R. Mroczkowski: „Musimy cały czas być w czubie. W grze”
28 czerwca 2018, 12:52 | Autor: RyanWe wrześniu minie pięć lat odkąd Radosław Mroczkowski opuścił łódzki Widzew. Teraz szkoleniowiec wraca na Piłsudskiego. Zdążył już nawet dołożyć cegiełkę do wywalczenia awansu. Opowiedział WTM o przygotowaniach do II ligi, planach kadrowych i nieco o historii. Zapraszamy!
– Przyjemnie jest znów pracować w Widzewie?
– To na pewno miły powrót. Byłem tu więcej, jak dwa i pół roku. Przyznam jednak, że to trochę zaskakująca sytuacja. Cała ta historia, związana z ostatnim tygodniem Widzewa w III lidze, była bardzo trudna dla wszystkich.
– Jak pan wspomina pierwszy okres pracy w klubie?
– Tak naprawdę moja pierwsza praca w Widzewie, to zawodnicy z rocznika 1984, z którymi pracowałem praktycznie do szkoły średniej. Później były to grupy naborowe, również z rocznika 1990, 1991, 1993. To dość odległe czasy, ale zebrałaby się z tego okresu duża grupa zawodników, choć nie każdy został przy piłce.
– Przez dwa sezony w opinia była taka, że robi pan wynik ponad stan. Mówię już o pracy z pierwszym zespołem.
– To nie stało się tak od razu. Zaczynałem pracą z zespołem Młodej Ekstraklasy, którego wcześniej w Widzewie nie było. Klub podjął decyzję, by stworzyć taką drużynę od zera, więc ta praca polegała na początku głównie na selekcji, poszukiwaniu kandydatów do gry w Łodzi i okolicy. Przejrzeliśmy sporą grupę zawodników i zostawiliśmy u siebie najlepszych. Później doczekali się oni debiutów w pierwszym zespole i jakby policzyć, to kilku z nich dzisiaj gra w zespołach Ekstraklasy czy I ligi.
– W trzecim sezonie zabrakło zaplecza?
– To był kolejny sezon, gdzie zawodnicy odchodzili i zderzałem się ze ścianą. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie na wszystko miałem wpływ i czasami człowiek był bezsilny. Nie chcę zdradzać tych kuluarów, ale powiem, że nie było łatwo przygotować się do rozgrywek. Były ograniczenia finansowe co do wysokości kontraktów, gdzie nie mogliśmy przekroczyć kwoty 5 tysięcy złotych. Pamiętam mecz z Legią na początku sezonu, gdzie przegraliśmy 1:5. Brakowało nam wtedy jakości, popełnialiśmy proste błędy, które wynikały z bardzo krótkiego czasu pracy z wieloma zawodnikami.
– Później chwilowo się poprawiło.
– Graliśmy mecz z silnym wówczas Zawiszą i byłem ciekaw, jak zespół zareaguje. W Canal Plus żartowano sobie, że gra Młoda Ekstraklasa Widzewa z seniorami, ale pokazaliśmy wtedy pazur i wygraliśmy tamten mecz. Dało nam to fajny bodziec, ale przy takiej huśtawce, jaką wtedy mieliśmy, było ciężko.
– Został pan zwolniony po słynnej konferencji po meczu z Ruchem. Żałuje pan tamtych słów? Dziś postąpiłby pan inaczej?
– Pamiętam ten moment. Zostałem zawieszony w obowiązkach pierwszego trenera. Chciałem przede wszystkim szczerze odpowiedzieć na zadane mi pytanie. Może za bardzo zrobiłem to od serca? Ten mecz z Ruchem miał niefortunny przebieg. W końcówce chyba Maciek Krakowiak zrobił karnego i przegraliśmy trochę nieszczęśliwie. To dodało goryczy, a do tego ktoś chciał to wykorzystać w sposób dla siebie perfidny, bo z wieloma sprawami się po prostu nie zgadzałem i tego nie ukrywałem, dlatego tak się skończyło.
– Po odejściu z Widzewa spędził pan tylko rok w Częstochowie. Dlaczego tak krótko?
