S. Zawalski: „Moje widzewskie sumienie jest czyste”

Sebastian Zawalski to z trójki widzewskich kandydatów do rady miasta w Łodzi postać najmniej znana w polityce. Pozory jednak mylą, bo przez ostatnich ośmiu latach dał się on poznać jako społecznik działający dla dobra swojego osiedla. Na stadionie znany jest głównie z robienia zdjęć. Pora poznać go ciut bliżej.

– Startujesz w wyborach samorządowych po raz pierwszy, ale nie oznacza to, że jesteś politycznym żółtodziobem.

– Można tak powiedzieć. Faktycznie, w wyborach samorządowych jeszcze dotąd nie dane mi było wystartować, ale mam już niemałe doświadczenie społeczne. Przez osiem lat byłem radnym osiedla Stary Widzew. Dla niektórych może się to wydawać błaha funkcja, ale możesz mi wierzyć, że sporo się przez ten czas nauczyłem i zrobiłem wiele pozytywnych rzeczy.

– Co cie skłoniło, żeby mniejszą radę zamienić na większą?

– Przede wszystkim to, co całą naszą trójkę, czyli chęć dbania o interes Widzewa. Wszyscy widzą, że ruchy włodarzy Łodzi są krzywdzące dla naszego klubu, a faworyzują ten drugi. Chcę patrzeć im na ręce i pilnować, by wsparcie dla wszystkich podmiotów, czy to w formie dotacji czy inwestycji w infrastrukturę było jednakowe. Nikt nie może być wyróżniany, a niestety przez ostatnia lata jest. Oprócz spraw widzewskich, chciałbym działać dla ludzi na większą skalę.

– Zanim przejdziemy do tej większej skali, czym zajmowałeś się w radzie osiedla?

– Codziennych problemów było mnóstwo i nie starczyłoby czasu, żeby wszystkie wymienić. Ogólnie mogę powiedzieć, że jednym z moich zadań było dysponowanie budżetem, który z pozostałymi radnymi, bez partyjnych podziałów, wydawaliśmy dla ludzi. Remontowaliśmy i doposażaliśmy szkoły czy przedszkola, kupowaliśmy książki i komputery bibliotekom czy tworzyliśmy nowe place zabaw mini-siłownie lub naprawialiśmy stare. Było tego naprawdę dużo.

– Czytając twoją wyborczą ulotkę, nie brakuje w nich konkretów, skierowanych głównie właśnie do mieszkańców Starego Widzewa i pozostałej wschodniej części miasta.

– Trzeba być ślepym lub wybitnie nieuczciwym, by nie widzieć, że obecne władze dyskryminują wschodnią stronę Łodzi. Zdecydowana większość inwestycji kierowana jest w tą zachodnią, a o tej drugiej nikt nie pamięta. Władze przypominają sobie o niej dopiero przed wyborami, gdy trzeba uśmiechać się na zdjęciu. Każdą najdrobniejszą inwestycję na wschodnich osiedlach, po duże projekty, jak za mały stadion Widzewa czy bubel budowlany na Łodziance, trzeba było wręcz wydrapać. Tymczasem na zachodzie wszystko przychodzi lekko, łatwo i przyjemnie. Tak dłużej być nie może!

– Jakie masz pomysły?

– Te najważniejsze, tak jak mówisz, wymieniłem na ulotce. Zamierzam wspierać remont hali przy ul. Małachowskiego, a także powstanie tunelu przy ul. Widzewskiej. Modernizacja, jaką tam przeprowadzono, zamknęła ludziom możliwość przejazdu, co tworzy potężne korki. To skandal, że tak to pozostawiono i to musi się zmienić. Poza tym chcę tworzyć tzw. zielone parkingi, czyli miejsca dla pojazdów, które nie będą zaburzały ekosystemu, a także ogród jordanowski przy ul. Józefa. Takich pomysłów mam mnóstwo.

– Nie boisz się, że jesteś zbyt mało rozpoznawalną postacią, by zdobyć mandat? Wybory ostatnimi czasy przypominają raczej konkurs popularności, a nie wyścig na idee czy plany.

