Sokół – Widzew (wypowiedzi)
19 listopada 2016, 15:06 | Autor: RyanWidzew zanotował kolejne słabe zawody i zasłużenie przegrał w Aleksandrowie Łódzkim. Po meczu piłkarze łódzkiego zespołu oraz ich trener mieli kwaśne miny. Co powiedzieli bezpośrednio po końcowym gwizdku?
Tomasz Muchiński:
„Znowu wróciły stare demony. Stwarzamy sobie sytuacje, ale nie dojeżdża skuteczność. W kolejnym meczu powtarzamy te same błędy w grze obronnej. To powoduje, że wynik jest, jaki jest. Nie mam pretensji do zawodników. Są w takim, a nie innym położeniu i pod względem fizycznym, i mentalnym. To wykładania naszej formy sportowej. Tak to się przedstawia od pewnego czasu i zaczyna być normą. Stwarzamy sytuacje, ale nie strzelamy. Nie chcę się pastwić nad chłopakami. Życie już dość ich poniewiera. Zaangażowania nie można im odmówić. Wyniki są jednak, jakie są. Mogę pogratulować tylko zespołowi Sokoła. Na naszym tle był lepszy i wygrał zasłużenie.
Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale powiem tylko, że nie podejmowałem niemal żadnej decyzji. Robił to poprzedni układ – trener i asystent. Nie ma sensu teraz szukać kozła ofiarnego. Wlazłowski był przez nas dłużej obserwowany. Przytoczę słowa trenera Kupki, który mówił, że gdyby zmieniał klub, brałby go w ciemno. Wlazłowski jest pracowity, stara się, ale co innego bronić w Sieradzu czy Poddębicach, a co innego w Widzewie. Oni bardzo chcą zaistnieć w Widzewie. Również Strusik, który długo nie grał. Teraz dostał szansę i nie strzelił. Zdjąłem go z boiska, bo brakowało mi jego walki. To zespół stworzył mu sytuację, nie on sam. Wpuściłem też Kowalczyka, który nie był zdrowy do końca, myślałem, że może on coś zrobi.
Przed nami jeszcze jeden mecz. Musimy grać tym, co mamy. Dzisiaj zagrali najlepsi na tą chwilę. Czasem o wyniku decydują niuanse. Mi też jest przykro wracać z Aleksandrowa, gdzie pracowałem, z porażką. Nikt nie lubi być bity. Przyjechaliśmy tu po wygraną, ale nie wszystko zależy od nas. Zostawiamy pot w tych czerwonych koszulkach, walczymy. My też chcielibyśmy mieć sześć punktów przewagi w tabeli, ale jest strata i trzeba się z nią zmierzyć. To jest futbol, a nie koncert życzeń. To sytuacje wykorzystane lub nie. Jeden strzeli w poprzeczkę, a drugi pod poprzeczkę.”
Piotr Kupka:
„Myślę, że to zwycięstwo było zasłużone. Sytuacje stwarzały oba zespoły. My, oprócz trzech bramek, też mieliśmy jeszcze okazje. Widzew też, ale swoje zmarnował, co jest oczywiście jego problemem. Moi zawodnicy zagrali bardzo dobry mecz. Byliśmy zespołem o większej kulturze gry, lepiej wyglądaliśmy w środku pola i konstruowaliśmy ataki. Słowa uznania dla moich piłkarzy. Taki mecz nieczęsto się zdarza. Dla nas był on szczególny. Uważam, że nie każdy mecz jest taki sam i nie zawsze gra się tylko o trzy punkty. Są mecze, gdzie gra się też o prestiż, o coś więcej, niż tylko zwycięstwo.
Widzewowi życzę trzech punktów w meczu z Legią i skutecznej walki wiosną o awans do II ligi. Jego miejsce jest w Ekstraklasie. Czy ten powrót nastąpi szybko, czy potrwa trochę dłużej, zobaczymy.”
Daniel Mąka:
„Musimy, kurwa, uderzyć się w pierś, bo tak nie można! Nie wiem, co powiedzieć. Nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia. Każdy powinien zacząć od siebie, zastanowić się. Brakuje słów na to, jak wyglądamy. Mogliśmy otworzyć sobie mecz, potem mogliśmy wyrównać i też tego nie zrobiliśmy. Tak nie można grać, tak się punktów nie zdobywa. Umiejętności umiejętnościami, ale przede wszystkim musimy zapierdalać! Przepraszam, że tego nie było.”
Patryk Strus:
„Sokół wygrał zasłużenie. Stwarzał sobie lepsze sytuacje w przeciwieństwie do nas. My też mieliśmy swoje okazje, ale znów zawiodła nas skuteczność. Sam mogłem strzelić gola, ale uderzyłem nad poprzeczką. Zabrakło szczęścia. Chłopaki do końca starali się odwrócić losy meczu. Konsekwentnie walczyli, ale czegoś zabrakło. Wyszło, jak wyszło.”
Adrian Budka:
„Przy odrobinie szczęścia mecz mógł się ułożyć zupełnie inaczej. Wielka szkoda, że Patryk Strus nie wykorzystał swojej sytuacji. Dwa razy w pierwszej połowie skrzywdził nas też sędzia. Wychodzę sam na sam, a sędzia podnosi mi spalonego, gdzie piłka była zagrana przez obrońcę. Kolejny raz sami strzelamy sobie gola. Musimy się wiele nabiegać i natrudzić, żeby stworzyć sytuację, a przeciwnik raz wrzuci piłkę w pole karne i dostajemy bramkę. Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego tak się dzieje. W tygodniu wszyscy pracują na 100%, a potem przychodzi mecz i jest, jak jest. Jesteśmy w mentalnym dołku. Nie chcę się jednak usprawiedliwiać, bo to my przegrywamy mecze.”
Mateusz Wlazłowski:
„Tak, drugi gol mój. Ciężkie boisko. Wiadomo, to żadne tłumaczenie i takie sytuacje nie mają prawa bytu. Trzeba robić to, co się potrafi najlepiej. Dzisiaj niestety nie udało mi się to tak, jak chciałem. Takie rzeczy zostają w głowie i potem kolejne interwencje są niepewne. Starałem się jednak o tym nie myśleć i grać swoje. Nie widzę różnicy mentalnej w grze w Widzewie czy w Sieradzu.”
Sebastian Zieleniecki:
„Każdy widział, jak to wyglądało. Nie chcę mówić za dużo, bo jeszcze powiem coś, czego nie trzeba. Nie jestem od komentowania. Każdy z nas powinien po powrocie do domu zapytać samego siebie, czy chce coś osiągnąć wspólnie, jako zespół, czy ma inne plany. Z taką grą i zaangażowaniem daleko nie zajedziemy.”
Przemysław Woźniczak:
„Dziękuję całej drużynie za serce i ambicję. Pokazaliśmy mnóstwo walki. Mieliśmy swój plan. Wiedzieliśmy, że Widzew jest groźny w ataku szybkim. Kilka razy pokazał, że to jego główna broń. Stworzyli sobie sytuacje, ale to nie nasz problem, że ich nie wykorzystali. My zrobiliśmy to trzykrotnie i wykonaliśmy główne zadanie – zwyciężyliśmy.”