Na europejskim szlaku! #5 Dortmund
14 maja 2020, 17:55 | Autor: KamilPo niesamowitym meczu w Danii, piłkarze Widzewa zapewnili sobie awans do rundy grupowej Ligi Mistrzów. Kibiców łódzkiego klubu czekały więc trzy wyjazdowe spotkania w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Europy. Na pierwszy ogień poszedł Dortmund!
>>> NA EUROPEJSKIM SZLAKU! #4 KOPENHAGA
Faworytami tego spotkania byli mistrzowie Niemiec, ale przyjezdni nie zamierzali łatwo odpuszczać. Ostatecznie, gospodarze wygrali 2:1, choć podopiecznym Franciszka Smudy nie zabrakło wiele do remisu. Kibice z Łodzi, którzy na Westfalenstadion stawili się w liczbie tysiąca, z całą pewnością nie czuli wstydu, zwłaszcza że oni sami zaprezentowali się wyśmienicie na trybunach.
O tym, co działo się w Dortmundzie oraz w trakcie podróży na zachód, dowiecie się z poniżej relacji, której autorką jest Ania:
Pierwszy wyjazdowy mecz w elitarnej Lidze Mistrzów mieliśmy grać w Dortmundzie. Ponieważ to niemieckie miasto nie leżało bardzo daleko od granicy z Polską, wiele osób zdecydowało wybrać się tam prywatnymi pojazdami. Pozostali jechali autokarami i busami. Podróż do przejścia granicznego upłynęła bezproblemowo na spożywaniu napojów rozweselających i wygłupach. Na granicy okazało się, iż na odprawę celną oczekuje cała kolejka tirów, ciężarówek i samochodów. Fani RTS-u, których liczba samochodów z każdą chwilą powiększała się, nie zamierzali marnować czasu na stanie w korku. Jeden z widzewiaków (tu gorące pozdrowienia dla R. z Kalisza) przejął funkcje kierującego ruchem i wszystkie pojazdy przybrane w czerwono-biało-czerwone barwy nie miały problemu z wjazdem na terytorium naszego zachodniego sąsiada. Celnicy również nie mieli nic przeciwko temu, abyśmy już opuścili teren ich działalności i obsługiwali nas bez zbędnych ceregieli. Podróż w stronę Dortmundu przebiegła niemal bezproblemowo, jeśli nie liczyć zgubienia kilkunastu biletów na mecz. Większego pecha mieli dwaj widzewiacy, którzy zostali zatrzymani na pogawędkę przez stróżów prawa i nie obejrzeli nie tylko tego spotkania, ale i paru innych meczów.
Przewidywaliśmy, że w czasie przejazdu przez teren byłego DDR mogą nas spotkać różnorakie niespodzianki ze strony tamtejszych – znanych przecież w Europie – hools, ale do żadnego spotkania nie doszło. Dortmund wywarł na nas duże wrażenie: nowoczesne szklano-stalowe miasto, okazały stadion i… dziesiątki osób ubranych w czerwone koszulki z napisem: WIDZEW. Fanów łódzkiej jedenastki można było spotkać wszędzie. Nic w tym dziwnego, ponieważ według późniejszych obliczeń okazało się, że tego dnia RTS dopingowało 1000 gardeł. Czas przed meczem spędzaliśmy na odwiedzaniu sklepów z klubowymi pamiątkami. Nie da się ukryć, iż asortyment towarów był tam ogromny: można było kupić wszystko w żółto-czarnych kolorach klubowych; począwszy od pościeli, a skończywszy na zegarkach. W okolicznych barach do smażonych kiełbasek podawano musztardę w opakowaniu ozdobionym emblematem Borussii…
Wbrew przypuszczeniom, Niemcy byli do nas nastawieni przyjaźnie a obopólna miłość do piwa jeszcze bardziej ociepliła wzajemne stosunki. Być może było tak dlatego, że nie udało nam się nigdzie dostrzec jakiejś radykalnej grupy kibiców. Jak wiadomo, w Łodzi było już z tymi kontaktami różnie. Jako ciekawostkę można podać fakt, iż H. tak się zbratał z niemieckim piwem, że „zapomniał” o meczu. Nasi piłkarze nie zawiedli i mimo że przegraliśmy, nie mieliśmy powodów do wstydu. Gdyby druga potowa spotkania trwała około 10 minut dłużej, nasi zawodnicy na pewno doprowadziliby do remisu. Bitwa na doping rozstrzygnęła się na naszą korzyść. Niemcy na początku znakomicie wspomagali swój team, ale po utracie bramki ich entuzjazm gwałtownie osłabł. My dodawaliśmy otuchy naszym „niuńkom” przez całe spotkanie. Powrót do Łodzi przyniósł emocje jedynie jednemu z autokarów. Bohaterskim podróżnikom przypadła do gustu panienka stojąca na poboczu szosy, oferująca za pieniądze nawiązanie bliższej znajomości. Postanowili namówić ją na wykonanie striptizu, co spotkało się ze sprzeciwem jej opiekunów. Doszło do krótkiej wymiany zdań, która nie zakończyła się kompromisem…
Wyjazd do Dortmundu był chyba jednym z najprzyjemniejszych z naszych pucharowych wypadów. Mecz ten potwierdził opinię: CZERWONA ARMIA POWRÓCIŁA DO EUROPY!!!
bylem ,widzialem ,podziwialem . mlodym zycze aby mieli kiedys takie niezapomniane chwile jakie nam bylo dane przezyc .
mam nadzieje ze i ja jeszcze przezyje to raz jeszcze na zywo
Takie pytanie dotyczące ostatniego zdjęcia. Ktoś coś wie co się stało z Widzewiakami z Mińska Mazowieckiego ? I dlaczego na fladze Mińska Mazowieckiego jest jeszcze Gdańsk ?
Mamy się dobrze;) A Gdańsk pojawił się na fladze bo jej właściciel przeprowadził się nad morze.