Mija dwadzieścia pięć lat od słynnego meczu z Legią!
18 czerwca 2022, 08:00 | Autor: KamilPo ośmiu latach spędzonych w niższych ligach, piłkarze Widzewa Łódź wracają do Ekstraklasy, gdzie mierzyć będą się z najlepszymi polskimi klubami. Wrócą choćby klasyki z Legią Warszawa. A dziś jest dobra okazja, aby przypomnieć sobie jeden z nich. Dokładnie dwadzieścia pięć lat temu, RTS wygrał przy ul. Łazienkowskiej 3:2!
Tamten mecz, który rozegrany został 18 czerwca 1997 roku w Warszawie, na stałe wszedł do annałów polskiej piłki. Walczące o mistrzostwo drużyny spotkały się w bezpośrednim starciu, do tego w przedostatniej kolejce ligowej. Jasnym było, że wygrany tego pojedynku praktycznie zapewni sobie tytuł, przy okazji upokarzając swego przeciwnika. Łodzian, liderujących wtedy w tabeli, tak naprawdę urządzał remis. Gospodarze musieli wygrać, bowiem w dzielił ich tylko – i aż – jeden punkt. Pękający w szwach stadion (choć ograniczony wprowadzeniem pierwszych identyfikatorów dla fanów), piękne, czerwcowe słońce, szampany mrożące się w warszawskich lodówkach, a na boisku mnóstwo reprezentantów Polski. Z Łodzi do stolicy przybyło tylko 800 kibiców. Tyle bowiem biletów przewidzieli dla przyjezdnych organizatorzy. Gdyby pula była nieograniczona, gości byłoby ich minimalnie tyle, ile sezon wcześniej, czyli aż trzy tysiące osób.
Spotkanie zaczęło się fantastycznie dla podopiecznych Mirosława Jabłońskiego, bowiem już w dwunastej minucie gry, wynik otworzył napastnik Legii, Cezary Kucharski, który głową pokonał lżonego przez miejscowych fanów Macieja Szczęsnego (kilka miesięcy wcześniej przeszedł on z ul. Łazienkowskiej do Widzewa). Stadion eksplodował. Do końca pierwszej połowy gospodarze mieli sporą przewagę, za to warszawscy kibice coraz głośniej śpiewali o mistrzostwie. Utrzymując prowadzenie z RTS, wystarczyłoby tylko zwyciężyć tydzień później z GKS Katowice. Początek drugiej części meczu utwierdził legionistów w przekonaniu, że tej środy to oni będą płakać ze szczęścia – biorąc rewanż na odwiecznym rywalu, który wygrał z nimi rok wcześniej i sięgnął po tytuł. W 57. minucie Sylwester Czereszewski dostał piłkę na szesnastym metrze i precyzyjnym strzałem w długi róg podwyższył na 2:0. W tym momencie, w stolicy zaczęły pomału strzelać szampany, „Żyleta” była w euforii, chociaż na zegarze wciąż pozostawało ponad pół godziny do końca zawodów. O tym, że łodzian nie będzie już stać na żaden zryw, świadczyć miały kolejne akcje ekipy Jabłońskiego: najpierw Kucharski strzelił w słupek, a niedługo później Marcin Mięciel przegrał ze Szczęsnym pojedynek sam na sam.
Zdaniem wielu, przełomowy moment meczu nastąpił w 85. minucie. Wtedy to, kontuzji doznał arbiter Andrzej Czyżniewski, więc na dłuższą chwilę grę wstrzymano. Świadkowie tamtych zdarzeń wspominają z uśmiechem, że sędziemu pomagali lekarze obu zespołów, wzajemnie pilnując, by nikt nie próbował wpływać na niego. Pauza zadziałała negatywnie na legionistów. Piłkarze Jabłońskiego pozwolili dopuścić do siebie do tej pory jedynie podświadomą myśl, że za kilka chwil zostaną mistrzami Polski (ostatnia kolejka to byłaby jedynie formalność), zaczęli przybijać „piątki” i gratulować sobie. Sam Czyżniewski także wspominał, że mimo bólu w nodze postanowił dokończyć mecz. Do rozegrania pozostało przecież tylko kilka chwil, a wynik i tak był przesądzony. To, co wydarzyło się w ciągu następnych pięciu minut zaskoczyło jednak wszystkich i przeszło na stałe do historii polskiego futbolu! W 88. minucie do siatki Legii trafił Sławomir Majak, dzięki czemu w serca łodzian wlała się nadzieja. Był to impuls, by ruszyć z kolejnym atakiem. Po kilkudziesięciu sekundach, doskonałe dośrodkowanie otrzymał Dariusz Gęsior, a uderzona przez niego głową futbolówka zatrzepotała w siatce stołecznej bramki! Na tablicy widniał wynik 2:2, zaś podekscytowany Zbigniew Boniek, komentujący spotkanie dla stacji Canal+, wykrzykiwał pamiętane po dziś dzień: „Cisza na warszawskim stadionie!”.
