P. Cecherz: „Wiem, że można było zrobić więcej”

25 czerwca 2017, 09:00 | Autor:

Przemysław_Cecherz

– Koniec marzeń nastąpił w Ełku, gdzie spadły na nas wszystkie plagi jednocześnie. Co się wtedy stało?

– Najprościej można powiedzieć, że zagraliśmy słabo. Ale proszę popatrzeć szerzej. Wypadło nam ze składu dwóch piłkarzy, na których opierała się gra, czyli Kazimierowicz i Michalski. Pierwszy jako jedyny ze środkowej strefy nie bał się wyprowadzić akcji i to od niego zaczynały się ataki, drugi umiał zrobić przewagę na skrzydle. Do tego na rozgrzewce straciliśmy Okuniewicza i cała koncepcja na ten mecz wzięła w łeb. Zauważmy też, że formę wtedy zaczął gubić Mąka. Brakło nam wtedy jakości, by wygrać. Sam gol pominę, bo już mówiłem – kuriozum.

– Nie chciał pan oceniać meczu z Drwęcą na gorąco. Teraz da się pan namówić?

– Nie, nie wracam do tego. Dla mnie to mecz-widmo. Nawet nie biorę go do statystyk.

– Podkreślał pan, że jak presja zeszła z drużyny, bo awans już był przegrany, to nagle piłkarze zaczęli grać ładnie dla oka. To dobry prognostyk na jesień?

– Zaczęli grać to, czego oczekiwali kibice. Myśmy w sezonie naprawdę dużo czasu poświęcili właśnie na szlifowanie takich akcji, a przełożenia w meczu było za mało. W tych ostatnich spotkaniach zawodnicy nie bali się już wziąć gry na siebie, wyjść spod pressingu. Nie czuli blokady, że jak stracą piłkę, pójdzie kontra i rywal strzeli, to nie dogonimy lidera. Weźmy na przykład Kozłowskiego: czy on zdecydowałby się na taki strzał, jak z Sokołem, we wcześniejszych meczach?

– Dokonujecie już wraz z zarządem wietrzenia szatni i czterech zawodników odchodzi. Pierwsze transfery wydają się być naprawdę mocne.

– Powiedzmy sobie szczerze, potrzebujemy silnej kadry. Ma ona liczyć dwudziestu lub dwudziestu jeden zawodników plus bramkarze. Wiemy, gdzie potrzebujemy wzmocnień. Na dzień dzisiejszy odchodzi ta czwórka. Możdżonkowi kończy się status młodzieżowca, a do tego w treningu i w meczach wyglądał tragicznie. Stąd rozwiązanie umów. Ta sama sytuacja jest ze Strusem. Z kolei Szewczykowi kończy się kontrakt

– O nim zawsze miał pan dobre zdanie.

– Bo to fajny chłopak, który ma umiejętności. Na jego pozycji postawiliśmy jednak na młodzieżowców. On znał swoją sytuację, ale trenował na 100%. Zawsze powtarzał, że jest gotowy pomóc. Mogę się wypowiedzieć o nim w samych superlatywach. Zimą nie chciał odejść. Mówił mi: „Trenerze, nie mogę. jestem po kontuzji i nie znajdę klubu”. Ja to w pełni rozumiałem.

– Z Ogawą było chyba tak, że to pierwsze zauroczenie nie przerodziło się w miłość (śmiech).

– Tak (śmiech). Musieliśmy szybko podjąć decyzję, bo on nie mógł zostać na testy trzy tygodnie. Musieliśmy decydować w ciągu trzech dni. W pierwszym sparingu dobrze wyglądał, w treningach też. Widać było, że ma potencjał. Problemy zaczęły się, gdy zaczęliśmy szykować się do ligi. Pojawiła się taktyka, asekuracja, odbiór piłki. On nic nie rozumiał i nic nie dał od siebie. Nie chciał zrozumieć języka, uczyć się i więcej trenować. Stąd taka decyzja.

– Przyjdzie tylu, ilu odejdzie?

– Nie traktujmy tego jeden do jednego. To nie jest tak, że jak uda nam się z jednym piłkarzem rozstać, to weźmiemy w to miejsce nowego. Pewne decyzje są już podjęte i teraz zadaniem zarządu jest je zrealizować. Piłkarzom przekazałem swoje uwagi, ale dopóki nie porozmawiają oni z zarządem, ja nie mogę zabierać głosu. To gracze z ważnymi kontraktami, więc w grę wchodzą sprawy finansowe. A te są poza mną.