– Nie wiem, czy to tak krótko. Może nie każdy wie, ale poszedłem do Rakowa w momencie, gdy zespołowi bliżej było do walki o utrzymanie w II lidze, niż rywalizacji o wyższe cele. Wyciągnęliśmy z tej drużyny tyle, że zagraliśmy w barażach o awans do I ligi. Zabrakło nam bramki strzelonej na wyjeździe. Później filozofia budowania zespołu była taka, żeby zmienić sporą grupę piłkarzy. Przy roszadach rzędu piętnastu zawodników i krótkim okresie przygotowawczym, nie było czasu na pracę. Często rozmawiam z Michałem Świerczewskim [właściciel Rakowa – przyp. WTM], bo mamy dobre relacje, i wspólny wniosek jest taki, że to było wtedy za szybko. Zabrakło cierpliwości.
– Dużo lepiej poszło panu w Sandecji. Wywalczył pan historyczny sukces w postaci awansu do Ekstraklasy.
– Dokonaliśmy tego w mega trudnych warunkach. Gdy dotarłem do Nowego Sącza i to wszystko zobaczyłem, to pomyślałem sobie, że to jest nieprawdopodobne na tym poziomie rozgrywkowym. Podjąłem się trudnego zadania, bo drużyna Sandecji po rundzie jesiennej musiała walczyć przede wszystkim o utrzymanie. Ale nie boję się trudnych wyzwań i podjąłem się tego. Działacze obiecali, że pewne rzeczy uporządkują i faktycznie, stworzyliśmy zespół ciekawych ludzi i utrzymaliśmy się na trzy-cztery kolejki przed końcem.
– Nie było tak dużej presji.
– Mogłem pracować według swoich zasad. Dokonaliśmy kilku korekt w składzie i mogliśmy spokojnie myśleć o nowym sezonie. Może nie na zasadzie, że zawojujemy ligę, ale chcieliśmy zająć dużo, dużo lepsze miejsce, a przy tym wprowadzić młodzież. Pierwsza runda była dla nas udana, ale w drugiej i tak nikt nie stawiał nas w roli faworyta. Solidną pracą i determinacją się obroniliśmy. To wystarczyło, żeby zrobić awans.
– Żal, że tak się to skończyło?
– Myślę, że przyjdzie czas na moją wypowiedź, jak to wyglądało. Ostatnio ktoś mnie szkalował w tym temacie, ale to dlatego, że nie lubię chałtury i po prostu z pewnymi rzeczami się nie zgadzam. Zmienił się układ związany z zarządzeniem – klub przekwalifikował się w spółkę. Odeszli ludzie, którzy znali się na funkcjonowaniu klubu, a nowi tak szybko nie potrafili się wdrożyć. Żalu nie czuję. Jeśli ktoś bezpardonowo wkracza w moje kompetencje, to takie miejsce pracy nie jest dla mnie.
– Odkąd wrócił pan do Łodzi, regularnie pojawiał się przy Piłsudskiego. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wychodził pan sobie ścieżkę do powrotu na ławkę Widzewa.
– Pozostawałem bez pracy, byłem na miejscu, więc dla mnie obowiązkiem było pojawić się na meczu i spotkać z ludźmi. To czas, by pewne rzeczy nadrobić. Trudno nie być na meczach Widzewa, jak mieszkasz w Łodzi. Miałem też okazje popatrzeć na siatkarską Ligę Mistrzów w wykonaniu Bełchatowa. Ktoś może powiedzieć, że chciałem się pokazać, ale ja po prostu nie lubię zamykać się w domu.
– Nie miał pan momentu zawahania, by objąć zespół właśnie przed meczem z Sokołem? Gdyby się nie udało, na rok ugrzązłby pan w III lidze.
– Szczerze mówiąc, gdy dostałem telefon z Widzewa, to myślałem, że jadę na rozmowy na innym temat. Wydawało mi się, że klub planuje wdrożyć inną koncepcję, ale dopiero od początku nowego sezonu. Jechałem na rozmowę z takim właśnie przeświadczeniem.
– Trzeba było szybko decydować.
– Widzew nie był jedynym klubem, który proponował mi pracę. Z innych miejsc dostawałem sygnały, że muszę już podjąć decyzję, bo inaczej nic z tego nie będzie. Odłożyłem to do wtorku, max środy, bo prowadziłem konkretne rozmowy z jednym z I-ligowych klubów, a w poniedziałek zadzwonili z Widzewa.
– Dzięki obecności na meczach miał pan okazję obserwować grę zawodników. To pomogło w tym decydującym meczu w Ostródzie?
