Szota na wylocie, Sanchez spadł z ligi. Co u innych pożegnanych latem?
19 grudnia 2024, 13:18 | Autor: RyanPrzed rozpoczęciem obecnego sezonu pierwszą drużynę Widzewa Łódź opuściło aż dwunastu zawodników. Ich losy potoczyły się różnie. Jedni osiągali dobre wyniki w nowych barwach, inni musieli przełknąć gorycz porażki. Sprawdzamy, jak minęła im jesień.
Tylko jeden były widzewiak pozostał w polskiej Ekstraklasie, ale boiskowa rzeczywistość brutalnie go zweryfikowała. Mowa o Serafinie Szocie, który otrzymał propozycję pozostania przy Piłsudskiego, ale odrzucił ją, by przenieść się do Śląska Wrocław. Jego decyzja nie była wówczas dużym zaskoczeniem, bo trafiał do świeżo upieczonego wicemistrza Polski, z szansami na dalsze sukcesy i regularną grę na arenie europejskiej. Czas prysł bardzo szybko. Najpierw Śląsk nie przebrnął przez eliminacje Ligi Konferencji, a potem zaczął notować fatalne wyniki w rozgrywkach ligowych. Po jesieni jest zdecydowanie najgorszym zespołem i z zaledwie jednym zwycięstwem zamyka tabelę. Sam Szota przyczynił się do tego wszystkiego w niewielkim stopniu, bo rzadko dostawał szansę gry. Gdy już znajdował się na murawie, ustawiano go w roli kompletnie mu obcej – na lewej obronie. To się nie mogło udać i dziś piłkarz może żałować swojej letniej decyzji. Na pewno niezadowoleni są we Wrocławiu, bo defensor trafił właśnie na listę transferową. Wspomnieć trzeba także o Dawidzie Tkaczu, ale o nim nie można mówić, jak o byłym graczu RTS, bo jest jedynie wypożyczony do Stali Mielec. Ostatnie miesiące w jego wykonaniu szerzej opisaliśmy TUTAJ.
Trzech innych zawodników również spędziło minioną rundę na najwyższym poziomie rozgrywkowym, choć w innych krajach. Najbardziej udany okres ma za sobą Andrejs Ciganiks, który od razu po transferze do Lucerny stał się podstawowym graczem. Zaliczył siedemnaście występów w szwajcarskiej ekstraklasie, raz trafiając do siatki i notując trzy asysty. Przyczynił się więc do zajęcia wysokiego, czwartego miejsca w tabeli. Wciąż był też ważną postacią reprezentacji Łotwy, zaliczając pięć meczów w Lidze Narodów. Co ciekawe, zarówno w kadrze, jak i w klubie, Ciganiks nadal występuje na pozycji lewego obrońcy. Według portalu Transfermarkt został sprzedany przez łodzian za 230 tysięcy euro, a dziś wycenia się go na 700 tysięcy euro. Spory wzrost szacowanej wartości.
Gorzej wiodło się innemu piłkarzowi, na którym Widzewowi udało się zarobić, czyli Jordiemu Sanchezowi. Napastnik miał duże problemy z wywalczeniem miejsca w składzie japońskiego Sapporo, zaliczając tylko siedem ligowych spotkań. Uzbierał w nich zaledwie 270 minut i nie strzelił żadnego gola; do siatki trafił tylko w starciu Pucharu Japonii. Na domiar złego, jego zespół zajął przedostatnie miejsce i spadł na niższy poziom. Sancheza wycenia się na 400 tysięcy euro, a to najniżej od trzech lat.
Słoweńskiej ekstraklasy nie podbił również Mato Milos, który w barwach NS Mura grywał rzadko. Zaliczył siedem występów na możliwych osiemnaście, choć przyznać trzeba, że za każdym razem wybiegał w podstawowym składzie i niemal zawsze zostawał na boisku do końcowego gwizdka. Chorwat zaliczył jedną asystę, ale samemu na listę strzelców się nie wpisał. Mura zajmuje po jesieni siódme miejsce w tabeli, które jest jednocześnie czwartym od końca. Spadek jednak jej nie grozi, bo strata punktowa najsłabszej dwójki jest bardzo duża.
