S. Cacek: „Czas na ruch ze strony łódzkiego biznesu”

27 lipca 2014, 18:39 | Autor:

 

Sylwester_Cacek

– Rozmawiał Pan także z innymi zawodnikami na temat ich przyszłości.

– Z każdym rozmawiałem, który grał w ekstraklasie. Pytałem się Rafała Augustyniaka: chcesz odejść czy chcesz zostać. Odpowiedział, że jesienią zostaje i do rozmowy wrócimy po rundzie. Krystian Nowak mówił, że może mieć ofertę wypożyczenia z Serie B i chciałby pójść się tam uczyć. Ustaliliśmy, że jeśli do końca lipca wpłynie ta oferta, to otrzyma taką zgodę. Nauczy się we Włoszech bronić i wróci mocniejszy lub pójdzie do Serie A. Jeśli nie, to w sierpniu temat będzie nieaktualny. Krystian postępuje dużo mądrzej, bo nie wierzy we wszystko, co powiedzą menedżerowie. On wie, że interes agenta rzadko jest równy interesowi zawodnika. Takie mamy doświadczenia – menedżer miesza w głowie Wolańskiemu i Nowakowi, mieszał też Radosław Matusiak  Augustyniakowi. Na szczęście Mariuszowi Rybickiemu nikt jeszcze nie miesza w głowie.

– Patrykowi Stępińskiemu może się jednak udać.

– Z Patrykiem jest inaczej. To  jest gracz młodzieżowej reprezentacji, medalista Mistrzostw Europy. Przyszła oferta, puściliśmy go na testy. To nie znaczy, że on tam zagra, ale ma szansę występować na zapleczu angielskiej ekstraklasy, w lidze dużo bogatszej od polskiej ekstraklasy, skąd jest blisko do wielkiej piłki. Drużyna nie straciłaby wiele na tym, bo są w niej Czapliński i Kozłowski, którzy mają zbliżony potencjał, a Patryk może zyskać.

– Powrót Eduardsa Visnakovsa z Austrii oznacza dla niego brak możliwości transferu?

– Eduardsem interesuje się kilka klubów, ale nie puścimy go za darmo. Jeżeli ma odejść za te pieniądze, jakie proponowali Rosjanie, to lepiej żeby został w I lidze i strzelił 20-30 bramek dając nam awans. Nie mogę puścić piłkarza zbyt tanio i do tego znacząco osłabiać drużyny. Jeśli wpłynie oferta satysfakcjonująca Visnakovsa i nas, i będziemy mogli za te środki sprowadzić w zamian wartościowego zawodnika, to nie będzie problemu. Na stole mamy dwie takie oferty, ale kluby te muszą się najpierw przekonać co do Eduardsa. Jego pozostanie w zespole na dziś można ocenić na pół na pół.

– W ostatnim czasie da się zaobserwować dużą aktywność Andrzeja Grajewskiego. Wierzy Pan w to, że to chęć pomocy, a nie interes?

– Jeśli ktoś proponuje nam swoją pomoc, to warto to rozważyć. To nie jest tak, że on sprowadza do Widzewa piłkarzy na pęczki. Z grona testowanych od Grajewskiego było chyba czterech zawodników. Dobrze, że wycofał się z tych Brazylijczyków, którzy zagrali z Wisłą Płock, gdyż jak powiedział sam ich nie widział wcześniej, a zaufał innej osobie.

– Jak przyjął Pan pismo klubu Orzeł Łódź, który walczył o dodatkowe pieniądze z Miasta szkalując Widzew i jego kibiców?

– Ktoś nie pomyślał tworząc to pismo, nie było to zręczne posunięcie. Zawsze mówiłem, że kluby powinny się jednoczyć i wspólnie walczyć o dodatkowe środki, a nie jeden kosztem drugiego. Był taki dowcip, jak biedak płakał w Anglii, bo miał tylko jedną świnię, a sąsiad sto. Pan Bóg go wysłuchał i dał mu sto świń. Podobnie było we Francji i w Niemczech, a gdy zapytał biedaka w Polsce jak mu pomóc, to usłyszał, że ten chciałby, żeby zdechło sąsiadowi te sto świń. To takie typowo polskie myślenie.

– Kontrowersje wzbudzała rola Witolda Skrzydlewskiego, który był jednocześnie Prezesem Orła i Członkiem Rady Nadzorczej Widzewa. Nie odniósł Pan wrażenia, że wbija się Panu nóż w plecy?

– Chcę się opierać wyłącznie na faktach, a te są takie, że pod tym pismem podpisała się jakaś pani z klubu Orzeł. Ja bym czegoś takiego nie podpisał nigdy. A mógłbym przecież złożyć wniosek o zabranie Orłowi dotacji, bo na żużlu dochodzi np. do niebezpieczeństw zagrażających zdrowiu np. złamań po upadkach, czy braku szerokiego szkolenia młodzieży. Byłyby to tak samo głupie argumenty, jak w tym przytoczonym piśmie.

