P. Szor: „Na tą chwilę opuszczać Gutowa nam się nie opłaca”
11 października 2017, 08:55 | Autor: RyanWidzew marzy o posiadaniu własnej akademii, ale póki co nie ma w Łodzi gdzie trenować. Dzięki ciężkiej walce środowiska skupionego wokół klubu udało się doprowadzić do budowy ośrodka treningowego, ale każdy dzień przynosi kolejne negatywne informacje. O kulisach związanych z walką o Łodziankę porozmawialiśmy z człowiek odpowiedzialnym właśnie za ten temat – dyrektorem Widzewa Piotrem Szorem.
– W ostatnim czasie znów Łodzianka jest tematem numer jeden. Z zewnątrz nie wygląda to dobrze.
– Rozmowy trwają. Nie ukrywam, że wcześniej prowadziliśmy je z UMŁ już od kwietnia. Jeśli chodzi o kwestie podziału dostępności, to idzie to w dobrym kierunku. Oczywiście nadal nie jest tak, że wszystkie nasze potrzeby są zaspokojone. Wręcz przeciwnie. Widzew nie będzie jedynym użytkownikiem, musimy się dzielić tymi boiskami, dlatego musieliśmy ograniczyć ilość grup młodzieżowych. Po prostu nie byliśmy w stanie wszystkim zapewnić miejsca do treningów, dlatego poszliśmy w kierunku franczyzy.
– Nadal jednak to Widzew ma największe potrzeby spośród wszystkich chętnych?
– Zdecydowanie. Przy każdym spotkaniu podkreślam fakt, że pod uwagę powinien być brany stan na poprzedni sezon. Na przykład Łodzianka miała zgłoszone w Łódzkim Związku Piłki Nożnej tylko dwie drużyny, a teraz nagle zrobiło im się sześć. My mieliśmy osiemnaście grup, z których musieliśmy zrobić dziesięć.
– O ile kwestię dostępności być może częściowo uda się rozwiązać, to bardzo niepokojące są sygnały dotyczące stawek za wynajem boisk. W TV Toya publicznie poruszył ten temat prezes Klementowski.
– Są trzy stawki, podzielone na kategorie wiekowe. One są rzeczywiście kolosalne i nie dziwie się, że zarząd rozważa pozostanie pierwszego zespołu w Gutowie Małym. Ceny na rynku naprawdę są korzystniejsze od tych, jakie proponuje Miasto i my absolutnie nie możemy się na to zgodzić. Najbardziej bolesne jest to, że czyniona jest krzywda dzieciakom. To one miały w końcu mieć gdzie uprawiać sport na wschodniej stronie Łodzi. Wszyscy podkreślają publiczny charakter tego ośrodka, ale nie ukrywajmy, że powstał on wyłącznie dzięki determinacji i pracy widzewskiego środowiska. Każdy dobrze o tym wie. Zastanawialiśmy się nawet nad tym, żeby klub został dzierżawcą i operatorem, ale nie jest to takie proste. Trzeba byłoby to wszystko przekalkulować.
– Intencją Miasta być równe traktowanie Widzewa i ŁKS. Uda się?
– Nie wiemy jeszcze, jakie stawki zostaną zaproponowane ŁKS-owi. Budowa ośrodka na Minerskiej też ma swój poślizg i pewnie boiska tam zostaną oddane do użytku wiosną. Pytanie, czy Miasto wywiąże się z zapewnień, że oba kluby będą traktowane tak samo. To znaczy, że koszta, jakie ponosić będzie ŁKS, nie będą niższe od zaproponowanych nam. Druga sprawa, to ilość samych boisk. Na samej Minerskiej będzie ich więcej, a nie zapominajmy też o hybrydzie przy al. Unii. Sama ilość płyt dla obu klubów już jest niesprawiedliwa. Dlatego ja nie widzę przeszkód, by rugbyści mogli trenować także tam.
– Jesteśmy w przededniu zakończenia prac, ale nie wszystkich. Problem z boiskiem hybrydowym rzeczywiście jest tak duży?
– Na dzień dzisiejszy to boisko nie zostanie teraz oddane do użytku. Najprawdopodobniej stanie się to dopiero w kwietniu 2018 roku! Po pierwsze, nie ukorzeniła się trawa, a po drugie są trudności z odpływem wody. Źle wykonano drenaż i potrzebne będzie wykonanie prac poprawkowych. Ale nawet jeśli to trzecie boisko byłoby gotowe już, i tak można byłoby korzystać tylko z dwóch jednocześnie…
– Chodzi o kwestie energetyczne? Podobno łącze nie ma na tyle mocy, by oświetlić trzy płyty na raz.
– Tak. Ma to zostać poprawione i planowo od czerwca 2018 roku przyłączenie energetyczne ma już pracować z pełną mocą. Na razie da sobie radę z boiskami sztucznym i naturalnym.