Chwilę później radowali się jednak warszawianie, gdyż drugi raz tej pamiętnej środy bramkę zdobył Czereszewski. Wydawało się, że to już koniec, ale na szczęście piłkarz gospodarzy był na pozycji spalonej i gola słusznie nie uznano. Myli się ten, kto myśli, że na tym się emocje zakończyły. W doliczonym czasie gry, łodzianie dobili gospodarzy, a autorem trzeciego gola był ulubieniec kibiców – Andrzej Michalczuk! 3:2! Trzy trafienia w przeciągu pięciu minut! Cała drużyna Widzewa padła sobie w ramiona, cieszyła się ławka rezerwowych oraz sektor kibiców gości, zaś z wielu okien w całym kraju słychać było głośne „Jeeest…”. Od tamtej pory, przy ul. Łazienkowskiej niósł się już tylko doping „Czerwonej Armii”. „Żyleta” zamarła, a na stadionie zamiast huku szampanów, słyszeliśmy gromkie „Mistrzem Polski jest Widzew…”.
Widzew wygrał z Legią na wyjeździe drugi rok z rzędu, ponownie zapewniając sobie tytuł na boisku odwiecznego wroga. Legioniści opuszczali murawę ze spuszczonymi głowami i łzami w oczach. Czerwono-biało-czerwoni świętowali, piłkarze padali sobie w ramiona, a Franciszek Smuda fruwał w powietrzu, podrzucany przez swoich podopiecznych. Zabawa trwała najpierw przy ul. Łazienkowskiej, następnie przeniosła się do pociągu, żeby swój finał mieć już w Łodzi. Pod stadionem Widzewa zebrał się sześciotysięczny tłum – z zamiarem przywitania swoich bohaterów. Legendą stała się przygoda jednego z fanów, który pod wpływem emocji oraz napojów wyskokowych, wszedł na maszt jednego z jupiterów, po czym, gdy już nieco wytrzeźwiał oraz zrozumiał, w jakim miejscu się znalazł… bał się zejść! Delikwentowi musiała pomagać straż pożarna. Impreza przy al. Piłsudskiego ciągnęła się jeszcze kilka godzin, przy zapalonych jupiterach piłkarze „Franza” zostali wyściskani i wycałowani przez kibiców. Potem fiesta przeniosła się do licznych barów, ogródków piwnych, gdzie bawiono się aż do samego poranka. A widok opanowanej przez rozśpiewanych widzewiaków „Pietryny” był niesłychany!
Legia Warszawa – Widzew Łódź 2:3 (1:0)
12′ Kucharski, 57′ Czereszewski – 88′ Majak, 90′ Gęsior, 90+2′ Michalczuk
Legia:
Szamotulski – Kozioł, Zieliński, Skrzypek, Sokołowski – Czereszewski, Staniek, Czykier, Bednarz – Kucharski (87′ Kacprzak), Mięciel (90′ Jałocha)
Widzew:
Szczęsny – Szymkowiak, Łapiński, Bogusz (72′ Szarpak), Michalczuk – Gęsior, Miąszkiewicz (65′ Curteian), Michalski, Siadaczka, Majak – Dembiński
Żółte kartki: Staniek, Kozioł
Sędzia: Andrzej Czyżniewski (Gdańsk)
Widzów: 10 000
Ale to była ekipa!!!!!!
Taki mecz trafia się raz na 100 lat. Na szczęście dane mi było go obejrzeć w czasie rzeczywistym i w pamięci pozostanie już do końca.
To był jakiś matrix, płakałem…
Stare czasy,teraz o takich transferach możemy pomarzyć . zabieraliśmy najlepszych z leglej i z poznania
zebys wiedzial ja wtedy mialem 14 lat piekne czasy mlodzi sobie moga tylko pomarzyc
Ok, były dobre transfery, ale w drużynie grali też przeciętni piłkarze, którzy byli idealnie dopasowani do taktyki. Na pewno Franek stworzył fantastyczna ekipę pod względem charakteru. Mam nadzieję że niebawem nadejdzie 3 wersja Wielkiego Widzewa.
Wymień mi jednego przeciętnego piłkarza z tamtego Widzewa, ja wiem, że jest sobota, upał, ale odstaw to co pijesz
Choćby Szarpak, Miaszkiewicz, Gula, Zając…. Wszystkich bardzo lubiłem i ceniłem ale to nie byli piłkarze z górnej półki. Tak samo Bajor, Bogusz, Wyciszkiewicz… Też szalałem za Citko, ale nigdy go nie porównywałem do Ronaldinho. Bo w przeciwieństwie do ciebie trzeźwo myślę. Twoich inwektyw nawet nie komentuje, one świadczą o tobie. Bez odbioru.