– Ilu jeszcze jest piłkarzy na pana „czarnej liście”?

– Wyłączając omawianą wcześniej czwórkę, to jeszcze jest ich dwóch lub trzech.

– Patrząc na to, ile grali wiosną, stawiam, że chodzi o Michała Czaplarskiego i Pawła Broniszewskiego. Kto jest trzecim?

– Proszę mnie zrozumieć. Nie mogę jeszcze o tym powiedzieć. 28 czerwca wszyscy stawiają na pierwszym treningu, a potem będą rozmowy z zarządem. Tak jest uczciwiej.

– Nie wiemy, jakie decyzje dosięgną Adriana Budki. Dla kibiców to bardzo ważna postać.

– Wiem, kim dla Widzewa jest Adrian Budka. Nie jestem przecież z kosmosu. Sprawa jest jednak prosta: Adrian przegrał rywalizację z Michalskim, Mąka czy Kamińskim. Tych graczy wszyscy przecież chwalili. Budka zawsze traktowany był przeze mnie poważnie. Tak samo on podchodził do swoich obowiązków i nigdy nie dał sygnału, że jest traktowany niesprawiedliwie. Ile mógł, tyle dawał. Nie wiem, czy zostanie na kolejny sezon.

– Nie widzi pan już dla niego miejsca?

– To nie tak. Adrian sam musi zadecydować, co dalej. Swoje zdanie będzie miał też zarząd. Na pewno czekają nas rozmowy na ten temat. Po tym, jak Adrian pozna swoją sytuację w klubie, będzie miał decydujący głos. Ja zamierzam do końca traktować go poważnie i nie zamykam przed nim drzwi. Są jednak rzeczy, o których wiem tylko ja, on sam i Wojtek Walda. Wiele razy coś Adrianowi przeszkadzało. A to naciągnięcie, a to zapalenie ścięgna Achillesa, a to inne drobne rzeczy, o których nigdy głośno nie mówiliśmy.

– Jest jeszcze zawodnik, który w ostatnich miesiącach zszedł nam z pola widzenia. Ma pan gdzieś z tyłu głowy Princewilla Okachiego?

– Powiem krótko: sytuacji Okachiego nie zna nasz lekarz, nie zna Walda i nie znam ja. To jest trochę nienormalne. Nie będziemy przecież wydzwaniać i prosić się o kontakt. Nie wiem, czy on już się zrehabilitował, czy czeka go jeszcze jakaś operacja. Są różne sygnały. Wiem jedynie, że żaden lekarz nie wyda mu w tej chwili pozwolenia na treningi.

– Piłkarz zapewnia, że jest gotów. Skarży się też, że się pan nim nie interesuje.

– W klubie jest jasny podział obowiązków. Ja zajmuje się zawodnikami zdrowymi. Treningi wyrównawcze czy rehabilitacja są zapewnione. Część tych spraw ma na głowie też Kuba Grzeszczakowski. O Okachim nie wiem kompletnie nic poza tym, że do końca czerwca jest na kontrakcie. Z „góry” wiem, że płaconą pensję ma na czas, ale nie jest w stanie na dziś podjąć treningów.

– A jeśli sytuacja się zmieni i zdrowy Okachi przyjdzie do pana i poprosi o możliwość wejścia w trening, dostanie szansę?

– Oczywiście, że tak.

– Słychać, że chce się pan przyglądać młodzieżowcom.

– Nie chciałbym, żeby było ich bardzo dużo. Nie ma na to czasu. Chcemy tak to zrobić, żeby podjąć decyzję co do młodzieżowców w ciągu pierwszych dziesięciu dni. Warunkiem jest, by właśnie na dłużej mogli oni poddać się obserwacji. Zimą menadżerowie nie puszczali ich dłużej, jak na jeden-dwa dni i trzeba było od razu decydować. Teraz tak nie będzie i możliwość popełnienia błędu będzie mniejsza.

Ilu ich przyjedzie na testy?

– Może być ich między ośmiu a dziesięciu. Nie wszyscy przyjadą jednocześnie, bo niektórzy mogą na przykład od 1 lipca. To chłopcy mający już ogranie na tym poziomie rozgrywkowym. Albo grający w rezerwach klubów z Ekstraklasy i trenujący z pierwszą drużyną, albo wypożyczeni do innych zespołów.

– Zostanie dwóch, trzech?