– Kiedy można spodziewać się pierwszego odbioru?
– Wkrótce ma nastąpić odbiór przez MOSiR, który będzie operatorem ośrodka. Nie będzie nim MAKiS. Jeśli ten odbiór się uda, do użytku ma od razu zostać oddane boisko ze sztuczną nawierzchnią. Dwa tygodnie później boisko naturalne. Na hybrydę, jak mówiłem, trzeba zaczekać do kwietnia.
– Wiecie już, ile tego tortu przypadnie dla Widzewa?
– Widzew jako pierwszy przedstawił harmonogram korzystania z ośrodka. Początkowo planowaliśmy 90 godzin tygodniowo, ale potem zmniejszyliśmy tą liczbę. Chodzi o to, że będziemy mogli trenować dwiema grupami jednocześnie na jednym boisku.
– Sporo słyszy się także o niedociągnięciach w budowie. Spotkał się z pan jakimiś?
– Takich infrastrukturalnych problemów jest sporo. Powstało osiem pomieszczeń szatniowych, ale cztery z nich są naprawdę małe. Druga rzecz, to brak jakiegokolwiek magazynu na sprzęt. Jest co prawda jedno pomieszczenie, ale zagospodarować je planuje MOSiR, by mieć gdzie przechowywać narzędzia do opieki nad boiskami. Nie ma też parkingu. To problem, bo zgłosiliśmy ośrodek jako miejsce rozgrywania spotkań przed dwie drużyny i licencyjnie jesteśmy zobowiązani zapewnić parking gościom czy sędziom. Są ścieżki wjazdowe, ale z zakazami wjazdów dla pojazdów innych, niż dla służb. Jest tego sporo.
– A co z tym rozpadającym się, żenującym ogrodzeniem?
– To jest kolejna rzecz, która mnie wręcz przeraża. Chodzi o podejście do sprawy przez konserwatora zabytków. To on nie wyraża zgody na demontaż ogrodzenia z końca lat 60! Ten sam konserwator może na przykład mieć także swoje zdanie na temat postawienia przez nas kontenera. Jeśli nie mamy magazynu na sprzęt, to chcielibyśmy mieć taki kontener. Przecież nie będziemy wszystkiego wozić dwa razy dziennie. Zobaczymy czy się uda.
– Chcielibyście wejść na Małachowskiego jeszcze w tej rundzie?
– Trener Franciszek Smuda bardzo by chciał wejść jeszcze w tym roku. Te wyjazdy do Gutowa Małego są dobre, ale nie na dłuższą metę. Wszyscy są już tym zmęczeni, a do tego to są cały czas koszta. Po to walczyliśmy o miejsce do treningów w Łodzi, by nie jeździć poza miasto. Natomiast zobaczymy, jak zakończą się negocjacje w temacie kosztów wynajmu. Bo na tą chwilę opuszczać Gutowa nam się nie opłaca.
– Największe polskie kluby budują własne ośrodki. Widzew też powinien iść w tym kierunku, zamiast liczyć na widzimisię Urzędu Miasta Łodzi. Może warto pomyśleć o dotacji z Rządu. Ostatnio zgłasza się coraz więcej klubów.
– Na pewno, zwłaszcza jeśli chcemy robić to profesjonalnie. Żeby móc ubiegać się o dofinansowanie z Ministerstwa Sportu, trzeba jednak posiadać własną ziemię. Kolejna rzecz, to przygotowanie odpowiedniej dokumentacji. To musi być kompletny biznesplan, od A do Z. Nie pójdziemy do ministerstwa z hasłem: „Widzew chce, więc macie nam dać”.
– Specjalistą w pozyskiwaniu gruntów powinien być inwestor klubu, czyli Murapol. To przecież deweloper – żyje z kupowania ziemi i budowy na niej.
– Tak, rozmawiamy na ten temat. Liczyliśmy, że pomoże Miasto, ale ono nie przewiduje żadnych gruntów z bonifikatą. Na szczęście są liczne ośrodki wokół Łodzi, które przy odpowiednio opłacalnej – także dla nich – współpracy są gotowe nas wesprzeć. Za wcześnie, by mówić o szczegółach, ale marzy nam się powstanie akademii piłkarskiej z prawdziwego zdarzenia. Gdyby w ciągu pięciu, dziesięciu czy piętnastu lat udało się wychować piłkarza o talencie pokroju Jakuba Błaszczykowskiego czy Roberta Lewandowskiego, którego wypuścimy w świat, to inwestycja w tą akademię zwróci się z nawiązką. Człowiek miałby wtedy poczucie, że warto było walczyć. Tak więc warto pracować i walczyć w tej sprawie.
Rozmawiał Ryan