– Ocena zawodnika przez pryzmat trybun, a to, co się potem widzi w szatni, to dwie różne sprawy. Na pewno obecność na meczach w jakimś stopniu pomogła. Miałem spojrzenie z góry, takie analityczne. Mogłem sobie w duchu myśleć, że to czy tamto zrobiłbym inaczej. Ale to było czysto teoretycznie rozważanie.
– Wiele osób podkreśla, że pańskie reakcje z ławki mocno przyczyniły się do wygrania tego kluczowego starcia.
– Chciałem zagrać dwójką napastników, bo nic innego tylko wygrana, pozwalała nam zrealizować cel. Przez cały tydzień na to się szykowaliśmy. Uznałem, że w przodzie potrzebne nam będzie trochę szybkości i elementu zaskoczenia. Postawiliśmy na Marcina Pieńkowskiego, ale niestety, szybko odezwał mu się wcześniejszy uraz i sytuacja boiskowa zmusiła nas do zmian.
– Zmusił was zwłaszcza wynik.
– Pierwsze dwadzieścia-trzydzieści minut wyglądało dobrze, ale potem trafił się ten stały fragment, w którym popełniliśmy błąd źle reagując na tak zwaną „drugą piłkę”. Zespół, który w III lidze stracił najmniej bramek, był pod dużą presją wyniku i czasu, co dobitnie obrazuje bramka stracona na 2:3 po rzucie wolnym.
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:
Awans to zasługa mimo wszystko Smudy-Mroczkowski na zasługi musi dopiero zapracować.
Smuda dużą cegłę dołożył, ale sami nie wiemy co by było bez Mroczka. U Smudy końcówka sezonu była tragiczna i mogło to się źle skończyć w Ostródzie.
U Smudy cały sezon był tragiczny !!
Był przeciętny, ale parę meczów było dobrych. Dla mnie największymi porażkami były oba mecze z Łomżą, Wikielcem, Ursusem i pojedynek rewanżowy z Lechią.
Jak tragiczny? Trafiliśmy na równie dobrą drużynę w lidze, z którą wygraliśmy po zaciętej walce. Nad trzecim zespołem obie drużyny miały 8 punktów przewagi, nad czwartym 12 pkt, potem 18-20 punktów przewagi. Kurna, nie było źle. Gdyby nie Lechia wszyscy byliby przeszczęśliwi. Trochę refleksji jednak…
To może trzeba było zająć drugie miejsce za Lechią i chełpić się,że mamy conajmniej 8 punktów przewagi nad innymi zespołami… „Fachowców” z koziej dupy obrodziło tutaj,że ho,ho…
Tak myślą tylko ludzie krotkowzroczni,bo co by było,gdybyśmy zemisowali ostatni mecz z Ostródą? Z Frankiem na ławce trenerskiej,to jestem absolutnie pewien,że byśmy go przegrali i dopiero wtedy niektórym fanom spadłyby z głów różowe okulary.Dlatego największa zasługa w tym awansie należy się trenerowi Mroczkowskiemu,który miał ten mecz pod swoją kontrolą i szybko reagował na przebieg boiskowych wypadków.Zatem nie ten kto przygotowywał ten zespół do ligowych rozgrywek powinien być w pełni gloryfikowany,tylko ten co potrafił go poukładać i zrobić z nim awans,bo bez tego stracilibyśmy cały sezon,oraz ogromne pieniądze.Ten,kto tego nie widzi,jest dla mnie piłkarskim laikiem i nie wie jak funkcjonuje dzisiejsza… Czytaj więcej »
3 punkty nie dają awansu. Gdyby nie cały sezon Smudy ostatni mecz mógłby nic nie znaczyć. Nie mówię że gdyby nie smuda to by awansu nie było, może byłoby lepiej a może gorzej. Wg mnie z Cecherzem awansu by tym bardziej nie było. Także laiku matematyczny uszanuj że do ostatniego meczu Widzew był w grze. Czy zmiana trenera była słuszna? Wg mnie tak ale to nie powinno odbierać 71-ciu jeden punktów zdobytych przez Smude.