W I lidze wylądowali po letnich ruchach Dominik Kun, Jakub Szymański oraz Ernest Terpiłowski. Najwięcej powodów do zadowolenia ma ten pierwszy, który zagrał w każdym spotkaniu Wisły Płock, tylko dwukrotnie wchodząc na murawę z ławki rezerwowych. Choć nigdy nie należał do piłkarzy ofensywnie usposobionych, strzelił trzy bramki i dorzucił asystę. Po pierwszej części sezonu „Nafciarze” zajmują piątą lokatę, więc na dziś rywalizowaliby w barażach o Ekstraklasę. Do miejsca dającego bezpośredni awans tracą siedem punktów. Ekipę Kuna wyprzedza o jedno oczko Ruch Chorzów, w kadrze którego znajduje się Szymański. Początkowo to on stał w bramce „Niebieskich„, ale po czterech kolejkach został wygryziony przez wypożyczonego z włoskiej AC Parmy Martina Turka. Łącznie zaliczył osiem gier, w tym trzy w Pucharze Polski. Sytuacja Terpiłowskiego jest złożona. Z jednej strony, pomocnik może cieszyć się zaufaniem trenera Mariusza Pawlaka (zaliczył siedemnaście występów), ale z drugiej jeden gol i dwie asysty to niewiele, jak na jego możliwości. Trzeba jednak zaznaczyć, że najczęściej wciela się w rolę… prawego obrońcy! Martwić może też fakt, że Polonia Warszawa plasuje się w środku tabeli i mając pięć punktów straty do strefy barażowej może nie powalczyć o awans.
Na III-ligowym froncie rundę spędził Hubert Lenart. Obrońca, który nigdy nie doczekał się oficjalnego debiutu w czerwono-biało-czerwonych barwach, występował w Pelikanie Łowicz. Nie pograł w nim jednak zbyt dużo, ponieważ zaliczył tylko dziesięć występów, w tym tylko trzy w wyjściowym składzie. Tylko raz wystąpił od pierwszej do ostatniej minuty. Nie strzelił żadnego gola, a wiosną będzie walczył o utrzymanie, bo Pelikan ma tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.
Na najniższym szczeblu rozgrywkowym jesienią grali Filip Przybułek i Paweł Zieliński. Ten pierwszy został przy Piłsudskiego i drużynie rezerw pełni rolę kapitana. Ma za sobą fantastyczną rundę, bo – jak wiadomo – widzewska „dwójka” wygrała wszystkie spotkania i zmierza pewną ścieżką ku upragnionej III lidze. Tylko pomarzyć może o tym Orzeł Ząbkowice Śląskie, który zajmuje trzynastą pozycję w osiemnastozespołowej IV lidze dolnośląskiej. Spadek mu nie grozi, bo jest kilka jeszcze słabszych ekip, ale nastroju Zielińskiemu raczej to nie poprawia. Obrońca należy z pewnością do gwiazd Orła – zagrał w czternastu meczach i zdobył dwa gole.
Ostatnie słowo dotyczyć będzie Ignacego Dawida, którego wielu kibiców Widzewa jeszcze do niedawna uznawało za spory talent i żałowało jego odejścia. Młody pomocnik całkowicie zniknął z piłkarskiego rynku i obecnie pozostaje bez klubu. Latem próbował przekonać do siebie sztab szkoleniowy II-ligowego klubu na Cyprze, ale przygoda ta nie zakończyła się happy endem. Dawid pojawił się kilka razy na treningach rezerw, ale umowy nie podpisał i nie wiadomo czy jeszcze wróci na boisko…
Szkoda że Szota odszedł, bo by naprawdę solidnym zawodnikiem. Ale „karierę” sam sobie złamał. A trzeba było myśleć głową.
Chciał podnieść poziom to ma . Teraz „Szrota” może wieczysta weźmie
Żartujesz? – co najwyżej to może do rezerw Wieczystej –
Myśleć głową ????? Wybrał wicemistrza Polski i grę w europejskich pucharach ,od zespołu środka tabeli,wybrał klub gdzie dobrze znał trenera Magierę,i wybrał klub którego pewnie jest kibicem bo się urodził pod Wrocławiem
I cóż mu to dało?
A w Widzewie co by mu to dało, też byćie tylko rezerwowym,teraz każdy jest mądry bo wie gdzie obecnie jest Śląsk ale wtedy nikt o tym nawet by nie pomyślał
W Widzewie też nie był pewniakiem do gry bo Myśliwiec preferował dwójkę Żyro – Ibiza więc siedzieć tu a siedzieć tam za dwa razy więcej kasy. Sam sobie odpowiedz i pamiętaj przy tym że Szota nie jest wychowankiem Widzewa ani nawet Łodzianinem.
tylko zaplacilismy za niego 400 tys pln!
