M. Kazimierowicz: „Byliśmy już w piekle, ale znaleźliśmy się w niebie”
27 czerwca 2018, 17:40 | Autor: RyanMaciej Kazimierowicz wraca do II ligi. Tak, jak planował, zrobił to w barwach Widzewa. Zdaniem pomocnika jego drużynie może paradoksalnie grać się łatwiej na wyższym poziomie rozgrywkowym. Co jeszcze mówił nam „Kaziu”?
– Ostatnio śmiałeś się, że rozmawiamy z Tobą tylko po przegranych meczach i musisz się tłumaczyć. No to teraz masz okazję się wygadać po wygranej (śmiech).
– Tak, wcześniej robiłem tylko za poduszkę bezpieczeństwa (śmiech). Cieszymy się. W tym meczu z Sokołem byliśmy przez moment w piekle, ale znaleźliśmy się w niebie. Cóż, taki jest futbol. Dziękuję wszystkim kolegom z zespołu, obecnemu i poprzedniemu sztabowi, kibicom, pracownikom klubu i moim bliskim.
– Zestarzeliśmy się wszyscy przez ten sezon chyba mentalnie więcej, niż o rok.
– Chyba tak. Ta liga jest ciężka, wbrew pozorom nie gra się w niej lekko. Awansować może tylko jedna drużyna, a przez to jest wielkie ciśnienie. Nie ma miejsca na błąd. Dlatego ten nasz awans tak wyjątkowo smakuje.
– Ciężko było to ciśnienie wytrzymać? Zaczęło się chyba od meczu w Łomży.
– Tak, zgodzę się – to się zaczęło w Łomży. Dostaliśmy wiadomość, że Lechia w ostatniej minucie strzeliła z karnego gola Warcie Sieradz i wygrała swój mecz. To spowodowało, że niepotrzebnie zaczęliśmy kalkulować. W meczu z ŁKS przede wszystkim chcieliśmy nie przegrać, byliśmy pewni, że wygramy bezpośredni mecz z Lechią. Niestety, wszyscy wiemy, jak wyszło i trzeba było czekać tydzień.
– A tu też spacerku nie było.
– Sokół w pierwszej połowie oddał dwa strzały i zdobył gola. Skuteczność 50%. Przez moment nie wierzyłem w to, co się dzieje. Musieliśmy się otrząsnąć, ale w przerwie nie było nerwów. Trener mówił nam, że cały czas w nas wierzy i dzięki temu my też uwierzyliśmy, że możemy to odwrócić. Kluczem była ta bramka, strzelona zaraz na początku drugiej połowy.
– Nabraliście po niej niesamowitej energii.
– Moim zdaniem dzięki temu uwierzyliśmy już w pełni, że wygramy ten mecz. Udało się i dzięki temu cała Łódź może się cieszyć.
– Wracasz na szczebel centralny, czyli tam, skąd przyszedłeś do Widzewa. Nadal uważasz, że to nie był krok wstecz?
– To była trudna decyzja, ale uważam, że słuszna. Zejść z II ligi do III ligi nie jest prosto, ale zrobiłem to świadomie i dzisiaj mogę tylko podziękować za to, że dostałem taką możliwość. Porównując wielkość Widzewa nie myślę, że to był krok wstecz, ale zdecydowanie do przodu. Przyznam jednak, że liczyłem, że zrobimy ten awans rok szybciej.
– Trzeba było zrobić podejście numer dwa.
– Choć mieliśmy dwanaście punktów straty, wierzyłem, że to odrobimy. Długo szło nam dobrze, zmniejszaliśmy dystans. Kluczowy dla losów awansu był mecz derbowy. Gdybyśmy go wygrali, jestem pewien, że to my wywalczylibyśmy wtedy awans. Skończyło się jednak 0:0 i to podcięło nam skrzydła na resztę sezonu. Trudno, taka jest piłka. Dobrze, że teraz możemy zamknąć już rozdział pt. III liga.
– Jakie oczekiwania przed II ligą?
– Chcemy grać mądrze, z głową. Przy całym szacunku dla naszych III-ligowych rywali, to jednak więcej u nich było chaosu i walki. Nam przez to grało się trudniej, bo nie zawsze byliśmy odporni na to i dawaliśmy się wciągać w tą grę. Z założenia jako nieliczni, a może i jedyni, mieliśmy grać piłką, co jest trudne. Kibice muszą zrozumieć, że tu nie chodzi o nasze umiejętności czy zaangażowanie. One były, ale przyjęliśmy na siebie trudną rolę. Czasem łatwiej jest zagrać na zasadzie „kopnij i biegnij”.
– Są głosy, że w II lidze będzie łatwiej grać w piłkę.
– Tak powinno być. Tam kultura gry jest już trochę wyższa. Nam będzie to sprzyjać. Poza tym awansują trzy zespoły, a nie jeden. Można pozwolić sobie na błąd, bo on nie jest tak bolesny w skutkach. Podchodząc do meczu z mniejszym obciążeniem psychicznym, będzie nam na pewno prościej.
– Jutro rozpoczynacie przygotowania. Jakie nastroje?
– Szykuje się pracowity czas. Ostatnie dni w moim wykonaniu, to już lekkie szykowanie się do okresu przygotowawczego, a sam okres to na pewno praca nad założeniami taktycznymi i wprowadzanie myśli i koncepcji gry trenera.
– Ale na urlop i tzw. ładowanie baterii chwilę znalazłeś?
– Urlop spędziłem z moją dziewczyną i rodziną w Koszalinie. Rzadko się z nimi widuję, wiec ten czas chciałem im maksymalnie poświecić. Na odpoczynek i śledzenie Mistrzostw Świata tez czas znalazłem.
Rozmawiał Ryan
Kaziu odbuduje się pod okiem trenera Mroczkowskiego!
Przy Mroczkowskim każdy z chłopaków ma szansę się odbudować i wszyscy na to liczymy. Mam nadzieję że tacy ludzie jak np. Miller czy Świderski pokażą Franzowi jak bardzo się pomylił.