M. Kozłowski: „Zarzuty wobec mnie są wyssane z palca”
19 października 2017, 09:10 | Autor: RyanMarcin Kozłowski to jeden z dwóch piłkarzy, którzy do tej pory rozegrali wszystkie mecze w tym sezonie, od pierwszej do ostatniej minuty. O tym, dlaczego passa skończy się w sobotę, a także o ostatnich zarzutach pod jego i reszty piłkarzy adresem o niesportowym prowadzeniu się, porozmawiał z WTM.
– Z Wikielca przywieźliście tylko punkt. O ile remis w Morągu można było poszanować, teraz jest ciężko się z tym pogodzić.
– To jest dla nas porażka. Straciliśmy punkty na własne życzenie. OK, jedną bramkę przeciwnik strzelił, może się zdarzyć. Ale jak wyszliśmy na 2:1, to nie mieliśmy prawa tego stracić, ale dostaliśmy za chwilę bramkę na 2:2. Mieliśmy sytuacje, ale większości nie wykorzystaliśmy. Zajebaliśmy to i dobrze zdajemy sobie z tego sprawę.
– Fani byli bardzo niezadowoleni z waszej postawy. Rozmowa z nimi przyjemna nie była?
– Kibice mają prawo być na nas wściekli. My na siebie też jesteśmy, bo strata punktów w tym meczu nie miała prawa się przydarzyć. Zawiedliśmy ich, więc nie dziwię się, że mieli do nas pretensje po spotkaniu. Oni przecież też liczyli na dużo więcej.
– Pojawiają się plotki, że jesteście widywani na mieście. Imprezy, niesportowe prowadzeni się itd. Chcesz się do tego odnieść?
– Mamy po dwadzieścia parę lat i normalne jest, że potrzebujemy czasem wyjść z dziewczynami na miasto. Ale absolutnie dementuję te zarzuty, że jesteśmy pijani, prowadzimy się niesportowo itd. Każdy z nas zna umiar i zna też trenera. Przecież zawsze w dzień po meczu mamy zaplanowany trening na godzinę 9:00, a zbiórkę jeszcze wcześniej.
– Gdyby ktoś przyszedł „zmęczony” od razu byłaby afera.
– Dokładnie o to mi chodzi. Tymczasem trener nie ma o to do nas żadnych uwag. A jak ktoś chce zarzucić mi coś osobiście, to zapraszam. Pokaże zainteresowanym, jak wygląda mój rozkład zajęć: dodatkowe treningi, zajęcia regeneracyjne, suplementacja dieta. Rozumiem złość na wynik. Ja też ją w sobie nadal noszę, ale niektóre zarzuty pod moim adresem są wyssane z palca.
– Jak udział w evencie zamiast treningu?
– Na przykład. Słyszę, że przewraca nam się w głowach, bo robimy sobie zdjęcia czy udzielamy wywiadów, a to jest część naszego zawodu. Ci kibice nie wiedzą chyba, że my-piłkarze mamy zapisany w kontraktach obowiązek pojawienia się na takiej imprezie, jaką zorganizowano we wtorek. Poszliśmy tam z Mateuszem Michalskim, bo zostaliśmy do tego oddelegowani przez klub. Natomiast kłamstwem jest mówienie, że opuściliśmy przez to trening. Zaliczyliśmy jedno i drugie, bo event był rano, a trening popołudniu.
– Kibice podkreślają jednak, że o kwestie sportowe do ciebie pretensji mieć nie można. Doceniają twoje zaangażowanie.
– Wygrywamy i przegramy jako drużyna, więc nie chciałbym, żeby ktoś mówił, że ja jestem w porządku, a inni nie. Nie na tym polega zespołowość. Cieszę się, że trener na mnie stawia i praktycznie w każdym meczu wychodzę w pierwszym składzie i gram do 90 minuty.
– Niestety, teraz tak nie będzie.
– Najprawdopodobniej nie będę mógł zagrać w meczu z Pelikanem ze względu na chorobę. Walczę z infekcją już od trzech tygodni. Byłem niedawno u lekarza i przepisał mi antybiotyk, bo coś znajduje się na oskrzelach. Czuję się na siłach dalej trenować i grać, ale innego zdania jest trener. Dostałem polecenie, by na spokojnie się wyleczyć i wtedy wrócić. Nie można ryzykować „zajechania” organizmu. Taka dolegliwość mocno osłabia. Od dwóch-trzech meczów czułem, że w końcówkach brak mi sił, dlatego po Wikielcu powiedziałem sobie, że miarka się przebrała i trzeba to załatwić.
– Kamil Tlaga pewnie pali się do gry. Nie obawiasz się, że zastąpi cię na dłużej?
– Rozwiązań jest kilka. Zobaczymy, jakie wybierze trener Smuda. Wiadomo, że w drużynie jest rywalizacja i taka przerwa w mojej grze otwiera szansę dla innych. To normalne. Gdy dojdę do siebie, będę od razu walczył o powrót do składu. Kamilowi i reszcie chłopaków życzę powodzenia i trzech punktów.
– Nie żałujesz, że znów wypadasz ze składu w momencie, w którym zacząłeś łapać wiatr? Ostatnie dwie asysty to potwierdzają.
– Żałuję, ale nic nie mogę na to poradzić. Całe szczęście, że nie jest to jakiś skomplikowany uraz, tylko infekcja wirusowa. Przy dobrych wiatrach opuszczę tylko mecz z Pelikanem i na Polonie będę gotowy do gry.
– Sytuacja w tabeli zrobiła się trudniejsza. Sokół uciekł wam już na cztery punkty. Zachowujecie spokój?
– Cały czas sobie powtarzamy, że musimy patrzeć tylko na siebie. Niestety, nasze błędy sprawiają, że nadal nie jesteśmy liderem. Na tą chwilę na pierwszym miejscu w tabeli jest Sokół, ale za nami dopiero 1/3 sezonu i walka będzie trwała. Mam nadzieję, że chłopaki zrehabilitują się w sobotę i wszystkim poprawią się humory.
Rozmawiał Ryan