Przed ważnym meczem nie udało się wejść na stadion

Fakt, że Widzew nie jest operatorem stadionu ma swoje drobne plusy, ale zdecydowanie więcej jest niestety minusów. Kolejnego byliśmy świadkami dzisiaj, gdy zespół nie mógł odbyć treningu na głównej płycie.

W sobotę łodzian czeka bardzo ważny pojedynek z trzecim w tabeli GKS Bełchatów. Mecz ten można nazwać meczem rundy, nie tylko z uwagi na pozycje w tabeli obydwu drużyn, ale również dlatego, że to rywal z regionu. W tygodniu Widzew skrupulatnie szykował się do tej potyczki, a dziś miał przećwiczyć niektóre schematy taktyczne.

Do niedawna tradycją przed domowymi spotkaniami było odbywanie zajęć przy al. Piłsudskiego, ale po raz kolejny nie było to widzewiakom dane. Zamiast na stadionie, zespół w dwudziestoosobowym składzie (piłkarze powołani do meczowej kadry) ćwiczył w ośrodku przy Małachowskiego. Przypomnijmy, że dwa tygodnie temu piłkarze nie mogli trenować w „Sercu Łodzi” z uwagi na mecz reprezentacji Polski U-20.

Decyzję o zmianie lokalizacji podjął spontanicznie Radosław Mroczkowski. Wszystko przez fakt, że na wejście drużyny nie została przygotowana murawa. Dlaczego tak się stało? „W poniedziałek wysłaliśmy mail do MAKiS z informacją, że w piątek drużyna będzie trenować na stadionie. Prosiliśmy w nim o informację zwrotną. Niestety, przez kilka dni nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi” – powiedział nam pytany o sprawę Piotr Szor.

Dyrektor Zarządzający Widzewa nie kryje zdenerwowania. „Zgodnie z umową mamy zapewnioną możliwość jednego treningu w tygodniu, gdy mecz rozgrywany jest w Łodzi. Jeszcze wczoraj kierownik Marcin Pipczyński dopytywał się o przygotowanie boiska i otrzymał zapewnienie ustne od dyrektora technicznego MAKiS Romana Lewandowskiego, że wszystko będzie OK. Nie było” – dodał Szor.

Sobotni mecz z GKS Bełchatów będzie ostatnim spotkaniem pierwszej rundy w „Sercu Łodzi”. W tym roku widzewiacy podejmować będą jeszcze Rozwój Katowice i Stal Stalowa Wola, ale będą to już starcia rewanżowe.