– Ciężko to dzisiaj ocenić. Jeśli okaże się, że wśród tych piłkarzy jest czterech naprawdę wartościowych młodzieżowców, to weźmiemy czterech. Jak będzie trzech, weźmiemy trzech. W pierwszych dniach przygotowań chcemy przyjrzeć się również wychowankom, którym kończy się wiek juniora.

– Przejdźmy do tych, którzy już są lub lada chwila będą. Umowy podpisali już Radosław Sylwestrzak i Michał Miller. Można kilka słów na ich temat?

– Mówiłem już, że wiem, gdzie potrzebujemy wzmocnień. Celem jest odmłodzenie defensywy. Sylwestrzak jest zawodnikiem dynamicznym, który potrafi grać i lewą, i prawą nogą. Ma dobry charakter, jest spokojny. To profesjonalista, który wciąż jest graczem przyszłościowym. Miller ma wnieść jakość w ataku. To nie jest jednak napastnik, który wyłącznie stoi w polu karnym. Lubi zejść na skrzydło, pokazać się do prostopadłego podania, powalczyć. Jest bardzo szybki i może też dać wiele na boku. Przy tym wszystkim pokazał też, że umie strzelać gole.

– Widzi pan go także na skrzydle?

– Ma możliwości, by tak zagrać, ale jednak chciałbym, by występował jako wysunięty lub podwieszony napastnik. Zobaczymy też, czy będziemy w danym meczu grać 4-5-1, 4-4-2 czy 4-3-3. Będziemy pracowali nad tymi systemami.

– W systemie z dwójką napastników partnerem Millera może być Robert Demjan?

– To jest bardzo dobre pytanie! Niestety, jeszcze nie znam na nie odpowiedzi (śmiech). Nazwisko Demjana jest na naszej liście transferowej i liczę, że jednak zdecyduje się on przyjść do nas. Być może sprawa rozstrzygnie się w najbliższych dniach. Jeśli nie, to mamy jeszcze jedno nazwisko na tą pozycję. Nie tak głośne, ale też ciekawe. Mam jednak wiarę w to, że Demjan się skusi.

– Nie dowiemy się, o kogo chodzi?

– To nazwisko jeszcze nie wypłynęło. Bardzo dobrze, bo to nam nie pomaga. Gdy pisze się o danym zawodniku za chwilę inne kluby wpadają na pomysł, by też po niego sięgnąć. Dochodzi o tego, że kuszą go zespoły z wyższych lig. Zdradzanie nazwisk bardzo nam przeszkadza.

– Wkrótce umowę podpisać ma Damian Kostkowski.

– To podobny typ zawodnika do Sylwestrzaka. Potrafił w Drwęcy rozpoczynać akcje. Ma doskonałe warunki fizyczne, a przy tym jest dość zwrotny i szybki. Ma swoje walory także przy stałych fragmentach gry. To był jeden z najbardziej wyróżniających się stoperów w tej lidze.

– Aleksander Kwiek to kwestia czasu.

– Tak, to formalność. Brakuje chyba tylko podpisu w Zabrzu. Olek będzie z nami, znalazł już nawet mieszkanie w Łodzi. Piłkarsko przedstawiać go chyba nie trzeba. Jedyny problem, to wiek, ale wciąż może on nam w wielu rzeczach pomóc. To zawodnik, który ma na koncie mistrza Polski, grał przy dwudziestu tysiącach kibiców. Takich ludzi szukaliśmy. Ma świetne otwierające podanie, strzał z dystansu, dobrze wykonuje stałe fragmenty gry. Jego doświadczenie bardzo nam się przyda w ofensywie.

– Czyli widzi go pan wyżej na boisku?

– Najlepszą pozycją Kwieka jest „dziesiątka”, ale będziemy chcieli przećwiczyć różne rozwiązania. Będziemy mieli teraz większe pole manewru przy obsadzie jedenastki. Repertuar gry będzie dużo większy.

– Przyjmijmy optymistycznie, że umowy podpiszą i Kostkowski, i Kwiek, i także Demjan. Koniec głośnych transferów i skupiamy się już tylko na młodzieżowcach?

– Tak. Chyba, że trafi się jeszcze ktoś w ostatniej chwili. Tradycyjnie zostawimy sobie jakieś miejsce na transfer, gdyby pojawiła się jakaś okazja.

– Zostaje koncepcja z młodzieżowcem na lewej obronie? Tak się te klocki układają. No chyba, że chce pan poprzestawiać mocniej i np. znaleźć prawego defensora

– Na prawą obronę nikogo nie szukamy. Są tam Kozłowski i Tlaga, którzy wyglądają bardzo dobrze. Faktycznie, Gromek traci status, ale nie jest powiedziane, że młodzieżowiec musi być lewym obrońcą. Jak trafi się ktoś wartościowy gdzie indziej, będziemy przestawiać.

– Odwrócę jeszcze pytanie odnośnie transferów. Czy powinniśmy się obawiać, że ktoś kluczowy… odejdzie?

– Nie ma takiego zagrożenia. Wszyscy, których chcemy, są. Największy problem był z Mąką i Michalskim, ale został rozwiązany. Co do Kozłowskiego, to jakby mu pan dał do podpisania dożywotni kontrakt z Widzewem, to by to zrobił.

– Okres przygotowawczy jest już zapięty na ostatni guzik?

– Zaczynamy w Gutowie Małym, a 9 lipca jedziemy na obóz do Nieborowa. Problem może być jednak po zgrupowaniu. W Gutowie pojawi się sporo drużyn, przygotowujących się do sezonu. Będzie ciężko.

– Szukacie jakiejś alternatywy czy będzie próbowali wcisnąć się w grafik?

– Może tak być, żeby umówimy się na godziny. Będzie robili wszystko, by dało się normalnie trenować.

– Będzie pan kładł większy nacisk na taktykę niż przygotowanie fizyczne? Jedna z teorii mówi, że zimą robi się siłę na cały rok.

– Teoria jest zawsze ta sama: zespół musi być przygotowany fizycznie cały czas. Jeśli coś się dzieje, trzeba na bieżąco reagować. Wiadomo, że zimą obciążenia są większe, bo mamy więcej czasu. W trakcie tamtej rundy też pracowaliśmy nad tym, a i latem trzeba będzie jakaś skróconą wersję wdrożyć. Dynamika, siła, szybkość i koordynacja będą wplatane w każdy trening.

– Kto pańskim zdaniem będzie najtrudniejszym rywalem do awansu? To będzie trudniejsza liga jak rok temu? Spadają Polonia i Olimpia, groźny zawsze jest ŁKS, zbroi się Lechia, w Legii II ma być rewolucja.

– Lepiej jest, gdy o awans walczy więcej zespołów, bo punkty się rozkładają. Olimpii po spadku ciężko będzie zatrzymać zawodników. Może nie być to drużyna bardzo licząca się w tej walce. Nie wierzę natomiast, że ŁKS będzie dostarczycielem punktów. Podobnie jak Polonia, która nie powinna stracić kluczowych graczy. O Legii się nie wypowiadam, bo co roku słychać, że druga drużyna ma grać wyżej. Jeśli będą dawali co mecz pięciu-sześciu graczy z pierwszego zespołu, to będzie to jeden z faworytów. Na dzień dzisiejszy skupiam się jednak na swoim zespole. Zobaczymy, jakie będą sygnały z obozów rywali.

– Teraz będzie miał pan postawiony jasny cel awansu. Gdy go zabraknie, pana przygoda z Widzewem w roli trenera się skończy. Mówił pan w jednym z wywiadów, że nie będzie przyspawany do stołka.

– Oczywiście, że nie. Nie można tak. W życiu trzeba mieć jakieś zasady i ja je mam. Jestem przeciwny ludziom, którzy chcą tylko zarobić kasę, przeżreć ją i p…lić wszystkie sprawy wyższe. Ja taki nie jestem. Jeżeli zobaczę, że moje poświęcenie nie przynosi zakładanego efektu, to pierwszy powiem, że odchodzę.

– Nie będzie za późno? Spalona ziemia itd…

– Jestem uczciwy i ciężko pracuję. Uważam, że drużyna funkcjonuje dobrze. Takie sygnały odbieram od piłkarzy oraz od ludzi znających się na piłce. Kontrakt jest tak skonstruowany, że jeżeli wywalczymy awans, przedłuża się z automatu o kolejny rok. Chyba, że człowiek nie wytrzyma psychicznie i porwie ten kontrakt na cztery strony (śmiech).

– Jak urlop i dlaczego tak krótko?

– Ukochany Sopot. Tam się wychowałem i tam odpoczywam. Co roku z żoną staramy się wyrwać choć na kilka dni. Od poniedziałku jestem już w klubie i wracam do pracy.

Rozmawiał Ryan

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2