Po spotkaniu w PZPN w sprawie Pawłowskiego

16 sierpnia 2013, 21:19 | Autor:

Dziś w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej doszło do spotkania mającego doprowadzić do wybrnięcia z patowej sytuacji, w jakiej znalazł się transfer Bartłomieja Pawłowskiego do Malagi. Zgodnie z naszą zapowiedzią, w Warszawie pojawił się także wysłannik hiszpańskiego klubu, Joaquin Jofre.

IMG_0627

W debacie, oprócz prawnika z Hiszpanii, wzięli udział także: władze PZPN oraz przedstawiciele Widzewa i Jagiellonii. Nowy klub Pawłowskiego już jutro zainauguruje rozgrywki w Primera Division wyjazdowym meczem z Valencią. Trener Bendt Schuster nie ukrywa, że bardzo zależy mu na obecności 21-latka w składzie. Stąd pojawienie się pana Jofre w Polsce, który za zadanie miał przywieźć ze sobą certyfikat piłkarza.

Co na to PZPN? Zamiast czym prędzej wydać warunkowo certyfikat zawodnika, aby nie blokować mu obiecująco zapowiadającej się kariery, kieruj apel do Widzewa i Jagiellonii: „Dogadajcie się!”.
Ci jednak zbyt łatwo się nie dogadają. Obie strony pozostają przy swoich zdaniach. Łodzianie, ustami Michała Kuleszy, zapewniają że dopełnili wszelkich wymogów formalnych związanych z umową transferową, na czas wysyłając pismo z wolą wykupienia Pawłowskiego oraz przelewając umowne 200 tyś zł (nawet przed terminem upływającym z końcem 2013 roku). Z kolei prezes Jagiellonii, Cezary (również) Kulesza, broni zdania, że Widzew możliwość wykupienia skrzydłowego stracił z chwilą wejścia w życie zakazu transferowego nałożonego przez Komisję ds. Licencji Klubowych PZPN.

Kto w tym sporze ma rację nie wiemy. Nie jesteśmy prawnikami. Przekonani natomiast jesteśmy o jednym. Skoro Pawłowski w Maladze już jest, wywalczył tam swoją grą wysoką pozycję w drużynie, ma szansę na wielką karierę, to PZPN powinien zrobić wszystko, żeby bronić interesów – było, nie było – członka związku, czyli piłkarza! Tymczasem sternicy polskiej piłki nie potrafią twardo i stanowczo zabrać głosu w sprawie i co gorsza, zinterpretować prawa, jakie sami ustanowili!
PZPN powinien czym prędzej wydać certyfikatom Pawłowskiego Hiszpanom, aby ci mogli wystawić go do gry. Następnie w centrali mogą sobie ustalać na wszelkie możliwe sposoby, komu należą się pieniądze z transferu Polaka. Takie rozwiązanie zaproponował prawnik Malagi; klub chciał zdeponować 300 tyś. euro za roczne wypożyczenie piłkarza i pozostawić PZPN-owi decyzję, do której kieszeni one trafią. Na to jednak nie chciał przystać prezes Jagiellonii.

Pawłowski mógł być wspaniałą wizytówką polskiej piłki w Hiszpanii. Pokazać, że nad Wisłą także są nieodkryte dotąd talenty i warto filtrować ten rynek. Stanie się zapewne przedmiotem drwin i zdziwienia, jak wielki bałagan i chaos panuje w naszym rodzimym futbolu.

Niestety, jak to zwykle bywa, gdy w grę wchodzą duże pieniądze, sentymenty odchodzą na bok i zaczyna się walka o każdy eurocent z transferu Bartka. C. Kulesza, który prywatnie nie darzył Pawłowskiego sympatią (i z wzajemnością), i wypożyczał go, gdzie tylko się dało, byleby nie trzymać w drużynie, nagle poczuł szelest banknotów, a co za tym idzie wielką chęć na powrót piłkarza. Oczywiście tylko po to, by natychmiast go sprzedać.
I tylko Bartka nam szkoda, bo Valencię zobaczy, ale w telewizji…