M. Płuska: „Teraz jest mój czas”

14 grudnia 2015, 18:59 | Autor:

Marcin_Płuska

– Podobno nieciekawie wyszły też badania, które zrobiliście z Mateuszem zaraz po przyjściu do klubu?

– Wyniki utwierdziły nas w tym, że na pewno nie jest dobrze. Wiedzieliśmy, że ten kryzys prędzej czy później może nas dopaść. Zaczęliśmy szukać więc rozwiązań, żeby to jakoś złagodzić. Zmniejszyliśmy objętość jednostek treningowych, stawiając na krótsze i bardziej intensywne zajęcia. Chcieliśmy trochę „wyświeżyć” zawodników. Najlepiej na papierze wypadł Kamil Zieliński, który akurat nie przygotowywał się z zespołem do sezonu. A kto wypadł najsłabiej? Nie chcę rzucać nazwiskami, ale widać było, kto dostawał mniej szans na grę.

– Nie zadawałeś sobie wtedy pytań z gatunku: po co mi to było?

– Nie. Ja jestem człowiekiem dużej wiary i wierzę w swoją pracę. Wiem, jakie efekty osiągałem w przeszłości. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli pociągnąć w tej rundzie jak najdłużej się da na tym, co zastaliśmy. Stąd zmiana sposobu trenowania. Gdybyśmy mieli bazować tylko na tym, jak zawodnicy są przygotowani, to idąc w tlen jeszcze bardziej byśmy ich zamulili. W pewnym momencie podjąłem też decyzję, żeby postawić na stałe fragmenty, o czym już rozmawialiśmy. W ataku pozycyjnym za bardzo się męczyliśmy. Trzeba było znaleźć jakiś sposób na rozmontowanie rywali. Myślę, że poskutkowało.

– Szukaliście też nietypowych rozwiązań, jak sesje z Łukaszem Michniewiczem, odpowiedzialnym za stronę mentalną.

– Łukasz to mój dobry kolega z czasów Elbląga. Pracowaliśmy tam z drużyną z rocznika 1997, z którą zdobyliśmy brązowy medal Mistrzostw Polski juniorów młodszych. Mentalnie byliśmy dobrze przygotowani i to mogło nam wygrać chociażby z Lechem Poznań. To było wielkie osiągnięcie dla takiego miasta. W Widzewie nie szło nam sportowo, więc spróbowaliśmy pójść w tę stronę.

– Myślisz, że taki Adrian Budka mógł coś wynieść z takich sesji?

– To już trzeba Adriana zapytać. Ja uważam, że jeśli to może pomóc 5-6 zawodników z 27 graczy w kadrze, to warto szukać takich rozwiązań. Nigdy nie uda się sprawić, że wszyscy będą zachwyceni. Efekty byłyby też dużo bardziej widoczne, gdyby potrwało to dłużej, niż tydzień. Łukasz ma jednak swoje życie prywatne i wpadł do nas tylko na tydzień, nie biorąc za to ani grosza. Gdybyśmy wprowadzali to znów w przyszłości, to już zrobimy takie zajęcia dobrowolne.

– Po ostatnim meczu tej czarnej serii, przegranym w Kleszczowie ze Zjednoczonymi Bełchatów, posypała się na Ciebie ostra krytyka. Głównie o te zbyt późne zmiany.

– Wszyscy chcą wygrywać: zawodnicy, działacze i kibice. Ja też. Gdybym był pewien, że zawodnik wchodzący z ławki wniesie do gry jakość, to bym go wprowadził. Teraz mam nadzieję, że w razie trudniejszej sytuacji na boisku będę mógł zmiany robić dużo szybciej. Niech każdy sam sobie dopowie, co mam na myśli.

– Udało Wam się w końcu przełamać w spotkaniu ze słabą Mazovią i poszło. Cztery wygrane z rzędu, i to bez straty gola. Tym bardziej szkoda tych dwóch ostatnich starć.