Wymieniłeś 8 zawodników…dorzuc bramkarza i 2 juniorów……powstanie 11, która dzisiejszego mistrza Polski wciągnie nosem….ps pijany za kółkiem też myśli, że trzeźwi myśli….znawco futbolu
No tymi graczami bez gwiazd typu Łapiński Szczęsny Szymkowiak Michalski Siadaczka Majak Courtian, Citko, to byśmy daleko nie zajechali. Grunt to żyć w zakłamanym przez siebie wyimaginowanym świecie. Ps Wytrzeźwiej bo nawet piłka ci się kojarzy z wciąganiem nosem….
Trochę nie na temat pierd…idź. Rok wcześniej nie było Szczęsnego, Michalskiego, Majaka, Curtianu i był sezon bez porażki więc skończ już swoje smętny. Ps Podejrzewam, że dziś Wyciszkiewicz wykończyłby kondycyjnie Guzdka na dystansie
powiedz Kamilu widziales to bo ja tak
Trudno zapomnieć. Złamałem nogę biegnąc ze szkoły na mecz :) pół wakacji w gipsie ale wspomnienia mimo wszystko Miłe z tego dnia .
Byłem Widziałem Wygrałem
Nie mogłem mówić przez 3 dni a byłem wtedy handlowcem he he, piękne wspomnienia .
Wtedy marzenia stały się faktem !!!
Karnet zaraz będzie przedłużony!
WIDZEW TO MY.
Miaszkiewicz to był pan pilkarz
Kumpel przy kontuzji sędziego zakończył oglądanie i wq… wyszedł na siłkę. Gdy po kilkunastu minutach dołączyłem, mówi „nieźle dali dupy, nie?”
Jaranie się tym meczem przez dziesiątki lat to trochę przypał i obciach, to samo co „zwycięski remis” na Wembley, dajcie już spokój, tamtego Widzewa JUŻ NIE MA!
Tobie synku pozostaje jarac się fame MMA….
mecz stulecia jaki juz raczej nie powtorzy sie przez najblizsze 50lat.
Tak wspominając ten mecz. Graliśmy tam straszny piach. Siedzieli na nas i robili co chcieli. Ale za wcześnie uwierzyli że już wygrali…
Ja z radiem siedziałem pod blokiem słuchając studia S-13. To były emocje. Potem świętowanie przy fontannie na rynku w Skierkach.
Kultowe S-13
Do dzisiaj wzruszam się, gdy co roku oglądam końcówkę TEGO MECZU.
W mojej pamięci jest i do mojej śmierci, nikt go nie usunie.
To był jeden z najwspanialszych moich dni, a zacząłem chodzić na Widzew w połowie lat 70, jak wszedł do I ligi.
Obejrzę go sobie dzisiaj i znów będę szczęśliwy.
Legia Warszawa- Widzew Lodz – YouTube (prawie cały – brakuje pierwszych 10 minut drugiej połowy)
Miałem wtedy 15 lat i jeździłem rowerem po mieście, gdy dojechałem gdzieś do garaży lub domków jednorodzinnych to zawsze ktoś sprzątał auto i słuchał relacji z meczu w radiu. Jaki to był klimat, czasy. Przystawałem i nasłuchiwałem meczu, a ostatnie 5 min to magia, coś niebywałego, nie do opisania. Po bramce na 2:2 i 2:3 to popłakałem się ze szczęścia, skakałem,krzyczałem, śpiewałem RTS RTS RTS !!! PozdRoWiEnia
W wieku 11 lat mecz dzięki starszemu bratu obejrzany w pijalce róg rzgowskiej i bankowej tego co stało się po bramce na 2 2 nie da się opisać
90 minut grry jeden na jednego musiało przynieść rrezultat — tak mniej więcej spointował ten mecz nasz klasyk, który z ległą mógł grrać nawet w Wigilię. A kibicujący nam w większości, bo kto by takie urwy jak legła mógł lubić, normalni kibice i tacy, co niejedno w sporcie widzieli, nie mogli się nadziwić wierze w wygraną Franza, gdy ten szalał… Ech, ćwierć wieku minęło a wspomnienie żywe i aktualne nadal i niech mi nikt nie próbuje nawet o nim zapomnieć… Tyle tylko, że człowiek już o te 25 lat starszy, niestety. Ale za to być może o te kilka kila…mądrzejszy?… Czytaj więcej »
„Oglądałem” ten mecz na C+, słuchając Radia. Program 1. Zakodowali, więc to były paski. Kreski. Bzyczenie jakieś. Mimo to, widziałem gola gdy przegrywali. Też traciłem nadzieję. I nagle coś pięknego. Ten mecz to kwintesencja naszego życia. Nigdy się nie poddawaj, a wygrasz!
CITKO był najlepszy
A takich rozgrywających i nie tracących głupio piłki jak Miaszkiewicz to dziś niestety nie ma . Pozdrowienia dla pana Pawla
Dokładnie. Dzięki takim scenariuszom ułożyłem sobie życie! Nigdy się nie poddałem, a było trudnych chwil w życiu mnóstwo. Po tym poznaje się prawdziwych WIDZEWIAKÓW! Czy to na murawie, czy na trybunach! I w życiu! Dlatego jesteśmy najpopularniejszym klubem w Polsce!!!