Mija 41 lat od awansu Widzewa do 1/2 finału Pucharu Mistrzów!
16 marca 2024, 18:30 | Autor: RyanGdy 2 marca 1983 roku piłkarze Widzewa pokonali Liverpool, cała piłkarska Europa była w szoku. Podopieczni Władysława Żmudy niczym się jednak nie przejęli i dwa tygodnie później na słynnym Anfield Road dopełnili dzieła zniszczenia. Choć przegrali 2:3, wywalczyli awans do półfinału Pucharu Mistrzów! Dziś mija 41 lat od tego wydarzenia!
Widzewiacy lecieli do Liverpoolu w dość komfortowej sytuacji. Mieli dwie bramki zapasu, a do tego bardzo dużą przewagę psychologiczną nad wciąż będącymi w szoku Anglikami. Legendarny trener rywali, Bob Paisley, próbował robić wszystko, by tę sytuację odwrócić. W dniu meczu, na stołówkę, gdzie śniadanie jedli łodzianie, weszli gracze gospodarzy, którzy swoją wyniosłą postawą chcieli przestraszyć Polaków. Nie udało się to jednak, a za chwilę podobny manewr postanowił zastosować trener Żmuda. Piłkarze z Anfield Road uświadomili sobie, że mniej utytułowani przeciwnicy przed nimi nie pękną.
Tak jak dwa tygodnie wcześniej w Łodzi, tak i teraz w Widzewie nie obyło się bez problemów kadrowych. Za żółte kartki zawieszony był bowiem rewelacyjny w pierwszym spotkaniu Andrzej Grębosz. Szkoleniowiec łodzian zdecydował się na nietypowy ruch, bo w jego miejsce wstawił… napastnika, Mirosława Tłokińskiego. Jak się później okazało, trafił w dziesiątkę. Mecz nie rozpoczął się jednak po myśli widzewiaków. Już w 15. minucie ręką we własnym polu karnym zagrał Mirosław Filipczak, a „jedenastkę” pewnie wykorzystał Phil Neal. Anglicy uwierzyli, że mogą awansować do półfinału, jednak ich rywale szybko rozwiali te nadzieje.
Po dwóch kwadransach gry błąd w środku pola popełnił Graeme Souness. Piłkę przejął Zdzisław Rozborski, który podał prostopadle do Włodzimierza Smolarka. Ten wbiegł w pole karne przeciwników, gdzie został bezpardonowo wycięty przez bramkarza Liverpoolu, Bruce’a Grobbelaara. Arbiter nie miał wątpliwości i wskazał na jedenasty metr boiska. Do futbolówki podszedł nietypowy obrońca, Mirosław Tłokiński i pewnym strzałem umieścił ją w siatce. Gospodarze byli pod ścianą – do awansu potrzebowali strzelenia trzech bramek. Widzewiacy nie zamierzali jednak odpuszczać.
Pierwsza połowa skończyła się wynikiem remisowym. Po zmianie stron do ataku ruszył Widzew i szybko przyniosło to skutek. W 53. minucie na prawym skrzydle wyswobodził się Filipczak, który podał do Smolarka. Ten miał przed sobą tylko pustą bramkę i bez problemu zdobył gola. Liverpool był na kolanach i nie miał już prawie żadnych szans na awans. Pomimo to, wciąż szaleńczo atakował, jednak obrona łodzian dobrze radziła sobie z zagrożeniem. Dopiero na dziesięć minut przed końcem gospodarze wyrównali po trafieniu Iana Rusha. Chwilę przed ostatnim gwizdkiem zwycięskiego gola strzelił jeszcze David Hodgson, jednak to było zdecydowanie za mało, by wyeliminować widzewiaków. Publiczność na Anfield pożegnała schodzących z boiska gości owacją na stojąco. Widzew był w czwórce najlepszych drużyn Europy!
W całej Polsce z niecierpliwością oczekiwano na to, z kim podopiecznym Władysława Żmudy przyjdzie mierzyć się w półfinale. Chciano grać z Hamburgiem lub Realem Sociedad. Los nie okazał się jednak tak łaskawy i przydzielił widzewiakom legendarny Juventus, mający w składzie dziewięciu reprezentantów Włoch, wspartych Zbigniewem Bońkiem i Michelem Platinim.
Liverpool FC – Widzew Łódź 3:2 (1:1)
15′ Neal (k), 80′ Rush, 90′ Hodgson – 33′ Tłokiński (k), 53′ Smolarek
Liverpool:
Grobbelaar – Neal, Hansen, Lawrenson, Kennedy (65′ Fairclough) – Whelan (39′ Thompson), Lee, Johnston – Hodgson, Souness, Rush
Trener: Bob Paisley
Widzew:
Młynarczyk – Świątek, Wójcicki, Tłokiński, Kamiński – Romke, Rozborski (70′ Woźniak), Wraga (82′ Myśliński), Surlit – Filipczak, Smolarek
Trener: Władysław Żmuda
Żółta kartka: Młynarczyk
Sędzia: Karl-Heinz Tritschler (RFN)
Widzów: 44 494
Foto: PAP
Widzew byl wielkim klubem w latach 80 i 90 ale to juz historia. Historia, którą mamy piękną ale prawda jest taka, że w 21 wieku nie znaczymy nic. Mlodsi kibice (juz nie tacy mlodzi – 30 latkowie i mlodsi) pamiętają Widzew jako klub tylko i wyłącznie walczący o utrzymanie lub spadający/bankrutujacy dlatego mam prośbę: przestańmy aż tak żyć historią, zamiast tego napiszmy nową,tak żeby wyksztalcic kolejne pokolenia w calej Polsce. Po reaktywacji coś się ruszyło, obyśmy podążali stopniowo we właściwym kierunku.
Pozdrawiam
bez profesjonalnej bazy treningowej nie da rady
Bez kasy i majętnego właściciela/ sponsora też raczej nie – a patrząc w jaki sposób pracuje nasz pion sportowy odpowiedzialny za transfery – też trudno o optymizm – bo Giki,Ryan i Ibiza trafili do nas bardziej z polecenia i znajomości niż pracy pionu sportowego – który ściągał bardziej uzupełnienia niż wzmocnienia- Kastrati,Diliberto – choć francuz powinien dostawać więcej szans nawet kosztem Hanouska
Kiedyś trenowali na kartoflisku. Palili fajki, piki alkohol ale mieli jedną rzecz jakiej często brakuje …. Byli charakternymi bandziorami …
Zgadzam się ze wszystkim poza tym że „po reaktywacji coś się ruszyło” bo Widzew jest dokładnie tam gdzie zawsze był w Ekstraklasie w czasach „wspólczesnych” czyli zamieszany w walkę o utrzymanie i ja nie widzę tutaj potencjału do marszu w górę tabeli sezon po sezonie, nie wiem gdzie ty to widzisz. Będziemy stać w miejscu dopóki nie będzie forsy. Panattoni mogłoby wejść grubiej, wygonić dobrodzieja Tomasza i coś podziałać, ale mam takie przeczucie że szanse na to wynoszą jakieś 0% mimo tego że notują wyjątkowo dobre wyniki i pięknie się rozwijają bo w Widzew się nie inwestuje z jakiegoś powodu… Czytaj więcej »
I tak, i nie. Bez historii, tożsamości ciężko zbudować klub. Nawet mając kasę. Liczę, że step by step Widzew zawalczy za 2-3 lata o podium, potem wyżej.
Że stamirowskim będziemy kolejne 41 lat grać o utrzymanie, a w następnym sezonie wyższe cele…tyle, że każdy sezon będzie ta sama gadka
Liverpool już czeka 41 lat na zwycięstwo z Widzewem
I pewnie poczeka jeszcze długo…
pamiętam jak dziś byłem wtedy w wojsku , ludzie jak ten czas leci
To był nawet… szaleńczy ruch patrząc z dzisiejszej perspektywy, ale wtedy raczej oczekiwany. Mirosław Tłokiński grywał bowiem już jako stoper i realnie tylko on mógł zastąpić Andrzeja Grębosza, gwarantując poziom. Był to piłkarz tak inteligentny na boisku i na tyle uniwersalny, że wystawienie go na obronie nie było niczym nietypowym według mnie. Nietypowe było pół żartem pół serio to, że… został on królem strzelców polskiej ligi jako… obrońca, pomocnik i napastnik… Tak zastanawiam się po latach, czy z Bońkiem i Żmudą w składzie (wiem, mógłby nie przyjść Wójcicki, Świątek Myśliński czy Wraga) moglibyśmy zagrać w finale o to trofeum i… Czytaj więcej »
https://www.facebook.com/share/v/3fr1hPpWbVBL2r2a/?mibextid=WC7FNe