– Został niesmak, na pewno. Uważam, że spotkanie z Borutą było najsłabszym meczem za mojej kadencji. Bardzo szkoda tych punktów. Gdybyśmy dowieźli 1:0 do przerwy, to jestem przekonany, że wygralibyśmy w Zgierzu. Później był ten dziwny mecz z Radomskiem. Dziwny, bo stworzyliśmy sobie bardzo dużo okazji bramkowych, sam „Zielu” mógł skończyć z hat-trickiem, ale nie tylko on marnował świetne sytuacje. Piłka nie chciała nam wtedy wpaść do bramki. Złapało nas takie nagromadzenie pecha. Wystarczyłoby wygrać jedno z tych dwóch starć i odbiór mojej pracy byłby zupełnie inny. W meczu z Mechanikiem chciałem też wpuścić na boisko Wojtka Gradeckiego, umożliwić mu spełnienie dziecięcego marzenia o grze w ligowym meczu Widzewa. Dlatego wziąłem go do osiemnastki. Niestety wynik, który musieliśmy gonić, nie pozwolił mi na tą zmianę.

– Myślisz, że chłopaki jechali już w tych meczach na „oparach” i stąd ta końcowa zadyszka?

– Kiedyś musieliśmy zgasnąć. Zawodnicy byli już mocno zmęczeni. I fizycznie, i psychicznie, bo niektórych chłopaków gra w Widzewie, z taką presją wyniku, nieco przerosła. Głowy momentami nie wytrzymywały.

– Po zakończeniu rundy podjęliście jako sztab kilka kontrowersyjnych decyzji. Odpalenie Rachubińskiego czy Pietrasa wzbudziło spore zaskoczenie.

– W swoich decyzjach kierowałem się i będę się kierował zawsze dobrem Widzewa. Celem jest awans do III ligi, więc musimy mieć takich zawodników, którzy będą w stanie na tym poziomie grać. Dobieram piłkarzy według własnej koncepcji. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są z Łodzi i komuś może to przeszkadzać. Moja ocena przydatności Mariusza czy Michała, jak i pozostałych, wynika z tego, o czym już mówiliśmy. Każdy trener chce wygrywać mecze i gdyby miał zawodnika dającego jakość, nie pozbywałby się go. Mówi się, że Pietrasa potraktowaliśmy niesprawiedliwie, bo grał w każdym meczu. Więc ja się pytam, kto miał grać, skoro nie było nikogo innego na tą pozycję? Gdyby dać tam Milczarka, robiłaby się luka na lewej obronie…

– Czym ujął was Czaplarski, że jednak dostanie swoją szansę na wiosnę? Wiem, że pierwotnie też został skreślony.

– Spośród całej grupy piłkarzy, którzy zostali przewidziani do odejścia, Michał był jedynym, który uderzył się w piersi. Potrafił przyznać, że zdaje sobie sprawę z tego, że runda w jego wykonaniu nie była najlepsza. Powiedział, że bardzo mu z tym źle. Wspólnie z Zarządem odebraliśmy jego postawę tak, że u Michała faktycznie dobro Widzewa jest na pierwszym miejscu. Teraz wszystko zależy od tego, czy dojdzie do porozumienia w sprawach kontraktowych. Ja bym chciał, żeby taki zawodnik został w drużynie, ale budżet nie jest z gumy.

– Pozostali skreśleni takiej postawy nie zaprezentowali i dlatego drugiej szansy nie będzie?

– Pomidor (śmiech).

– Możesz uspokoić kibiców, że ci zawodnicy, którzy przyjdą zimą, będą o jedną-dwie klasy lepsi od tych, których oglądali jesienią? Dla zwykłego fana Widzewa nazwiska Bondara czy Struski są raczej anonimowe. Do tego jesteś posądzany o kolesiostwo, przy ściąganiu aż czterech gości z Bzury.

