Relacja z trybun: Widzew Łódź – Legia Warszawa 24.05.2013
28 maja 2013, 01:18 | Autor: Ryan13 lat czekali kibice na to, aby zobaczyć zwycięstwo Widzewa nad warszawską Legią. Niestety jeszcze będą musieli poczekać, bo łodzianie tylko i aż zremisowali 1:1. Mecz był kapitalnym widowiskiem kibicowskim!
O tym, że spotkania z Legią wciąż elektryzują fanów – pomimo różnić w klasie sportowej, czy budżecie – najdobitniej świadczy fakt, że już dzień przed meczem wykupiono wszystkie bilety. Stadion im. Ludwika Sobolewskiego po raz pierwszy w tym sezonie wypełnił się do ostatniego miejsca. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w meczu derbowym, w zeszłym sezonie. Co prawda obecnie stadion ma dopuszczone tylko 9000 krzesełek, ale magiczne słowo „komplet” jest tu jak najbardziej na miejscu.
Osobno do meczu z Legią szykowali się kibice z Bałut. Postanowili oni zebrać się na swojej dzielnicy i razem pochodem ruszyć w kierunku alei Piłsudskiego. W przemarszu uczestniczyło ok. 400 fanatyków, którzy po drodze śpiewamy zaznaczali swoją obecność paląc też spore ilości pirotechniki. Na czele grupy rozwinięta była nowa flaga „Bałuty”, która później zawisła na płocie zaliczając swój debiut.
Od godzin popołudniowych nad Łodzią zaczęły gromadzić się ciężkie chmury, a na jakieś 3 godziny przed meczem zaczęło padać, co nie było zbyt dobrą wiadomością z uwagi na fakt, że efektowną choreografię zapowiadali na ten mecz widzewscy ultrasi. Cóż, trudno; nikt nie ma wpływu na pogodę. Trzeba było robić więc swoje.
Pokazy ultras zaczęły się w momencie wyjścia piłkarzy na boisko. Na trybunie C rozwinięto płótno z podobizną rotmistrza Witolda Pileckiego. Towarzyszyły temu: transparent na płocie „Pamiętamy o Rotmistrzu – Widzewscy Patrioci” oraz głośne okrzyki sławiące Jego postać oraz wszelkich bohaterów narodowych, głównie „Żołnierzy Wyklętych”. W tym miejscu trzeba odnotować, że na mecz z Legią zaproszeni zostali kombatanci, którzy zasiedli na trybunie krytej i żywiołowo reagowali na wydarzenia zarówno na boisku, jak i na trybunach. Akcja patriotyczna była jednocześnie początkiem obchodów rocznicy śmierci Witolda Pileckiego, a ich kontynuacja miała miejsce dzień później, o czym pisaliśmy TUTAJ.
Po tej prezentacji rozpoczęła się piłkarska wojna pomiędzy łódzkim i warszawskim zespołem. Gospodarze wspierani byli przez 9000 kibiców, kibiców gości niestety być nie mogło, na czym jak zwykle straciło widowisko. Piłkarze Widzewa zaczęli ambitnie i odważnie, co dawało nadzieję, że będzie dobrze.
Mniej-więcej w 10 minucie spotkania trybuny przy Piłsudskiego znów nabrały kolorytu. Grupa „Ultras Widzew” zaprezentowała drugą tego wieczoru oprawę, a składały się na nią folia przedstawiająca starannie namalowanych trzy postacie rycerza z bitwy pod Grunwaldem, bitwy pod Kłuszynem oraz kibola w kapturze i kominiarce – przy każdej osobie widniała tarcza z datami 1410, 1610 i oczywiście 1910. Foliową sektorówkę uzupełniał transparent: „Widzew Łódź – Wielki klub wpisany w historię”. Do tego odpalono także kilkanaście rac i parę stroboskopów.
Po zwinięciu oprawy „Zegar” wystartował z bardzo mocnym dopingiem okraszonym odpowiednią dawką „pozdrowień” dla klubu z Łazienkowskiej 3. W 20min meczu stadion wybuchnął salwą radości, kiedy to po indywidualnej akcji faulowany w polu karnym został Bartłomiej Pawłowski. Do wykonywania jedenastki podszedł stały egzekutor Łukasz Broź i znów się nie pomylił dając widowni ponowne powody do zadowolenia. Widzew prowadził z Legią 1:0, a trybuny odleciały.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie, choć lider mocno zaatakował próbując odrobić straty. Podobnie było od początku drugiej połowy, która zaczęła się od trzeciej (!) tego dnia prezentacji fanatyków. Na „Zegarze” zaroiło się od transparentów na kijach, które namalowały fan cluby i łódzkie osiedla. Dodatkowo na kurtynach wciągnięto ogromny napis „ULTRASKA”, a blasku całej choreografii dodało ok. 50 rac morskich i kilka achtungów! Sam napis niósł ukryty przekaz. Spostrzegawczy widzowie od razu zauważyli, że literki L, T, S i K nie są przyszyte do głównego materiału, a wykonano je z przezroczystej folii. Ogień z płonących rac odpowiednio podkreślił nawiązujące do znanych „komplementów” w stosunku do Legii przesłanie ;-)Całość dała naprawdę piorunujący efekt!
Niestety tym razem tuż po pokazie bramkę zdobyli nie piłkarze RTS, a ich przeciwnik. Legia wyrównała, ale zarówno zawodnicy, jak i kibice Widzewa nie załamali się! Doping nie tylko nie osłabł, ale wręcz wzmógł się jeszcze bardziej. Udzieliło się to piłkarzom, którzy po lekkim oszołomieniu po straconym golu wzięli się do roboty.
Kolejny raz okazało się, że gra i doping są od siebie zależne i nierozerwalne. Im głośniej śpiewał „Zegar”, do którego przyłączał się cały stadion (najciekawszy akcent, to falująca „kryta” przy „Kto nie skacze, ten za Legią”), tym bardziej ciągnęło to zawodników do walki o drugiego gola. W odpowiedzi każda udana akcja pod legijnym polem karnym nakręcała „korbę” wśród fanatyków.
Kiedy sędzia Musiał zagwizdał po raz ostatni kibice z jednej strony czuli lekki niedosyt, ponieważ znów nie udało się pokonać „Wojskowych”, z drugiej zaś cieszyli się, iż będąc zdecydowanym outsiderem tego meczu nie dali się pokonać. Widzewiacy pokazali charakter i ambicją nadrabiali różnice w umiejętnościach względem nowego mistrza Polski (Lech dzień później przegrał z Podbeskidziem i Legia zapewniła sobie tytuł). Do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego gola. Gdyby łodzianie wpakowali rywalom piłkę do bramki w ostatnich minutach, trybuny wyleciałyby chyba w powietrze.
Mecz z Legią pokazał jak wielki potencjał kryje się w gardłach wracających na właściwy poziom bywalców „Zegara”. Udowodnił też, że widzewscy ultrasi nadal pełni są pomysłów, a zwykli kibice chcą licznie stawiać się na pojedynkach swojego klubu.
Nabite trybuny, głośny doping przez 90min, piękne oprawy przy świetle jupiterów oraz walka na boisku – zamknijcie na chwilę oczy i wyobraźcie sobie takie sceny na nowym, zadaszonym stadionie z drużyną bijącą się o puchary…