Stawowy punktuje lepiej, ale to wciąż za mało
4 maja 2015, 21:03 | Autor: RyanGdy Wojciech Stawowy przejmował oficjalnie zespół Widzewa, wszyscy (włącznie z nim samym) zdawali sobie sprawę z tego, jak trudne zadanie go czeka. Szkoleniowiec nie obiecywał jednak gruszek na wierzbie i w grudniowej rozmowie z WTM uczulał kibiców, że jego misja może się nie udać.
Stawowy stwierdził wówczas: „Ja nie chciałbym, by moje przyjście do Widzewa było odbierane na zasadzie takiej, że do klubu przyszedł czarodziej z magiczną kulą, wokół której siądzie z drużyną i tak zaczaruje, że zespół zacznie wszystko wygrywać. Do Widzewa przyszedł trener. Klub znalazł się w trudnej sytuacji, po rundzie jesiennej ma 9 punktów i 13 punktów straty do bezpiecznej lokaty. Jeśli ktoś umie liczyć i myśleć logicznie, to widząc stratę punktową musi mieć świadomość, że może być spadek”.
Dziś spadek nie tyle „może” być co raczej „będzie”. Aby myśleć o pościgu za rywalami, drużyna musiała wiosną zdobywać ponad dwa punty na mecz, a więc punktować, jak zespół walczący o utrzymanie. Po dziesięciu tegorocznych meczach rezultat Stawowego wynosi 1,42 punktu na mecz. (nie liczymy oczywiście spotkania z Sandecją, przegranego nie na boisku, a przy „zielonym stoliku”. To więcej, niż jesienią, ale wciąż za mało, by wyprzedzić konkurencję. Do końca rozgrywek pozostało sześć kolejek, a więc z murawy podnieść można maksymalnie 18 „oczek” (w anulowanie walkowera z nowosądeczanami nie wierzymy). Gdyby Widzew sięgnął po komplet punktów, raczej by się utrzymał, ale wątpią nawet najwięksi optymiści. Wygrane z Pogonią, Wigrami i Chrobrym są realne, ale podróże do Bytowa, Lubina i Grudziądza będą niebywale trudne, patrząc na wyjazdową formę łodzian. Jak łatwo zauważyć, nawet 9 punktów nie da niczego, więc sztab szkoleniowy musi nauczyć piłkarzy skutecznej gry także poza Byczyną.
Statystyki często kłamią, ale patrząc na zdobycz punktową trzech trenerów, prowadzących Widzew w tym sezonie, łatwo można znaleźć największe przyczyny bardzo prawdopodobnego spadku. To oczywiście okres pracy Rafała Pawlaka, który na 24 możliwe punkty zdobył zaledwie jeden! W tym miejscu należy też wrzucić sporo winy na plecy Sylwestra Cacka. Właściciel klubu w rozmowie w TV Toya ujawnił bowiem, że wybór Pawlaka miał na celu…zrobienie na złość kibicom. „Skoro ostro krytykujecie Włodzimierza Tylaka, to dostaniecie kogoś jeszcze gorszego i jeszcze zatęsknicie za Włodkiem”.
Za Tylakiem jednak nikt tęsknić nie będzie. Jego średnia, to tylko 0,82 pkt/mecz, co w konsekwencji również doprowadziłoby do spadku. Winę musiałby wziąć na siebie 64-latek, choć tajemnicą poliszynela jest, że nie mógł on zrobić nic bez zezwolenia szarej eminencji Widzewa, Grzegorza Bakalarczyka. Strącenie go z roli „podpowiadacza” przy zatrudnianiu Wojciecha Stawowego podziałało pozytywnie. Co prawda gra drużyny w stylu preferowanym przez aktualnego szkoleniowca irytuje swoja koronkowością i brakiem skuteczności, to liczba punktów zdobywanych przez zespół prawie się podwoiła. Gdyby łodzianie inkasowali takie wyniki od początku sezonu, mogliby mierzyć w miejsce w środku tabeli.
I na koniec sprawa meczu z Sandecją. Oddanie go bez walki przez nieudacznictwo działaczy, to istny skandal. W Widzewie nadal jednak utrzymują, że z biało-czarnymi zagrają. Są tego pewni. Skądś to znamy…