N. Smorawski: „Coś się kończy, a coś się zaczyna”

14 stycznia 2020, 19:30 | Autor:

Trampkarze Widzewa wywalczyli w rundzie jesiennej awans do Centralnej Ligi Juniorów U-15. Ich trenerem był Norbert Smorawski, ale nie będzie mu dane dłużej prowadzić tej drużyny, bo jego miejsce zajął Piotr Kupka. Ruch ten wywołał sporo plotek, które postanowiliśmy rozwiać, rozmawiając z samym zainteresowanym. Zapraszamy do lektury!

– Informacja o tym, że wiosną nie poprowadzi pan rocznika 2005 była dla wielu zaskoczeniem. Dla pana również?

– Nie, to nie była niespodzianka. To efekt planu, który od samego początku mieliśmy opracowany wewnątrz Akademii. Nie było to żadne działanie awaryjne, tylko część procesu. Wszystko ustaliliśmy wspólnie z dyrektorem Szymańskim, a ta decyzja podjęta została za porozumieniem stron.

– Mimo wszystko pewnie trochę szkoda, że nie będzie panu dane trenować tej drużyny na poziomie centralnym.

– Patrzę na to z takiej perspektywy, że coś się kończy, a coś się zaczyna. Zakończyła się moja przygoda w roli trenera rocznika 2005, otworzyła z kolei nowa ścieżka. Będę miał nowe zadania, które mnie interesują i dzięki którym na pewno się rozwinę. Staram się patrzeć na wszystko z optymizmem.

– Jakie to będą zadania?

– Po zakończeniu ferii i obozów będę współpracował z trenerami Grzeszczakowskim i Sobocińskim w bloku A, czyli przy drużynie rezerw i zespole do lat 19. Będę też koordynatorem nowego działu analizy i pozostanę koordynatorem do spraw administracyjno-organizacyjnych. Będę także nadal pełnił funkcję asystenta w drużynie rocznika 2006.

– Czym będzie się zajmował dział analizy?

– Będziemy pracować ze wszystkimi rocznikami akademii, od rezerw do drużyny do lat 12. Naszym zadaniem będzie analizowanie meczów w wymiarze grupowym oraz analizy indywidualne poszczególnych zawodników.

– Praca z rezerwami będzie pierwszą stycznością z piłką seniorską?

– Nie, wcześniej przez dziesięć miesięcy pracowałem też jako drugi trener w Pelikanie Łowicz, kolejno u Piotra Zajączkowskiego, Grzegorza Wesołowskiego i Marcina Płuski.

– Przed przejściem do Widzewa mógł się pan pochwalić kilkoma sukcesami, choćby zajęciem drugiego miejsca w Polsce.

– Tak, prowadzony przeze mnie rocznik 2008 Andrespolii Wiśniowa Góra był drugi w Klubowych Mistrzostwach Polski. Rocznik 2006 wygrał z kolei I ligę wojewódzką. Trochę tych sukcesów udało się osiągnąć.

– W Akademii Widzewa początkowo objął pan rocznik 2003.

– Rok temu zadzwonił do mnie trener Grzeszczakowski z propozycją przejęcia tego zespołu. Znałem go, bo rywalizowaliśmy ze sobą, gdy pracowałem w AKS SMS Łódź. Wydała mi się to ciekawa oferta, której nie można było odrzucić, zwłaszcza będąc od dziecka kibicem Widzewa. Przejąłem fajną grupę chłopaków, piłkarsko mieliśmy swoje problemy, ale pomimo słabego wyniku oceniam ten okres pozytywnie. Zdobyłem cenne doświadczenie, a mój warsztat trenerski się rozwinął. Mogłem też wejść w struktury Akademii i zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje w dużym klubie.

– Przed rundą jesienną przesunięto pana do rocznika 2005.

– Gdy w lipcu pracę w Akademii rozpoczął dyrektor Szymański, powierzył mi ten rocznik, wcześniej prowadzony przez Sebastiana Maderę. Na pewno lepiej wyglądała struktura tej drużyny, bo zawsze miałem odpowiednią liczbę zawodników do pracy, dzięki czemu była ona bardziej systemowa.

– Teraz w końcu czas na stabilizację?

– Zdecydowanie tak. Praca w Widzewie jest dla mnie priorytetem i koncentruję na niej wszystkie swoje siły. Zmieniają się trochę zadania, ale schemat pracy zostaje ten sam. W tym procesie, który sobie w lipcu założyliśmy, tak naprawdę zmienia się niewiele.

– Wróćmy jeszcze do rundy jesiennej i awansu do CLJ. W kuluarach słychać, że nawet w klubie niewielu się go spodziewało.

