M. Rackiewicz: „To było moje marzenie, by trafić do tak dużego klubu”

4 sierpnia 2018, 11:34 | Autor:

Tylko jeden piłkarz z obecnej kadry Znicza Pruszków ma za sobą grę w Widzewie. To 31-letni Marcin Rackiewicz, który spędził w Łodzi jednak tylko chwilę i zagrał w drużynie jedno spotkanie w Ekstraklasie. Porozmawialiśmy z nim przed dzisiejszym meczem.



– Pamięta pan w ogóle, że grał w Widzewie?

– „Grał” to chyba za duże słowo. Byłem w Widzewie, miałem z nim ważny kontrakt. Na pewno miło wspominam ten czas, bo to była Ekstraklasa, najwyższy poziom w Polsce. Mnie niestety nie było dane przebić się do poważniejszej piłki.

– Jak to się stało, że trafił pan do Łodzi, a później prawie w ogóle nie grał w klubie?

– Zaczęło się od Zawiszy. Tam miałem udaną rundę jesienną, a na wiosnę klub już nie wystartował. Okazało się, że Widzew jest mną zainteresowany, dość szybko doszliśmy do porozumienia i już pod koniec lutego byłem w Łodzi. Niestety nie byłem przygotowany fizycznie, kondycyjnie i mentalnie do tak dużego klubu i do Ekstraklasy. Zawisza się rozpadł, przez miesiąc czy dwa nie byłem w treningu, później rozpoczęła się liga, a trener Probierz stawiał na innych zawodników.

– Wypożyczenie też chyba niewiele pomogło.

– Poszedłem na wypożyczenie do Znicza, tam kadra też okazała się bardzo mocna, był Robert Lewandowski, było paru dobrych zawodników, więc ciężko mi było grać. Później wróciłem do Widzewa, gdzie pozmieniali się trenerzy i nie widzieli dla mnie miejsca w kadrze. No i zostałem z jednym meczem w Ekstraklasie.

– Zagrał go pan na Legii. Nogi przy debiucie w takim meczu nie drżały?

– Żałuję, że wtedy miałem 20 lat, bo teraz, mając doświadczenie w pierwszej czy drugiej lidze, na pewno inaczej podszedłbym do tego spotkania. Wtedy byłem młody, dopiero wchodziłem w tę poważną piłkę, ale ten mecz z Legią na wyjeździe na pewno zapamiętam do końca życia. Żałuję, że nie dostawałem więcej szans, ale jak sam mówiłem, nie byłem przygotowany fizycznie i przez to miałem może mniejszy kredyt zaufania u trenerów.

– Ale decyzji o przejściu do Widzewa pan nie żałuje?

– Oczywiście, że nie. To była decyzja przemyślana i przeze mnie, i przez mojego menedżera. Po rundzie jesiennej czułem się na fali, ale niestety przyblokowała mnie ta nieszczęsna zima, gdy nie trenowałem jak należy. Przeprowadzka do Łodzi była jednak strzałem w dziesiątkę, bo wcześniej oglądałem mecze Widzewa w Lidze Mistrzów. To było moje marzenie, by trafić do tak dużego klubu. Prywatnie też jestem zwycięski, bo poznałem tu moją przyszłą małżonkę, z którą jestem do dziś, a niedawno urodził się nam synek.



– Żona zabrała już na mecz na nowym stadionie?

– Niestety, mecze tak się nakładały, że nie miałem takiej możliwości. Cały czas śledzę jednak poczynania chłopaków, obejrzałem kilka skrótów w III lidze i kibicowałem. Teraz mnie i kolegów ze Znicza czeka mecz na nowym stadionie, przy pełnej widowni. Nic, tylko przyjechać i zagrać dobre zawody.

– Miał pan już okazję rywalizować z Widzewem w lidze i nawet strzelił pan wtedy zwycięskiego gola. Teraz plan jest taki sam?

– To były trochę inne realia, Widzew wtedy wygrał, wręcz zdemolował tę ligę, my dwie kolejki przed końcem sezonu już spadliśmy, więc graliśmy na dużym luzie i udało się wygrać, a mnie udało się strzelić tę bramkę. Co do sobotniego spotkania, to chcemy zmazać tę porażkę z Elaną. Tamten mecz kompletnie tam nie wyszedł i chcielibyśmy przede wszystkim sobie udowodnić, że jednak potrafimy grać w piłkę.

– Trener Prawda też za bardzo nie wiedział, co się stało w tym meczu z Elaną.

– My również byliśmy zaskoczeni. Po meczu z Resovią przez cały tydzień nie wyglądało to źle fizycznie… W sobotę myślę, że zadecydowała dyspozycja dnia. Przy tej pogodzie zawodnicy Elany czuli się jak widać lepiej. My nie byliśmy sobą, nie graliśmy tego, co nakreślił nam trener. Miejmy nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy, a z Widzewem będziemy walczyć jak równy z równym.

– W Zniczu spędził pan już ponad osiem lat. Można powiedzieć, że jest już pan taką lokalną legendą?

– Nie wiem, czy legendą, bo to chyba za mały klub. Tak się jednak złożyło, że jestem na Mazowszu już od tylu lat. Ja i klub jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Myślę, że trenerzy, z którymi pracowałem, też poznali mnie z dobrej strony.

– W poprzednim sezonie Znicz ledwo uniknął drugiej z rzędu degradacji. Wasza kadra na papierze wygląda jednak całkiem nieźle. O co chcecie walczyć w lidze?

– Jeżeli chodzi o poprzedni sezon, to nic nie szło wtedy w tym kierunku, w którym powinno. Mieliśmy zbyt wąską kadrę, zbyt wielu młodych chłopców, którzy nie byli doświadczeni na poziomie centralnym. Tak to się potoczyło, że musieliśmy do ostatnich kolejek bić się o utrzymanie. W tym sezonie doszliśmy jednak do wniosku, że liga jest bardzo mocna, jest bardzo dużo klubów z tradycjami i trzeba się wzmocnić doświadczonymi graczami. Co do naszych planów, do każdego następnego meczu podchodzimy jak do tego najważniejszego, a pozycja w tabeli nas nie interesuje.

Rozmawiał Kamil

Foto: Znicz Pruszków


Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x