– Dla mnie to piłkarz może być nawet Eskimosem, jak to mawiał trener Smuda. Jeśli potrafi grać w piłkę, to nie ma znaczenia, skąd jest. Wiadomo, są pewne granice. Nigdy nie będzie miejsca dla zawodnika, który będzie deklarował, że jest kibicem jakiegoś innego, wrogiego klubu. Zapewniam, że ci, którzy przyjdą, są mi doskonale znani i wiem, na co mogę liczyć z ich strony. Gwarantuję, że będą „umierać” za ten klub!

– Po kolei więc: Gromek na lewą obronę?

– Lewy obrońca lub skrzydłowy. Rocznik 1996, a więc jeszcze przez półtora sezonu będzie miał status młodzieżowca. Poważną piłkę zaczynał w Legii, następnie był w Polonii, potem trafił do Bzury.

– O Możdżonku mówiłeś, że będzie ulubieńcem trybun.

– Środek pola. „Ósemka” albo „szóstka”. Zawodnik grający nieszablonowo, bardzo efektownie. Lewa noga. Ma bardzo duży potencjał, co potwierdza zainteresowanie jego osobą ze strony Wisły Puławy czy Dolcanu Ząbki. Strzelił ostatnio gola w ich sparingu i nagle ci, którzy śmiali się z „zaciągu z Bzury”, nagle zaczęli się obawiać, że ktoś nam go sprzątnie sprzed nosa (śmiech). Podobnie było z Igorem Sapałą, który nie łapał się w Chodakowie do osiemnastki, a po moim przyjściu zagrał 90% spotkań i wylądował w Dolcanie, a teraz interesuje się nim Jagiellonia Białystok.

– Strus?

– Typowo ofensywny zawodnik. Może występować na lewym skrzydle lub w ataku. Awansował z Polonią Warszawa do III ligi, będąc w tym zespole ważnym ogniwem. Bardzo pracowity chłopak, który moim zdaniem pokaże w Widzewie, na co go stać. Według mnie powinien grać wyżej.

– Bartosiewicz jest z kolei takim małym ziarenkiem doświadczenia.

– To 27-letni zawodnik. Bardzo szybki, dynamiczny. Docelowo prawe skrzydło, ale może grać też na lewej stronie. Myślę, że będzie mieć najlepszą kiwkę w zespole.

– Czyli Adrian Budka nie może czuć się zbyt pewnie?

– Nie powiedziałbym tak i nie przypisywał zawodników sztywno do pozycji na boisku. Wszystko będzie zależeć od tego, z kim będziemy grać i w jakim ustawieniu. Będziemy bowiem zmieniać styl gry w zależności od przeciwnika. Chcę poćwiczyć nad ustawieniem 3-5-2, ale będziemy też przygotowani na grę 4-4-2 czy 4-5-1.

– Bondara, to były król strzelców IV ligi.

– Silny fizycznie, bardzo wysoki gracz. Do tego przy swoim wzroście nie ma problemów z koordynacją ruchową. Jest też niezwykle skuteczny. W tym sezonie, który wspominasz, strzelił 32 gole. Teraz jesienią miał ich 10.

– Kowalczyka dobrze znamy.

– Znamy. Silny i dynamiczny piłkarz, który całym sercem jest widzewiakiem. Będziemy mieli więc trzech klasowych napastników, włączając w to Kamila Zielińskiego.

– Miejsce na boisku będzie tylko dla dwóch, a czasami tylko dla jednego.

– To prawda, ale dla mnie to duży komfort. Podniesie to także rywalizację o miejsce w składzie, co wyjdzie wszystkim na plus. Mając w zespole jedenastu dobrych graczy i siedmiu słabych rezerwowych, daleko się nie zajedzie. A tak w drużynie będziemy mieć ciągłą rywalizację o miejsce w osiemnastce. To bardzo dobrze!

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2 3