Na europejskim szlaku! #6 Bukareszt

26 maja 2020, 18:26 | Autor:

Faza grupowa Ligi Mistrzów nie rozpoczęła się zbyt dobrze dla piłkarzy Widzewa. Podopieczni Franciszka Smudy najpierw przegrali na wyjeździe z Borussią Dortmund 1:2, a później u siebie z Atletico Madryt 1:4. Teraz czekał ich mecz ze Steauą Bukareszt.

>>> NA EUROPEJSKIM SZLAKU! #5 DORTMUND

Widzewiacy byli faworytami tego spotkania, jednak na boisku różnicy nie było widać. Mało tego, to Rumuni spisali się lepiej i ostatecznie zwyciężyli 1:0. Rezultat zepsuł nieco humory dwudziestu jeden fanom z Łodzi, którzy dotarli na stadion Steauy, ale i tak przeżyli oni jedną z najciekawszych wypraw w całym swoim kibicowskim życiu.

O tym, co działo się w drodze do Bukaresztu i już na miejscu, opowiedział Przemas:

16 października 1996 roku odbył się drugi wyjazdowy mecz Widzewa w elitarnej Lidze Mistrzów. Tym razem naszym przeciwnikiem była rumuńska Steaua. Wyprawa do kraju Draculi nie wzbudziła już takiego zainteresowania, jak wyjazdy do Kopenhagi i Dortmundu. Ostatecznie fanów drużyny z al. Piłsudskiego gotowych do obejrzenia na żywo meczu w stolicy Rumuni uzbierało się na trzy busy. Początkowo podróż przebiegała planowo, bez opóźnień, w wesołej atmosferze wzbogaconej śpiewami i „wodą ognistą”.

Niestety, na terenie Węgier jeden z pojazdów nawalił i trzeba było zorganizować jakąś pomoc. Spory problem sprawiło porozumienie się z węgierskim mechanikiem. Okazało się, że potrzebna jest jakaś część i od szybkości jej otrzymania oraz naprawy pojazdu zależał los jego pasażerów. Ostatecznie dwa busy ruszyły w dalszą podróż. Po przekroczeniu granicy węgiersko-rumuńskiej zaczęły się atrakcje. Fatalna droga, kierowcy ciężarówek jeżdżący w nocy bez świateł, stado owiec prowadzonych jedną z głównych dróg Rumuni, co uniemożliwiało przejazd, lepianki w mijanych wsiach, czy też w jednym z mijanych miast facet stojący na przystanku autobusowym z… koniem sprawiły, że czuliśmy się jak na innej planecie.

W końcu na mecz dotarliśmy na styk, zamiast, jak zakładaliśmy, około południa. Tu spotkała nas kolejna niespodzianka. Brak biletów na nasz sektor. Poszliśmy więc we dwójkę kupić wejściówki na obojętnie jaki sektor. Zanim dostaliśmy się do kasy po drugiej stronie stadionu, byliśmy pięć razy kontrolowani przez różne miejscowe formacje policyjne. Tu z kolei zdziwił nas widok kasy. Stara babcia siedziała na murku i sprzedawała bilety z tekturowego pudełka. Nie chciała przyjąć od nas dolarów, więc wróciliśmy do grupy bez wejściówek. Spotkała nas jednak miła niespodzianka. Wpuszczono wszystkich na krytą trybunę darmo. Okazało się też, iż dotarł z Polski jeszcze jeden samochód. Tak więc było nas na stadionie 21 osób. Biorąc pod uwagę, iż do Bukaresztu dotarto 2 fanów Atletico i 24 Borussii, był to niezły wynik.

Miejscowi fani próbowali za wszelką cenę otrzymać od nas jakieś pamiątki. Ich młyn był dość liczny, choć doping średni. Posiadali natomiast fajne flagi na ogrodzeniu. Jak później się dowiedzieliśmy, robili je we Włoszech. Sam mecz był wyrównany. Mogliśmy nawet wywieźć komplet punktów. Niestety pod koniec meczu Widzew strzelił samobójczą bramkę i stolicę Rumuni opuszczaliśmy bez punktów. Po meczu zwiedziliśmy miasto, racząc się trunkami po zaskakująco niskich cenach. Następnego dnia wyruszyliśmy w powrotną drogę. Dowiedzieliśmy się, że pasażerowie nieszczęsnego busa dotarli jednak do Rumunii, lecz kiedy rozpoczynał się mecz, mieli do Bukaresztu jeszcze 200 kilometrów. Tak więc spotkanie obejrzeli w telewizji, w jakimś rumuńskim barze. Wyjazd był na pewno interesującym przeżyciem.

Więcej na temat wyjazdu kibiców Widzewa do Bukaresztu usłyszeć można w najnowszym odcinku audycji „Archiwum” na antenie Radia Widzew TUTAJ.

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mar
4 lat temu

2:0 to wygrał Widzew w Łodzi. W Rumunii przegraliśmy 1:0, a nie 2:0.

2
0
Would love your thoughts, please comment.x