– Latem została wdrożona nowa struktura w Akademii i żaden rocznik nie miał narzuconego zadania wynikowego. Nie zakładaliśmy więc, że musimy awansować. Chcieliśmy przede wszystkim poświęcić pierwsze pół roku na poznanie się z zawodnikami, wprowadzenie ich w nowy system treningowy i obserwację, jak będą się w nim zachowywali, jak zareagują też na zmianę trenera. Przed sezonem straciliśmy również dwóch bardzo ważnych piłkarzy. Jeden odszedł do SMS, a drugi zerwał więzadła krzyżowe. Dobrze weszliśmy jednak w ligę, zespół się rozwijał i prawidłowo reagował na dostarczane przez nas bodźce. W końcu doszliśmy do momentu, w którym zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że ten awans do baraży jest możliwy. Związało to nam trochę nogi, ale determinacją i widzewskim charakterem udało się dowieźć pierwsze miejsce do końca.

– W pierwszym barażowym starciu wygraliście w Białymstoku z MOSP 5:0 i praktycznie rozstrzygnęliście losy dwumeczu.

– Wynik 5:0 nie oddaje obrazu tego spotkania. To był mecz na remis, może na 1:0 dla nas. Musimy powiedzieć sobie otwarcie, że mieliśmy sporo szczęścia. Byliśmy nieźle zorganizowani, przede wszystkim mieliśmy też dobrze zanalizowanego przeciwnika, bo tydzień wcześniej byliśmy w Białymstoku. Wiedzieliśmy, czego się spodziewać, znaliśmy mocne i słabe strony MOSP. Staraliśmy się wyłączyć te mocniejsze, a wykorzystać słabsze i to się udało, ponieważ właśnie z nich strzelaliśmy bramki, co dowodzi, że analiza przyniosła efekty. Co ciekawe, MOSP też nas obserwował podczas meczu z PSV Łódź, więc można powiedzieć, że to my wygraliśmy tę analityczną bitwę.

– Takie dwudniowe wyjazdy to też spore przeżycie dla młodych piłkarzy. Mogą dzięki nim poczuć klimat profesjonalnego futbolu. Teraz będzie ich więcej.

– To jest świetne przystosowanie do dorosłej piłki, zwłaszcza z tego logistycznego punktu widzenia. Do Białegostoku pojechaliśmy dzień wcześniej, zjedliśmy obiad na stadionie, później kolację, mieliśmy wspólny nocleg i odprawę w innym miejscu niż Łodzianka. Poczucie tej okołomeczowej atmosfery to olbrzymi plus dla tych młodych zawodników.

– Awans do CLJ to nie tylko świetny wynik, ale też okazja do rozwoju i gry z lepszymi przeciwnikami.

– O to nam chodzi, żeby zagwarantować zawodnikom jak najlepsze środowisko do rozwoju. Poprzeczka będzie musiała zostać zawieszona wysoko, bo do tego zmusza CLJ. Te spotkania będą na dużo wyższym poziomie i tempie niż na szczeblu wojewódzkim. Trzeba się do tego zacząć dostosowywać już od dziś, czy to procesem treningowym, czy grami kontrolnymi.

– Praca z 15-latkami nie jest chyba łatwa dla trenera. Z jednej strony, to wciąż dzieci, z drugiej, za chwilę będą pełnoprawnymi piłkarzami.

– Ja się w tej kategorii czuję bardzo komfortowo. Każdy trener ma swoje preferencje, dla jednego taki rocznik jest najłatwiejszy do prowadzenia, a dla drugiego najtrudniejszy. Tu nie ma reguły, wszystko zależy od charakteru danej osoby oraz od tego, czy będzie umiał sobie poradzić i zjednać drużynę.

– W tym wieku można już wskazać tych, którzy będą mogli zrobić kariery w dorosłej piłce?

– Na pewno. Bez problemu da się dostrzec, kto ma preferencje do gry, najpierw w rezerwach, a później już w pierwszej drużynie.

– Jesienią był pan też asystentem w roczniku 2006. Tam również udało wam się zrobić awans, choć startowaliście z bardzo niskiego poziomu.

– Dążymy do tego, żeby wszystkie roczniki Widzewa grały na jak najwyższym poziomie. Chcieliśmy w rok kalendarzowy dostać się z okręgu do I ligi wojewódzkiej i pierwszą część tego celu udało nam się zrealizować. Oby z drugą było podobnie. 

Rozmawiał Kamil

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
piotr
4 lat temu

facet ma doswiadczenie i zrobil wynik a p.Kupka nie. słabo to wygląda

aaa
4 lat temu

Wydaję mi się, że lepiej jakby pierwszy sezon Norbert ich poprowadził a nie Kupka. Łatwo spaść ale awansować dużo trudniej.

2
0
Would love your thoughts, please comment.x