– Co chciał Pan osiągnąć obejmując funkcję Prezesa Widzewa? To ruch zmierzający do faktycznego większego zaangażowania się w codzienną pracę klubu czy może gest pokazujący środowisku, że teraz to ja przejmuje stery i możecie rozliczać tylko mnie?

– Najbardziej zależało mi na włączeniu się w sprawy sportowe. Na dzień dzisiejszy to właśnie budowa drużyny pochłaniała najwięcej trudów. Finansami nadal zajmuje się Agata Gensieniec, a Michał Kulesza sprawami marketingowymi – tutaj się nic nie zmieniło.
W jakimś stopniu był to również ruch skierowany do łódzkiego biznesu. Może nie na miejscu jest tutaj słowo „sprawdzam”, ale chcę się w codziennym funkcjonowaniu klubu przyjrzeć na jakie zaangażowanie możemy liczyć ze strony biznesu. Najwyższy czas przeciąć te dyskusje, że ktoś chce pomagać, ale bez Cacka. Jak ktoś wcześniej chciał widzieć moje zaangażowanie w klub, to widział, a jak ktoś mniej życzliwy je podważał, no to teraz raczej nie będzie mógł tego już nie dostrzec. Zobaczymy, na ile środowisko widzewskie chce pomagać Widzewowi, a ile w tym wszystkim zwykłego gadania.

– Rozumiem, że wyznacznikiem tego będą akcje, jakie wyemitował Zarząd. Słychać jednak głosy powątpiewania, bowiem ciężko będzie znaleźć człowieka, który wyda 6 milionów złotych na 41% akcji, a i tak nie będzie miał nic do powiedzenia.

– Ja włożyłem w Sphinxa ponad sto milionów, a mam 20% akcji. Nie da się wyemitować akcji po cenie niższej, niż nominalna…

– …Ale można było wyemitować np. 51% akcji, a to już zmienia postać rzeczy.

– Najpierw niech znajdzie się chętny na 41%, bo na razie nic nie słychać w tej sprawie. Uchwała została podjęta na podstawie planu biznesu przygotowanego przez ówczesny Zarząd.  Chodziło o emisję takiej ilości akcji, by Zarząd miał zabezpieczenie działania bez potrzeby sprzedaży działek.

– Ja Pan oceni skuteczność działania klubowego marketingu?

– Przyjęliśmy pewnie działania, ze świadomością łódzkich realiów i tego, ile możemy ugrać. Na dzisiaj więcej wywalczyć się nie da, nie przy tym stadionie. Na pewno nie pomaga nam też fakt, że Łódź podzielona jest na dwa kluby, bo to daje możliwość różnego rodzaju wymówek. Na razie działamy na poziomie, na jakim nas stać. Jest jednak plan długoterminowy, który zakłada pozyskiwanie środków w oparciu o nowy stadion, a który po otrzymaniu szczegółów dotyczących stadionu będzie mógł być wdrażany.
W innych klubach także nie jest kolorowo, w większości drużyn ekstraklasy sponsor na koszulkach jest powiązany z właścicielem klubu.

– W Widzewie od nowego sezonu oglądać będziemy logo Sphinxa. Klub będzie miał z tego, korzyści finansowe, choć wiele osób zarzuca Panu, że chce Pan sobie zrobić darmową reklamę restauracjom. Stawiane są nawet zarzuty, że Sylwester Cacek wyjmuje z klubu zarobione pieniądze.

– Na tak idiotyczne zarzuty nawet nie chce się odpowiadać. Jesteśmy spółką non-profit, nie przynosimy żadnego zysku. Klub jest spółką akcyjną, bo takie są przepisy. Gdybym chciał cokolwiek wyciągać z klubu, to przecież nie umarzałbym pożyczek dla Widzewa na łączną sumę kilkudziesięciu milionów złotych. Co do Sphinxa, to będzie to normalna usługa reklamowa, po rynkowej cenie. Sphinx jest spółką giełdową, także co pół roku musi publikować zbadane przez audytora raporty finansowe, w każdym z nich znajdzie się informacja, ile ta reklama kosztowała i ile na tym zyskał klub.

– Jaką funkcje w Widzewie sprawuje Grzegorz Bakalarczyk?

– Grzegorz jest Prezesem Akademii Futbolu, ale jest też moim doradcą, pomaga mi w sprawach sportowych. Nie będę tego ukrywał, bo ma dużą wiedzę.  Wiem, że gdyby nadal chciał być trenerem, to dziś prowadziłby jedną z drużyn ekstraklasy.
Nie mam na tyle dużo czasu, by codziennie przebywać w klubie, więc  wsparcie z jego strony czy ze strony Michała Wlaźlika, jest bardzo pomocne. Mamy gorący okres, podpisujemy nowe kontrakty, ktoś to musi robić, nie może to być jedna osoba.

