy być jego częścią.
– Co masz na myśli?
– No choćby to że istnieje jakiś bliżej nieokreślony pomysł zakupu akcji z drugiej emisji. Akcje mieliby kupować kibice. I choćby to wskazuje na jakąś naszą rolę, w tym pomyśle.
– Kupiłbyś takie akcje?
– Pomijając sprawę, czy mnie na to stać to, żeby wejść w jakąś spółkę – a przecież o tym rozmawiamy – chciałbym wcześniej poznać jej stan, strukturę zadłużenia, strukturę wierzycieli, obecną kondycję tego podmiotu, plany na przyszłość itp. W tej chwili o sytuacji klubu, rozumianej jako sytuacja spółki, wiemy tyle, że jest bardzo źle. Tak przynajmniej wygląda jej obraz medialny. To nie wystarcza jednak do podjęcia świadomej decyzji o zakupie bądź nie. Nie wiem co to są za akcje, czy ich emisja nie była w jakiś sposób klauzulowana, czy one dają jakieś uprzywilejowanie czy może wręcz przeciwnie. Inna sprawa, jak kupić te akcje. Właściciele klubu chcą, aby je kupować, ale nigdzie klub nie ogłosił, jak to zrobić. Jest zatem pytanie: chcą czy nie chcą sprzedawać?
– Twoim zdaniem kibice chcący zareagować na apel Grześka powinni iść tą drogą?
– Każdy jest strażnikiem własnych pieniędzy. Jeżeli ktoś ocenił sprawę, oszacował ryzyko i stwierdza, że jest gotów je ponieść, to przecież nie ma takiej siły, która mu tego zabroni. A ryzyka przecież małe nie są: nie realizowany układ sądowy, wniosek o upadłość klubu złożony do sądu, degrengolada sportowa, niskie prawdopodobieństwo uzyskania licencji, „interesujący” sposób prowadzenia biznesu sportowego przez Prezesa-współwłaściciela spółki itp.
– Sugerujesz zatem, że nie warto?
– Ja niczego nie sugeruję. Ja tylko twierdzę, że każdy kierując się sercem i rozumem, ma prawo sam ocenić, czy to jest ta droga, którą chciałby uratować klub.
– Stowarzyszenie, któremu prezesujesz, ma jakiś alternatywny pomysł?
– Żeby pomóc Widzewowi, to przede wszystkim ten Widzew musi tego chcieć. Ja nie jestem przekonany, czy tak jest. Nie ma żadnego dialogu z klubem. Oceniam, że główną przyczyną tego stanu rzeczy jest postawa Zarządu klubu, który takiego dialogu nie potrzebuje. Stąd już prosty wniosek, że albo plan, pomysł na Widzew, jeśli jest, to nie wymaga rozmowy, tylko jednostronnej komunikacji , albo też nie uwzględnia w ogóle udziału kibiców. Póki co, stawiam na to pierwsze, bo tak to widzę poprzez szum informacyjny, jaki do nas dociera. Zresztąprzecież nie stoimy biernie z boku. Przeprowadziliśmy wewnętrzne rozmowy w ramach widzewskiej społeczności, notabene brał w tym udział Grzesiek, który dosłownie chwilę później stał się udziałowcem w klubie. Po tym wszystkim daliśmy czytelny sygnał, że jesteśmy otwarci na dialog z klubem. Zero odzewu. To też o czymś świadczy.
– Ludzie jednak palą się do działania.
– To prawda. Jednoznacznie muszę tutaj stwierdzić, że jest duża wola kibiców związana z ratowaniem klubu. To widać na naszych forach, w naszych rozmowach. Według mnie jednak musi to być wsparte jakimś realnym planem działania oraz realnym wsparciem osób, firm które byłyby gotowe podźwignąć ciężar działania klubu już teraz. Nie może być tak, że w tej chwili tylko kibice mają ponieść ciężar bieżącego utrzymania klubu, że o obsłudze zadłużenia nie wspomnę. Operowanie na rocznych, kilku milionowych budżetach, i to przez kilka lat opartych wyłącznie na składkach kibicowskich, to czyste science-fiction.
– Tym bardziej, że jeśli kibice dziś „wypłuczą” się z pieniędzy i pozytywnej energii, a spółka i tak wkrótce upadnie, to ci ludzie nie będą w stanie pomóc w jeszcze trudniejszym momencie – przy odbudowie klubu od podstaw. Dobrze kombinuję?
– Myślę, że sam sobie odpowiedziałeś (śmiech).
– Jaka czeka nas Twoim zdaniem najbliższa przyszłość?
– Cóż, odpowiem wymijająco: sam chciałbym wiedzieć. Może za chwilę właściciele klubu powiedzą nam coś więcej na ten temat. W ostatnim tygodniu słyszałem o wielu firmach, które miałby być zainteresowane współpracą z Widzewem. Fajnie byłoby wreszcie te firmy zobaczyć w widzewskim działaniu. Jestem bowiem dziwnie spokojny, że ich aktywne działanie byłoby wystarczającym sygnałem, żeby zacząć poważnie myśleć o odbudowie Widzewa.
Rozmawiał Ryan