A właśnie,że trzy punkty w tamtej fazie sezonu dawały awans i Mroczek idealnie to wykorzystał.Mało jest dzisiaj w Polsce takich trenerów,których można nazwać skalpelami,bo potrafią natychmiast reagować na boiskowe sytuacje i przecinać wszystkie krwawiące wrzody.Skalpelem nie jest nawet Nawałka i dlatego zostanie teraz wymieniony…A Franek od 15-stu lat niczego już nie wygrał i spuścił z ligi wiele dobrych drużyn,dlatego awansu na pewno by z nim nie było.Jestem tego pewien na 1000%…
Właściwy człowiek na właściwym miejscu, tak mogłoby się wydawać! Powiem Wam, że już sam nie wiem. Byłem zadowolony z powrotu Smudy, a jak się okazało było to zaślepienie wiernego kibica, który nie widział dziadka, który już zupełnie odleciał mentalnie tylko legendę klubu…
I trochę teraz się martwię też, bo teraz też jestem uspokojony i zadowolony i patrzę w przyszłość z optymizmem. Tylko gdzieś tam czai się obawa „co jak znowu nie wyjdzie?”
Powodzenia Panie Trenerze.
I pozdrowienia od niepoprawnego optymisty – wiernego kibica Widzewa ;)
Jesteś po prostu optymistą :) Ze Smudą byłą to zupełnie inna historia, facet przychodził do ligi, której nie znał realiów i swoje najlepsze lata miał dawno za sobą i ja o tym pisałem od początku, ale mnie wtedy wyzywali, że nie szanuje legendy. Mroczkowski miał w ostatnich latach sukcesy np. w Sandecji czy Rakowie, który zamiast walczyć o utrzymanie walczył o awans, a podejrzewam, że w obu klubach warunków do tych sukcesów nie miał za wybitnych. Smudę wszyscy gloryfikują za 2 mistrzostwa Polski, tylko wtedy w Widzewie połowa składu było z reprezentacji. To samo miał w kolejnych klubach Wisłą, Legia,… Czytaj więcej »
„Szkoleniowiec wbrew przysłowiu, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, wraca na Piłsudskiego.” Nie chcę być złośliwy i się czepiać, ale używając tego typu zwrotów warto wiedzieć co znaczą. ;) A ten bynajmniej nie oznacza, że nie wraca się w jakieś miejsce. Mnóstwo osób używa tego błędnie, więc może ktoś jednak sprawdzi i już będzie wiedział „o co cho”. ;) Ok a teraz się biorę za czytanie wywiadu. :)
Nie da się ukryć, że masz rację :) Nasz błąd.
Fajnie, ze wraca normalnosc. to duzy spokoj psychiczny dla nas :) normalne podejscie bez wywyzsznia. Wiadomo ze nie wygramy wszystkich meczy w 2 lidze. punkty potracimy jak kazdy .Ale jaka to ulga jak wiadomo ze bedzie grał ten kto w gazie . i ewentualne błedy bedą korygowane na bieząco . To trener który sie błedow nie wstydzi i potrafi wyciagac szybko wnioski. To bedzie pierwszy sezon od czasu reaktywacji gdzie nie będą szargane nasze nerwy. Awansuje całe podium wiec nawet druzyny ktore na jesieni sa w okolicach 8 miejsca walcza do konca o awans. A watpie zebysmy z tym trenerem… Czytaj więcej »
Dobrze jest mieć trenera który potrafi się wysłowić i można go zrozumieć. Moze piłkarze nie rozumieli kali mieć kali być :)
Jeżeli chcemy być klubem z perspektywami na przyszłość, takich ludzi powinniśmy trzymać w klubie najdłużej jak się da. Facet przede wszystkim kompetentny, obeznany w piłce seniorskiej i młodzieżowej, zakorzeniony w Łodzi, oddany klubowi i co dzisiaj rzadkie, z wrodzoną uczciwością wobec zawodu, jaki wykonuje. Wiem, że po pierwszej porażce, pojawiają się trole, które będą hejtowały i zwalniały trenera ale wierzę w nasz zarząd i jego mądrość. Jeszcze raz powtórzę. Trzymajmy tego pana!
Smuda nic nie dolozyl Smuda mial zawodnikow jakich tylko chcial mialabyc piękna gra i awans w maju a była wielka dupa i podejrzewam ze ten ostatni mecz Smuda spieprzylby, poza tym wszyscy zawodnicy grali pisch bo Smuda ustawial ich bez logiki i sęsu.