– Czyli plotki mówiące o dalszej pracy Michała Wlaźlika w klubie są prawdziwe? Jego kariera w Widzewie się nie zakończyła?

– Jestem bardzo daleki od sugerowania się opinią publiczną przy ocenie tego, czy ktoś jest zły czy dobry, bo nikt z zewnątrz nie wie, ile Michał zrobił przez ostatnie dwa lata. Najgorsze, co by było, to powiedzieć sobie „do widzenia” i to wszystko zaprzepaścić. Wiadomo, nie myli się ten, kto nic nie robi, a jak ktoś jest młody, to tych błędów może być więcej. Ważna jest dla nas kontynuacja obranej strategii, czy to w kwestii szkoleniowej czy skautingowej.

– A więc Michał dostał karę za swój wyjazd w gorącym okresie, w postaci odejścia z Zarządu, ale nadal pracuje w klubie, jak dotychczas?

– Był martwy okres, negocjacje w takim czasie wyglądają identycznie, bez względu na to, czy ktoś przebywa w Łodzi, w Nowym Jorku czy na Krecie. Po Mundialu wszyscy chcą się spotkać, by finalizować negocjacje. Wcześniej odbywały się one za pomocą maili i telefonów. Michał padł ofiarą złej komunikacji. Skoro jest w pracy, to powinien uściślić co robi, jakie zadania wykonuje, i że do tego wystarczy telefon i Internet. Radziłem mu, żeby skasował konta na Facebooku i Twitterze, bo jest za młody, żeby uprawiać taką politykę społeczną.
Drugim jego głównym błędem było odejście w pewnym momencie do strategii klubu i wspieranie Radka Mroczkowskiego. Konfliktu z Mroczkowskim nie wywołał Wlaźlik, tylko odwrotnie i Michał ustąpił. Gdyby nie ustąpił w pewnych rzeczach, to dziś bylibyśmy nadal w ekstraklasie, bo nie byłoby kilku zawodników a w ich miejsce zapewne pozyskalibyśmy lepszych.

– Kończąc temat Michała Wlaźlika, żadnego urlopu nie było i kary za to również?!

– Michał się jedynie źle skomunikował. Paweł Młynarczyk miał rację mówiąc, że nie było żadnego urlopu. Praca dyrektora sportowego nie polega na siedzeniu przez osiem godzin przy biurku. Po tej sytuacji wytworzyła się nagonka na niego, nie wytrzymał i złożył rezygnację. Przez te lata jednak dużo się on nauczył, zbudował organizację, dlatego nie chciałem się go pozbywać.

– Jak obecnie kształtuje się kondycja finansowa Widzewa? Pojawiły się niepokojące sygnały, że nie dość, że klub musi realizować układ, to jeszcze narosły nowe zaległości.

– Pomału spłacamy oba zadłużenia. Jeśli chodzi o te bieżące, to już niewiele zostało. W tym tygodniu spłaciliśmy MOSiR, piłkarze otrzymali część zaległości. Myślę, że już w sierpniu będzie widoczna poprawa tej kondycji. Jak wszystko pójdzie dobrze, to w sierpniu powinniśmy mieć nadwyżkę finansową do marca, jak pójdzie gorzej, to będzie to nadwyżka do listopada.

– Sam fakt powstania nowego zadłużenia budzi obawy. Wydajemy dużo mniej na pensje, a i tak nie spinamy budżetu.

– Patrząc na lipiec 2013 i lipiec 2014 nie można zauważyć dużego wzrostu zobowiązań tak, jak bywało to w poprzednich latach. Teraz pensje są dostosowane do sytuacji rynkowej, w ekstraklasie też się tak już nie płaci, jak w poprzednich latach. Marek Wasiluk ma w Jagiellonii tyle samo, co miał w Widzewie. Jesteśmy blisko zbilansowania budżetu, może nam się to uda zrobić bez dokapitalizowania spółki.

– Ma Pan na myśli dokapitalizowanie jej z Pańskiej kieszeni?

– Nie, na razie nie mam takich planów. Ja już zrobiłem dużo, włożyłem do klubu wiele środków. Teraz czas na ruch ze strony łódzkiego biznesu.

– Tylko, że to Pan jest właścicielem klubu, a nie biznes, i to Pańskim obowiązkiem jest dbanie o los Widzewa.

– Ale klub nie jest organizacją biznesową przynoszącą dywidendy, zwłaszcza w spółce non-profit. Jeśli ktoś chce wejść do klubu, to oferuję mu akcje po cenie nominału, taniej nie mogę, bo przepisy na to nie pozwalają. Ja włożyłem więcej pieniędzy. Kosztowało mnie to  dużo więcej, niż cena nominalna.

Rozmawiał Ryan

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2