No i co z tego finalnie wyszło? Śląsk Europy nie zawojował, Magiery już nie ma, Śląsk najprawdopodobniej spadnie, a Serafin siedzi głównie na ławie. Ewidentnie przekombinowal i raczej takiego finału się nie spodziewał. Raczej sobie teraz w brodę pluje
Złamał karierę? A co się stało – został zdyskwalifikowany na kilka lat?
Nic nie zapowiadało aby Serafin miał pewne miejsce w składzie Widzewa, wręcz uważam, że u trenera Myśliwca grzał by ławę. Chłopak mając do wyboru ławę u nas wybrał po prostu lepszą ofertę finansową licząc na to, że w Sląsku grającym wtedy na kilku frontach łatwiej mu będzie przebić się do składu. A wyszło jak wyszło czyli został pierwszym winnym za błędy i pierwszym zawodnikiem do odstrzału, nie on pierwszy i nie ostatni.
a myślał dolarami niestety…
A myślał portfelem
Brakuje Ivana
„Serafin Szota wzbudza zainteresowanie klubów Ekstraklasy i wszystko wskazuje na to, że jeszcze zimą opuści Śląsk Wrocław, o czym już pisał” – napisał.
Obecny sezon w wykonaniu 25-latka to osiem meczów, co w ogólnym rozrachunku daje 517 minut. Kontrakt ma ważny teoretycznie do 30 czerwca 2026 roku.
Nie ma ludzi nie do zastąpienia, z wymienionych w artykule zawodników chyba najbardziej szkoda straty mi Dominika Kuna. Oczywiście to nie jest żaden wirtuoz ale facet zawsze dawał z siebie wszystko, i co ważne nie obrażał się gdy trener posadził go na ławce rezerwowych. Uważałem i nadal uważam, że gdyby został byłby lepszym wyborem niż np Diliberto.
Ignacy Dawid trafił do zespołu Calcio Trogloditto, jest to 2. liga szóstek. Olki z Tetryków mówił, że grał mecz przeciwko niemu.
Grałem przeciwko niemu i był bardzo ogarnięty
Możecie minusować, ale mnie szkoda Ignacego Dawida. Jakby ktoś poświęcił mu więcej czasu, to byłby z niego niezły piłkarz. Moim zdaniem miał papiery na granie, tak jak i Juchacz.
Ale w której lidze. Bo na pewno nie ekstraklapie.
Byli tu tacy, ktorzy widzieli Szote, czy Zyre w reprezentacji… Do teraz mam zajady ze smiechu, jak sobie o tym przypomne.:-)
Albo od czegoś innego je masz haha
Szocik to taki a’la Pazdan
Polonia jak najbardziej może powalczyć o awans. Mają 5 punktów straty do strefy barażowej podczas kiedy w pierwszych 7 meczach zdobyli zaledwie jeden punkt
Napiszę coś niepopularnego. Otóż wychodzi na to, że Wichniarek nie jest wcale takim złym dyrektorem sportowym jak wszyscy o nim mówią. Owszem, popełnia błędy, jak wszyscy ludzie, ale dość szybko pozbywamy się zbędnych ogniw. Największą jego wpadką był chyba Norman? Poza nim Ci, którzy odchodzą za frajer, zazwyczaj giną w szarej rzeczywistości, a klub pozbywa się zbędnego balastu i niepotrzebnego kosztu. Na innych odejściach zarabiamy – model biznesowy zaczyna działać, Widzew zaczyna promować zawodników. To może być bardzo ważny aspekt w ściąganiu nowych graczy, których kusza inne kluby.
michał rydz, ty to piszesz? A tak poważnie, wpadek było multum, wydawanie kasy na nietrafione transfery z których część oddawaliśmy za darmo przed końcem kontraktów, ściąganie na potęgę kalek piłkarskich… Jest dokładnie odwrotnie, niż jest w rzeczywistości. Powinno być tak, jak piszesz, ale jeszcze długo , długo to będą tylko nasze marzenia.
Wystarczy zarobiona kasa za Ravasa czy Jordiego i tak są na duży plus tymi dwoma transferami do tych mniejszych nieudanych
Ta szczególnie jeśli mówimy o Gongu i innych transferach za kasę które niewypalily ,idź się przewietrz
Normana to się pozbył Niedzwiedz
Szota tą zmianą barw sam sobie strzelił w kolano.
nadal trzymam kciuki w talent Ignacego Dawida i to nie mały. Inek trzymaj się