M. Czaplarski: „Nie żałuję ani chwili”

10 lipca 2017, 19:13 | Autor:

Odszedł ostatni z pierwszych. Michał Czaplarski był w poprzedniej rundzie jedynym, który obecny był także na pierwszym treningu przy Milionowej, gdy Widzew odradzał się z popiołu. Jego czas w klubie dobiegł jednak końca.

– Mówiłeś, że spodziewałeś się odejścia, ale jednak potrzebowałeś kilka dni, żeby zebrać myśli.

– Nie wyobrażałem sobie innej decyzji. Pan Cecherz nie widział mnie w składzie wiosną, to tym bardziej nie widział teraz. Dodatkowo kończył mi się kontrakt z Widzewem i czułem, że nie zostanie przedłużony. W ogóle mnie ta decyzja nie zdziwiła, choć nie powiem też, że nie zabolała. Nie rozumiem tylko, po co jechałem na trening. Klub mógł mi zakomunikować to na koniec sezonu, a nie na początku przygotowań do kolejnego.

– Szkoda, że zakończyłeś grę w Widzewie bez debiutu na nowym stadionie. Nawet w rezerwach nie udało ci się go zaliczyć.

– Bardzo tego żałuję, bo to było moje marzenie. Niestety, nie spełniło się. Przez ostatni niemal rok nie zagrałem w lidze nawet minuty. Lekki niesmak więc pozostaje, ale i tak to, co przeżyłem przez te dwa lata… Jestem dumny, że mogłem grać w Widzewie i nie żałuję ani chwili w nim spędzonej!

– No niedawna byłeś jedynym piłkarze Widzewa, który wziął udział w premierowym treningu na Milionowej, gdy klub się odradzał. Po twoim odejściu nie został już nikt.

– To był zwariowany okres. Wszystko tworzyło się na nowo, Widzew znów się budował. Towarzyszył temu wielki entuzjazm, ale też jakaś niepewność. Niby wydawało się, że będziemy grać w IV lidze, jednak wiele rzeczy stało pod znakiem zapytania. Zadzwonili do mnie trener Obarek, potem prezes Ferdzyn z propozycją dołączenia do tego projektu.

– Zgodziłeś się od razu?

– Tak, chociaż byłem już po słowie z działaczami III-ligowego Sokoła Aleksandrów. Musiałem ich potem przepraszać, ale zrozumieli mnie i nie robili przeszkód. W końcu chodziło o Widzew. Ten trening, który wspominasz, oglądało blisko dwa tysiące ludzi! Nie zapomnę tych chwil do końca życia.

– Entuzjazm szybko został jednak zepchnięty przez szarą rzeczywistość. Wystarczy wspomnieć chociażby wasze warunki do treningów.

– Ten początek był straszny. Nie mieliśmy przecież nawet piłek i musieliśmy je wtedy pożyczać do SMS-u. Na główną płytę, gdzie mieliśmy grać mecze, nie mieliśmy wstępu. Rzucali nas raz za jedną, raz za drugą bramkę. Była tam taka górka, na której trzeba było się pomieścić. A przecież to był taki czas, że było nas ze czterdziestu. Przebieraliśmy się w trzech szatniach. Trener Obarek ściągał na trening dwudziestu nowych graczy, a na drugi dzień ich odpalał i zapraszał kolejnych dwudziestu. I tak dzień w dzień.

– Z tyłu głowy mieliście świadomość, że czasu jest mało.

– Ze wszystkim trzeba było gonić. Zaczęliśmy przygotowania w połowie lipca. Musieliśmy się przygotować, zgrać, nauczyć taktyki w trzy tygodnie! Wszystkie te problemy wyszły potem w lidze. Zagraliśmy kiepską rundę, ale patrząc na to, jak wyglądały nasze przygotowania, i tak zrobiliśmy niezły wynik. A przynajmniej pozwalający nam gonić wiosną.

– Nie miałeś w pewnym momencie myśli, że jednak chyba się nie uda? Że jednak zaczęliście za szybko, na wariackich papierach. Ja miałem taki moment po porażce ze Zjednoczonymi Bełchatów. To była seria trzech meczów bez wygranej.

