P. Klementowski: „Musimy zamknąć rozdział pod tytułem III liga”
24 grudnia 2017, 19:10 | Autor: RyanPrzemysław Klementowski od ponad roku zajmuje w Widzewie stanowisko prezesa. Tego stanu rzeczy nie zmieniło nawet oddanie klubu w ręce inwestora. O współpracy z Murapolem, ocenach rundy jesiennej czy transferach szef RTS mówił nam w specjalny, świątecznym wywiadzie. Zapraszamy!
– Mocno rozczarowany był pan po ostatnim meczu w rundzie jesiennej?
– Mocno. Mieliśmy przecież pozycję lidera na wyciągnięcie ręki. To, jak spędzimy zimę, zależało przecież tylko od nas. Tymczasem mecz zakończył się remisem 0:0, swoje spotkanie wygrał Sokół Aleksandrów Łódzki, a więc zostało nam pogodzić się z drugim miejscem. Złość po tamtym meczu z Ostródą była we mnie duża, teraz, po miesiącu, trochę się to uspokoiło.
– Niektórzy mówią, że to nawet lepiej, że nie będziemy liderem. Wszyscy będą „pod prądem” i nie wkradnie się rozluźnienie.
– Mogę zagwarantować swoim słowem, że gdybyśmy byli liderem, żadne rozluźnienie i tak by się nie wkradło. Wszyscy w klubie doskonale wiemy, jakie są oczekiwania i nikt nie może pozwolić sobie nawet na chwilę uśpienia. Pamiętajmy przecież, że zaczynamy już budowę drużyny na II ligę, więc choćby dlatego nikt nie zaspałby zimą ze wzmocnieniami, nawet gdybyśmy byli na pierwszym miejscu.
– W transferach też by to pewnie pomogło.
– Zdecydowanie! Większość piłkarzy nie potrafi patrzeć perspektywicznie, kilka ruchów do przodu. Ich interesuje tylko to, co jest tu i teraz. Gdybyśmy mieli bezpieczną przewagę nad resztą zespołów, pewnie niektórych łatwiej byłoby skusić wizją zaledwie pół roku w III lidze. Teraz jest trochę trudniej, a nasza wiara w przegonienie całej konkurencji nie zawsze spływa na zawodników, z którymi rozmawiamy.
– W II lidze powinno być już dużo łatwiej.
– Oczywiście, to przecież już centralny poziom rozgrywkowy. Piłkarze będą znali nasz cel, czyli walka od razu o I ligę. Teoretycznie będzie prościej to osiągnąć, bo wyżej wejdą aż trzy zespoły, a czwarty gra baraż. Popatrzmy choćby na ŁKS, który sportowo z naszej grupy przecież nie awansował. Margines błędu jest mniejszy, więc drużyna taka jak Widzew, która zamierza bezwzględnie awansować, będzie mieć łatwiej. To przyciągnie tych, którzy dzisiaj kręcą nosem na poziom rozgrywkowy.
– Oczekiwania finansowe niektórych zawodników są bardzo wysokie. Będziecie w stanie temu sprostać?
– Zapowiedzieliśmy z Michałem Sapotą, że nie dopuścimy do żadnych kominów płacowych. Po pierwsze dlatego, żeby środowisko piłkarzy nie pomyślało sobie, że Widzew można naciągnąć na kasę, po drugie po to, żeby nie tworzyć zgrzytów w szatni. Wielu zawodników z naszej kadry mogłoby grać wyżej, a jednak chcą pomóc nam wydostać się z III ligi. Sprowadzanie graczy z bardzo wysokimi kontraktami szybko doprowadziłoby do nieporozumień.
– W pewnym momencie sięgnięcie mocno do kieszeni będzie nieuniknione.
– Z każdym poziomem rozgrywkowym wydatki na płace na pewno będą rosły, ale co do zasady nic się nie zmieni. Jeśli ktoś będzie chciał do nas przyjść wyłącznie po to, żeby wyciągnąć z klubu pieniądze, nie dając za wiele w zamian, umowy nie podpiszemy. Chcemy mieć piłkarzy, którzy chcą tu być, pasują do Widzewa charakterologicznie.
– Nie do końca chciał już tu być Adam Radwański. To pierwsza transferowa porażka?
– Nie nazwałbym tego w ten sposób. Wypożyczając Adama z Wisły Płock wiedzieliśmy, jak skonstruowana jest umowa. Spodziewaliśmy, że będziemy trochę zakładnikiem formy Radwańskiego. Jeśli będzie źle grał, będzie to ze szkodą dla drużyny, ale nikt go nie wyciągnie. Jeżeli jednak sprawdzi się, to zespół będzie miał z tego profity, ale w każdej chwili Radwański będzie mógł odejść. Sprawdziła się ta druga wersja.
– Nie było trzeciej opcji?
– Była, dlatego staraliśmy się go zatrzymać. Rozmawiałem z Adamem ja, rozmawiał trener Smuda. Przekonywaliśmy go racjonalnymi argumentami, a także podwyżką wynagrodzenia, ale ostateczna decyzja należała do niego i podjął taką, że odchodzi.
