Mroczkowski musiał wstrząsnąć drużyną. Zmianami „wygrał” ten mecz!

Zapowiadając sobotni mecz ze Skrą Częstochowa obawialiśmy się nie o piłkarską formę Widzewa, a o kwestię mentalną. Niestety, przeczucie nas nie zawiodło, bowiem łodzianie mieli problem z odpowiednim nastawieniem się na to spotkanie. Na szczęście odpowiednio zareagowano na ławce trenerskiej!

Problem z maksymalną mobilizacją na spotkania z teoretycznie dużo słabszymi zespołami mają najlepsze kluby na świecie. Choć widzewiacy zarzekali się w pomeczowych rozmowach, że żaden z nich nie zlekceważył przeciwnika, gołym okiem było widać, że postawa drużyny daleka była od tego, co ekipa Radosława Mroczkowskiego pokazywała w teoretycznie trudniejszych starciach.

Dostrzegł to również sam trener, który postanowił od razu reagować. Już w 33. minucie boisko opuścił Mateusz Michalski, a zaraz za nim Przemysław Banaszak. Zastąpili ich Marek Zuziak oraz Daniel Mąka i trzeba przyznać, że Mroczkowski miał nosa do tych zmian. Obaj wprowadzeni zawodnicy zaliczyli po asyście!

Na konferencji prasowej trener Widzewa tłumaczył, dlaczego zdecydował się dokonać szybkich roszad na murawie. „Zmiany wynikały z tego, że albo coś realizujemy, albo nie. Chcieliśmy się trochę obudzić. Widzieliśmy, że po prawej stronie brakowało nam tego, co szykowaliśmy na ten mecz. Uważam, że trzeba w takich chwilach zmianami pobudzić zespół do działania” – mówił Mroczkowski.

Przedwcześnie bosku opuścił również Dario Kristo, ale to nie była zmiana taktyczna. „Ona wynikała z tego faktu, że nie chcieliśmy za bardzo ryzykować. To była zmiana na żądanie, bo doszło do stłuczenia. Dario dostał kopniaka w mięsień czworogłowy i później jego działania na boisku były spowolnione” – tłumaczył szkoleniowiec po spotkaniu ze Skrą.

Michalski i Banaszak dostali tzw. wędkę. Jak wpłynie to na ich postawę w kolejnych meczach, zobaczymy. Trener pokazał jednak swoimi decyzjami, że w drużynie nie ma „świętych krów” i nawet najlepszy strzelec i asystent w jednym nie może czuć się nie do ruszenia, gdy nie wykonuje na boisku swoich obowiązków. Za to trzeba Radosława Mroczkowskiego docenić. Kto wie, czy to nie on „wygrał” Widzewowi mecz na ławce trenerskiej.