Nie tylko Raków. Rondicia chcą też m.in. Węgrzy, a Widzew mocno się targuje

Ważą się losy Imada Rondicia w Widzewie. Okazuje się, że napastnik łodzian może trafić nie tylko do Rakowa Częstochowa, ale interesują się nim również zagraniczne kluby. Przy Piłsudskiego ostro się targują, bo wbrew powielaniu plotek nt. jego umowy, są w dobrym położeniu.

Wtorek przyniósł ciekawe informacje spod Jasnej Góry. Wicelider tabeli Ekstraklasy po rundzie jesiennej miał ostatecznie wybrać do wzmocnienia napadu nie widzewiaka, a Leonardo Rochę z Radomiaka Radom. Zdaniem mediów, transfer Portugalczyka był już pod każdym kątem dogadany, ale problemy pojawiły się na ostatniej prostej, podczas testów medycznych, które zazwyczaj są jedynie formalnością. Jak informował Jakub Seweryn ze Sport.pl, pojawiły się wątpliwości co do stanu zdrowia napastnika, dlatego włodarze „Medalików” ponownie skontaktowały się z czerwono-biało-czerwonymi w sprawie Bośniaka.

W Częstochowie wraca temat Rondicia?

Według kolejnych doniesień, porozumienia pomiędzy klubami jednak nie ma, a wszystko rozbija się o wycenę Rondicia. Na portalu Goal.pl pojawiła się nawet informacja, że RTS chce otrzymać za swojego najlepszego strzelca 1,4 miliona euro, co jest kwotą póki co przez częstochowian nieakceptowalną. Miało to nawet rozzłościć obóz snajpera, co doprowadziło do nerwowych rozmów z włodarzami klubu. Artykuł pisany w sensacyjnym tonie trudno jednak uznać za w pełni wiarygodny, ponieważ w treści po raz kolejny przekazano nieprawdziwe szczegóły dotyczące aktualnej umowy zawodnika. Chodzi o klauzulę przedłużającą współpracę o rok w momencie rozegrania przez niego 60% maksymalnego czasu (brakuje mu 330 minut). Autor Piotr Koźmiński, uchodzący dotąd za w miarę rzetelne źródło, powielił wcześniejsze informacje Tomasza Włodarczyka z Meczyków, sugerujące, że opcja kontraktowa musi być zaakceptowana przez obie strony. Brzmi to całkowicie absurdalnie, bo w żadnym stopniu nie zabezpieczałoby interesu łodzian.

Na szczęście, głos w sprawie zabrał sam prezes Michał Rydz, który w mediach społecznościowych zdementował te kuriozalne doniesienia, ostatecznie zamykając temat. Po jego wpisie artykuł Goal.pl został edytowany, ale wątpliwości w prawdziwość przekazu pozostały. Wygląda to na dość nieudolną próbę wywarcia presji na Widzewie, który stawiany pod ścianą absolutnie czuć się nie powinien, skoro umowa z piłkarzem trwać będzie w perspektywie jeszcze półtora roku. Nic więc dziwnego, że żądania są niemałe i powinny otrzeć się o nowy transferowy rekord (Henricha Ravasa sprzedano rok temu do MLS za 1,1 mln euro). Przy Piłsudskiego muszą mieć poczucie, że zgodzili się na tzw. ofertę nie do odrzucenia, ponieważ zastąpienie Rondicia jeszcze tej zimy nie będzie łatwe. Rynek transferowy nie oferuje teraz zbyt wielu napastników, a w kadrze zespołu znajdują się jeszcze kontuzjowany i wciąż nieodbudowany piłkarsko Said Hamulić oraz Hubert Sobol, na którym trudno oprzeć napad. O kompletnie niedoświadczonym Danielu Gryziu nawet nie warto teraz wspominać. Wycena „Rondiego” musi po prostu uwzględniać głównie stan osobowy w drużynie Daniela Myśliwca.

Nie jest to prawda, klauzula aktywuje się bezpośrednio po wypełnieniu określonej ilości minut. Automat.

— Michał Rydz (@michal_rydz) January 7, 2025

Zdaniem wspomnianego już Seweryna, decyzja w sprawie pozyskania Rochy przez Raków zapadnie najprawdopodobniej w środę. Jeśli do transakcji finalnie nie dojdzie, częstochowianie mogą być jeszcze mocniej zdeterminowani, by osiągnąć kompromis z szefami Widzewa. Jeżeli stanie się inaczej, nie musi to oznaczać, że 25-latek na 100% zostanie w Łodzi. Coraz więcej mówi się także o opcji zagranicznej, a konkretnie węgierskiej. Meczyki twierdzą, że Rondić może trafić do Ujpestu Budapeszt, z którego w odwrotnym kierunku przed rokiem powędrował Lirim Kastrati. Z kolei Sport.pl dodaje, że w grę może wchodzić także transfer do innego kraju lub nawet poza Europę.

Wygląda więc na to, że przed Imadem Rondiciem oraz działaczami i kibicami Widzewa Łódź gorący czas. W sobotę piłkarze Myśliwca wylecą na zgrupowanie do Turcji i jeśli Bośniaka w kadrze zabraknie, będzie to oznaczać, że odejście jest niemal pewne. Z drugiej strony, nawet jeśli zawodnik poleci z kolegami, niczego to nie przesądza, bowiem w każdej chwili może opuścić Antalyię, by dopełnić formalności związane ze zmianą barw.