– Podobno składaliście Wiśle ofertę transferu definitywnego.
– Było zapytanie z naszej strony, ale Wisła szybko zamknęła temat. Z jej punktu widzenia też lepiej jest, jak piłkarz ogrywa się w I lidze, a nie w III lidze. Nie mogliśmy nic zrobić, bo w chwili sprowadzania Radwańskiego do Łodzi transfer gotówkowy nie wchodził w grę. Ja też wolałbym nie wypożyczać piłkarzy, tylko mieć ich karty zawodnicze w klubie, ale nie zawsze się udaje.
– Franciszek Smuda i Zdzisław Kapka mówili, że nie żałują straty Radwańskiego.
– Na pewno byłoby dla nas lepiej, gdyby Adam z nami został, ale to też nie jest tak, że bez niego wszystko się rozsypie. To jeszcze młody piłkarz, który ma wahania formy. Czasem dawał drużynie sporo jakości, ale notował też słabsze występy. Naszym zadaniem jest wypełnić lukę po nim i uda się to zrobić. Nie mam co do tego obaw. Przecież już w drużynie jest dwóch utalentowanych środkowych pomocników, którzy też są młodzieżowcami i czekają na swoją szansę.
– Tak samo może być z Marcinem Pigielem.
– Marcin robiły stałe postępy. Trener bardzo go chwali. Ale nie jest jeszcze gotowy do tego, żeby wracać do Białegostoku i walczyć o miejsce w składzie w Ekstraklasie. Być może nie będzie także po rundzie wiosennej, dlatego namawiamy działaczy Jagiellonii, żeby został z nami co najmniej jeszcze kolejny sezon. Najlepiej byłoby całkowicie go wykupić, ale na razie rozmowy trwają. Zobaczymy, jak się ułożą.
– Niewiele brakowało, a stracilibyśmy także Maćka Kazimierowicza.
– Nie zgadzamy się na odejście Maćka z zespołu, bo jest mu sportowo potrzebny. Rozmawiałem już z nim i jestem głęboko przekonany, że Maciek zostanie w Widzewie. Mogę nawet powiedzieć, że dla mnie temat jego ewentualnego transferu do Podbeskidzia Bielsko-Biała jest już zamknięty. Cieszą mnie słowa Maćka, że bardzo chce tu zostać i czuje się widzewiakiem.
– Co w kwestii dalszych wzmocnień?
– Rozmawiamy i zachowujemy spokój. Fajnie byłoby mieć zamkniętą kadrę już w grudniu, ale tak się nie da. Wielu zawodników, którymi negocjujemy, ma jeszcze otwarte tematy w wyższych ligach. To wszystko musi potrwać. Natomiast do pierwszego treningu mamy jeszcze przeszło trzy tygodnie, a do pierwszego meczu prawie trzy miesiące. Zdążymy. Poza tym nic na siłę. W Widzewie będą grać tylko ci, którzy naprawdę tego chcą.
– Wojciech Łuczak i Łukasz Matusiak to na tą chwile cele numer jeden?
– Celem numer jeden faktycznie jest wzmocnienie środka pola, najlepiej kreatywnym zawodnikiem, ale nie przywiązujemy się do nazwisk. Jeśli nie uda się z jednym zawodnikiem, mamy alternatywę. Dość dobrze zbadaliśmy rynek i jest z kogo wybierać. Co do dwóch wymienionych piłkarzy, to radziłbym zachować spokój.
– Dlaczego?
– Matusiak jest podstawowym zawodnikiem GKS Tychy, z ważnym kontraktem. Natomiast Łuczaka chce kilka klubów z I ligi. Przedstawiliśmy mu swoją propozycję ale poziom rozgrywkowy może mieć duże znaczenie. Wydaje mi się na dzień dzisiejszy, że oba te transfery nie dojdą do skutku, choć ostatecznie żadnego słowo „tak” lub „nie” nie padło.
– Czyli na razie nie ma się czym emocjonować?
– Kibice lubią emocje związane z transferami, więc nie można im się dziwić, że szukają w mediach plotek i żyją nimi. Więcej będzie się jednak działo dopiero po nowym roku, gdy kluby w wyższych ligach będą pomału dopinać kadry.
– Póki co mamy tylko Roberta Demjana.
– To wcale nie jest „tylko”. Uważam, że będzie to duże wzmocnienie. Jesienią brakowało nam napastnika, który będzie bardziej pasował do koncepcji trenera Smudy. Demjan mimo 35 lat na karku wciąż jest w znakomitej formie fizycznej i po przepracowaniu zimy będzie lekiem na nasze problemy ze skutecznością. Pozostali napastnicy też pójdą przy nim w górę.
– Może warto rozejrzeć się na Słowacji także za innymi zawodnikami? Talentów tam nie brakuje.
– Na Słowacji jest wielu zawodników, dla których transfer do Polski jest szansą na dalszy rozwój kariery. To ciekawy kierunek, ale takich jest wiele. Będziemy się temu przyglądać.
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON: