M. Węglewski: „Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić”
10 listopada 2020, 15:00 | Autor: RedakcjaWygląda na to, że mecz z GKS Bełchatów w końcu dojdzie do skutku, a już za kilka godzin w „Sercu Łodzi” rozbrzmi pierwszy gwizdek sędziego. Co przed spotkaniem do powiedzenia miał trener drużyny gości, Marcin Węglewski, który w przeszłości przez trzy lata pracował przy al. Piłsudskiego?
– Początek mieliście niemrawy, ale teraz jesteście na fali wznoszącej. Cztery mecze bez porażki, w dodatku we wszystkich zachowaliście czyste konto. Teraz już tak będzie to wyglądać?
– Wielokrotnie to powtarzaliśmy, a nawet zawodnicy o tym mówili. My budowaliśmy drużynę na kolanie. Mieliśmy tydzień czasu, aby postawić kadrę na nogi i to odbiło się na początku sezonu. Zawodnicy nie grali wcześniej ze sobą, dlatego potrzebowaliśmy czasu, aby się zgrać oraz dotrzeć. Piłkarze musieli poznać realia, zrozumieć czego wymagam, ale przede wszystkim musieli zgrać się na boisku. Myślę, że czas jest kluczem. Zresztą jak w każdym zespole.
– Jakim trenerem jest Marcin Węglewski? Pracował pan z wieloma wybitnymi szkoleniowcami, choćby z Pawłem Janasem, Waldemarem Fornalikiem czy Czesławem Michniewiczem. Który odcisnął największe piętno na panu w sposobie prowadzenia zespołu?
– Od wymienionych trenerów wiele się nauczyłem. Jeden znakomicie zarządzał szatnią, drugi dużo rozmawiał z drużyną, trzeci był warsztatowcem. Od każdego człowiek coś zaczerpnie, ale nie da się skopiować nikogo w całości. Jestem na takim etapie, że znalazłem swoją drogę i chcę nią podążać. Piłka nożna czy też zawód trenera jest tak specyficzny, że nie można się zamykać, cały czas się trzeba rozwijać. Nie ma takiej możliwości, że kopiując kogoś osiągnie się coś ponad stan. Trzeba ciągle szukać nowych rozwiązań, a te są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy spojrzeć na mecz Ekstraklasy, nie mówiąc już o futbolu na poziomie europejskim.
– Czy kolejność wymienionych umiejętności, które pan zaczerpnął od wyżej wymienionych trenerów jest przypadkowa?
– Nie, kolejność jest trochę inna. Trener Michniewicz to znakomity motywator, zaś trener Janas świetnie zarządzał szatnią. Oczywiście warsztatowcem jest Waldemar Fornalik, ale to widać w każdej prowadzonej przez niego drużynie. Każda odprawa Czesława Michniewicza jest mocno merytoryczna, zawodnicy wyciągają z niej bardzo dużo. Tak samo jak jego asystenci.
– A jak pan wspomina czasy pracy w Widzewie?
– Oczywiście, że mam bardzo dobre wspomnienia. Szlifowałem tutaj swój profil trenerski. Dodatkowo tak jak pan zauważył, miałem możliwość uczenia się od bardzo dobrych szkoleniowców. Co by nie powiedzieć, w tym czasie wywalczyliśmy dwa awanse oraz utrzymaliśmy się w Ekstraklasie. Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
– Zna pan doskonale atmosferę panującą na Widzewie. Nie jest wam szkoda, że mecz będzie bez kibiców?
– Wszyscy trenerzy, zawodnicy, a przede wszystkim kluby mają ten sam problem. Niestety, ale nie mamy na to wpływu. Inaczej się gra przy pełnych trybunach, a inaczej przy pustych. Oczywiście, że szkoda, bo przy osiemnastu tysiącach kibiców na Widzewie grałoby się przyjemniej.
– Borykacie się z wieloma problemami pozaboiskowymi. Jak udało wam się skonsolidować zespół w tak krótkim czasie?
– Jestem szczęśliwy, że te wszystkie pozaboiskowe problemy nie przekładają się na szatnię. Jest także szereg dobroczyńców, którzy na każdym kroku nam pomagają przetrwać ten trudny czas. Myślę, że bez ich zaangażowania nasza sytuacja byłaby o wiele gorsza. To na pewno cieszy, że w Bełchatowie są ludzie, którym zależy na klubie. Zawsze jest tak, że im więcej problemów, to tym mocniej skonsolidowana jest dana grupa ludzi.
– Przynajmniej odpuszcza was jeden problem, czyli COVID-19. Jesteście ciągle w treningu?
– Staramy się stosować do wytycznych, które zostały narzucone przez PZPN. Mierzymy przed każdym treningiem temperaturę u zawodników, a przy najmniejszych objawach choroby od razu izolujemy tego piłkarza. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jakiej choroby są to początki. Każdy zespół mierzy się z tym samym problemem, ale my mamy to szczęście, że nas to omija. Ciągle możemy trenować, szlifować nasze umiejętności.
– Czy fakt, że mecz z Widzewem był przekładany wpłynął na jeszcze lepsze rozpracowanie rywala?
– To był trudny okres zarówno dla Widzewa, jak i dla nas. Musieliśmy co chwilę zmieniać mikrocykl treningowy, który już wcześniej bywał wykolejony. Przygotowujemy się do meczu, a za chwilę dowiadujemy się, że on się nie odbędzie. Wobec tego zmieniliśmy plan, dokręciliśmy śrubę, zaś po chwili pojawia się informacja, że to spotkanie może się odbyć. Musieliśmy odwołać zaplanowany sparing z Rakowem Częstochowa. To był bardzo dziwny czas dla nas, przez co wszyscy obawialiśmy się meczu z Resovią. Oczywiście obawy były głównie o stronę mentalną, ale jak się okazało, było to dobre przetarcie przed meczem z Widzewem.
– Ostatni mecz wlał w wasze serca trochę optymizmu?
– Zagraliśmy solidne spotkanie, a przede wszystkim na zero z tyłu. Mecz z Widzewem będzie całkowicie inny. Zwłaszcza patrząc na to, jak łodzianie zagrali z Miedzią. Zmierzą się podobne zespoły: o zbliżonym stylu grania i wyrównanym poziomie umiejętności. Może to być bardzo ciekawe widowisko.
– Co jest najmocniejszą stroną Widzewa w tym sezonie?
– Względy organizacyjne – to nas głównie różni. My też mamy w inny sposób budowaną kadrę. Widzew ma kilka postaci w zespole, które wiele osiągnęły i inni mogą się od nich uczyć. Dodatkowo pozwalają na przechylenie szali zwycięstwa na ich stronę. My mamy młody oraz ambitny zespół. Każdy chce się rozwijać i z meczu na mecz robić progres.
– To z jakim celem przyjeżdżacie do Łodzi? Trzy punkty i czyste konto?
– Każdy zespół ma zawsze ten sam cel, bo inaczej nie byłoby sensu wychodzić na boisku. Dla nas najważniejsze to zagrać dobry mecz, a jak tak będzie, to będą powody do radości po jego zakończeniu.
Rozmawiał Dawid
Foto: Adrian Mielczarski / GKS Bełchatów