– W środowisku kibiców Widzewa jestem osobą bardzo rozpoznawalną. Głównie przez pryzmat działania w strukturach osiedlowych, a przede wszystkim przez obecność na meczach w roli fotografa. Jak dobrze wiesz, współpracuję z WTM już ładnych kilka lat i przez ten czas poznałem wiele osób. Myślę, że nie ma na stadionie takiej osoby, która nie wiedziałaby o istnieniu marki „Zawalski FOTO”. Niemniej to tylko część moich potencjalnych wyborców, oprócz nich zamierzam przekonać do siebie zwykłych ludzi, nie sympatyzujących z Widzewem. Tu rzeczywiście dla niektórych mogę być osobą nową w łódzkiej polityce, ale nie dla wszystkich. Część wyborców zna mnie z pracy w radzie osiedla, o której już rozmawialiśmy.

– Nie każdy wie, że robienie zdjęć przerodziło się u ciebie z pasji w zawód. To dobrze o tobie świadczy – nie idziesz do polityki dla pieniędzy.

– To prawda. Przez lata fotografia była wyłącznie moim hobby. Łączyłem ją z normalną pracą zawodową. Z czasem jednak inwestowałem w sprzęt, rozwijałem się w tej dziedzinie i zdobyłem na tyle duże doświadczenie i umiejętności, że mogłem świadczyć usługi innym osobom. Marka „Zawalski FOTO” zaczęła się rozwijać i w pewnym momencie osiągnęła na tyle wysoki status, że postanowiłem zrezygnować z normalnej pracy i pozostać przy swojej firmie. Otworzyłem studio i zarabiam na życie robiąc zdjęcia. Faktycznie, nie muszę szukać zarobku w polityce, bo sam jestem w stanie się utrzymać. Prowadząc własną działalność mogę być przykładem na to, że umiem dobrze zarządzać czasem i budżetem. To ważne cechy u radnego.

– Jeżeli uda ci się zdobyć mandat, z pewnością będziesz mógł liczyć na pomoc bardziej doświadczonych kolegów.

– Z pewnością Rafał Markwant i Marcin Chruścik są w tej kwestii o wiele bardziej doświadczeni ode mnie i na początku będę mocno z nimi współpracował. Jednak szybko się uczę i wiem, że w krótkim czasie będę mógł posilić się na większą samodzielność. Oczywiście w sprawach widzewskich będziemy zawsze stanowić jeden, wspólny front.

– Części kibiców nie podoba się, że startujecie z list Prawa i Sprawiedliwości. Jak byś to skomentował?

– Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że aby liczyć na mandat i móc bronić spraw Widzewa w Magistracie, możliwe były trzy opcje. Pierwsza i druga to start z list Koalicji lub PiS. Trzecia, to utworzenie własnego komitetu wyborczego, bez partyjnych sztandarów. Ona byłaby ideologicznie najwłaściwsza, ale najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy na to jeszcze gotowi logistycznie. Aby wylądować w radzie miasta musieliśmy wybrać pomiędzy PO i jej przystawkami, a PiS, z którym mieliśmy dobre relacje wyborcze cztery lata temu. Tą pierwszą grupę otwarcie uważamy, jako wrogów rozwoju Widzewa, więc wybór był niestety tylko jeden.

– Rzadko podkreślacie w kampanii, że idziecie do tych wyborów ramię w ramię z PiS.

– Owszem. Każdy z nas ma swoje poglądy polityczne, ale chowamy je do kieszeni i idziemy po mandat radnego z jedną ideą – widzewską. Jak to powiedział Marcin, nie jesteśmy zawodowymi politykami. Idziemy tam bronić dobra Widzewa i prosimy kibiców o oddanie głosu na widzewiaków, a nie „pisowców”. Jeżeli ktoś nie będzie potrafił postąpić jak my, odłożyć na bok swoich uprzedzeń i poglądów dla dobra naszego wspólnego klubu, to pozostawiam to już jego widzewskiemu sumieniu. Zapewniam, że moje jest czyste.

Rozmawiał Ryan