R. Markwant: „Emocje opadają i wracamy do normalnej pracy”

24 listopada 2014, 10:08 | Autor:

Rafał_Markwant

Wiele nerwów przyniosło nam powyborcze oczekiwanie na oficjalne wyniki głosowania. Chaos w Państwowej Komisji Wyborczej zmusił kandydatów do liczenia głosów na własną rękę, ale rachunki te mogły różnić się od danych faktycznych. Na szczęście w przypadku Rafała Markwanta pozytywne wyniki potwierdziły się. „Rafus” wywalczył mandat.

– Nerwowo było przez te ostatnie dni. Spałeś choć trochę?

– Starałem się o tym tyle nie myśleć, bo trzeba przecież normalnie funkcjonować. Ale faktycznie ta niepewność powodowała różne stany: od frustracji po bezradność. Na szczęście wszystko skończyło się dla mnie dobrze.

– To pierwszy taki przypadek w historii, że kandydaci sami musieli przez kilka dni jeździć od lokalu do lokalu, spisywać wyniki i potem liczyć liczbę mandatów.

– To pokazuję skalę upadku tego państwa. Zresztą nie jest to żadne odkrycie, bo na opublikowanych latem taśmach „Wprost” nie ukrywali tego nawet czołowi politycy i rządzący tym krajem. Bezczynne oczekiwanie na oficjalne wyniki było niemożliwe, chyba wszyscy jeździli i sprawdzali, choć za niektórych robili to ludzie z komitetów wyborczych.

– Z Waszych wyliczeń wynikało, że ten jeden mandat powinien być.

– Tak, ale nie było żadnej pewności. W kilku komisjach bowiem w ogóle nie było wywieszonych protokołów z liczenia głosów, a mogło to wpłynąć na cały wynik. Zabawna, ale z drugiej strony szokująca była sytuacja, gdy poszliśmy po wyniki do jednej ze szkół, a tam dyrektorka z rozbrajającą szczerością powiedziała, że tych kartek z wynikami już nie ma, wylądowały w śmieciach, bo jest już kilka dni po wyborach, bo jest już wtorek i kto chciał ten sprawdził jakie były wyniki…

– Okazało się, że rywali możesz mieć nie jednego a dwóch.

– Jednym z nich był pan Kazimierz Kluska, który tak jak ja startował z list PiS. To doświadczony polityk, mający szerokie poparcie w niektórych kręgach i rozpoznawalne nazwisko. Przez pewien czas, gdy sumowaliśmy głosy, szliśmy łeb w łeb. Później jednak moja przewaga zaczęła rosnąć i byliśmy już przekonani o mojej wygranej.

– Aż pojawił się problem z SLD.

– SLD zrobiło w moim okręgu nadspodziewanie dobry wynik, oscylujący w granicach wystarczających na uzyskanie mandatu. Pozostawało pytanie, czy zdobędzie go kosztem PiS czy Platformy. Gdyby sprawdził się ten pierwszy scenariusz, to do Rady Miasta weszłaby tylko „jedynka”, a ja już nie. Na szczęście dla mnie Sojusz odebrał ten mandat PO.

– W Radzie Miasta będzie też popierany przez środowisko kibiców Łukasz Rzepecki, więc masz kompana. Jest jednak spory niedosyt, bo blisko mandatu był też inny nasz kandydat – Tomasz Gawroński.

– Bardzo żałuję, że Tomkowi nie udało się ostatecznie wejść do Rady, bo rzeczywiście był tego bardzo blisko. Pewnie dlatego ten niedosyt jest tym większy im mniejsza jego strata do Łukasza Magina. Patrząc jednak na sprawę chłodnym okiem, to i tak „Bliźniak” odniósł wielki sukces. Do ostatnich chwil walczył z poważną postacią łódzkiej polityki, człowiekiem rozpoznawalnym, byłym wiceprezydentem Łodzi. Ciężko wygrać z tak doświadczonym i wytrawnym politykiem, a jednak Magin do końca drżał przed naszym kandydatem. To pokazuje, jak duży potencjał drzemie w naszym środowisku.

– Co z pozostałymi kandydatami? Są pierwsze wnioski z kampanii?

– Na  pewno będziemy to wszytko analizować i szukać przyczyn, dlaczego się nie udało, by za cztery lata już tych błędów nie popełnić i być jeszcze bardziej efektywnym.

– Co teraz?

– Dla mnie wiele się nie zmienia. Opadną emocję i znów wrócimy do normalnej pracy Radnego. Jest wiele spraw do załatwienia. Z punktu widzenia Widzewa pozostaje wciąż pilnowanie spraw związanych chociażby z inwestycją stadionową oraz walką o ośrodek treningowy. A jeśli chodzi o Łódź, to przecież zbliża się koniec roku, trzeba uchwalić budżet.

– Kilka słów na koniec?

– Tak, chciałbym podziękować w tym miejscu wszystkim osobom, które pomagały mi w prowadzeniu kampanii wyborczej. Wbrew pozorom to nie była prosta sprawa, ale wiele poświęceń, trudów i nieprzespanych nocy. Dziękuję młodym chłopakom z Olechowa, Janowa i Widzewa Wchodu. Dziękuję też starszym kibicom za wsparcie. Dziękuję też wszystkim tym, którzy znów mi zaufali i oddali na mnie swój głos. Obiecuję, że się nie zawiodą, że swoimi działaniami udowodnię, że za cztery lata warto będzie ponownie pójść do urn i wrzucić kartkę dla mnie i moich kolegów.

Rozmawiał Ryan