– To był bardzo ciężki okres. Zaczęło się od meczu w Rosanowie, w którym sędzia pokazał mi i Prince’owi Okachiemu czerwone kartki. Mogliśmy to nawet wygrać, ale „Rachu” [Mariusz Rachubiński – WTM] nie strzelił karnego. Mecz skończył się wynikiem 0:0 i to podcięło nam trochę skrzydła. Kibice też zaczęli się denerwować, bo liczyli, że ligę wciągniemy nosem. A my byliśmy w dołku. Dopiero zima i spokojna praca z trenerem Płuską pozwoliły nam okrzepnąć, nabrać siły. Zespół wzmocniono solidnie i wiosną już przejechaliśmy się po rywalach.

– Mało brakowało, a kadrę wzmocniono by też twoim kosztem.

– Jesień w moim wykonaniu była słaba. Praktycznie nie byłem do niej w ogóle przygotowany. Najpierw potrenowałem tydzień z Sokołem, a po tygodniu w Widzewie skręciłem nogę i wróciłem do gry dopiero na drugą kolejkę. Nie miałem podkładu pod lepsze granie. Wtedy też spodziewałem się, że mi podziękują. Porozmawiałem jednak z trenerem Płuską i ten zgodził się dać mi jeszcze szansę. Umówiliśmy się też, że nie będę już rzucany po pozycjach, tylko skupię się na grze w środku obrony. To też mi pomogło.

– Zimą odwróciłeś kartę i wywalczyłeś miejsce w składzie. Wychodziłeś nawet na boisko jako kapitan.

– Kapitanem był Adrian Budka, ale on miał wtedy problemy z kontuzjami, więc często go z opaską zastępowałem. Dla mnie była to olbrzymia nobilitacja i dodatkowa motywacja. Myślę, że udowodniłem, że jestem ważną częścią drużyny.

– Z kibicami też miałeś bardzo dobry kontakt.

– Bo jestem jednym z nich. Pamiętam nasz wspólny wyjazd do Białegostoku. To była super przygoda i jeszcze nie raz to powtórzę. Szkoda, że nie weszliśmy wtedy na stadion, ale adrenalina i tak była spora.

– Większa jak w derbach, które oglądałeś z ławki rezerwowych? Miałeś wtedy kilka przygód.

– Szczerze mówiąc nawet nie liczyłem, że uda się usiąść na ławce. Jechaliśmy na al. Unii 2 z Marcinem Kozłowski z zamiarem obejrzenia meczu na TV w szatni. Chcieliśmy być z drużyną i czuć atmosferę. Tymczasem udało się wpisać nas do protokołu i usiedliśmy wśród chłopaków. Emocje były nieporównywalne. Szkoda, że nie udało się dowieść prowadzenia do końca. Zabrakło tak niewiele.

A co do tych moich przygód, to faktycznie jeden z kibiców tamtej drużyny chciał mnie opluć, ale nawet to mu nie wyszło. Zadzwonił potem do mnie prezes ŁKS z przeprosinami. Było minęło.

– Feta po awansie to jedno z twoich najprzyjemniejszych wspomnień?

– Cała rudna wiosenna była jednym wielkim pasmem sukcesów, choć początek był dość niemrawy i lekko się wszyscy zdenerwowaliśmy. Ale jak już zaskoczyliśmy, to byliśmy nie do zatrzymania. Strzelaliśmy dużo bramek, wygrywaliśmy mecz za meczem, a zwieńczeniem był awans i właśnie ta feta. To było coś niesamowitego. Tych chwil nikt mi nie odbierze! Sześć tysięcy ludzi, odkryty autokar, race, śpiewy. Świętowaliśmy awans do III ligi w taki sposób, jakbyśmy wygrali Ligę Mistrzów.

– Na niedawnych rozmowach nie korciło cię, by znów zawziąć się i powalczyć o pozostanie w drużynie?

– Nie. Okoliczności były jednak zupełnie różne, niż wtedy. W IV lidze wiem, że zagrałem słabą rundę, to częściowo była moja wina. Ale grałem, a teraz nawet nie dostawałem szans. Pan Cecherz od początku był do mnie nastawiony na nie. Tłumaczyłem mu, że jestem po ciężkiej kontuzji barku i potrzebuję jak najwięcej gry. Tymczasem jeździłem na sparingi z chłopakami i oni grali, a ja biegałem za bramką. Po co to było?

– Pamiętam, że raz się zdenerwowałeś i sam poprosiłeś o zejście do rezerw.

– Bo tam miałem szansę na to, że zaliczę 90 minut. To było mi potrzebne, jak rybie woda. U pana Cecherza na grę nie miałem szans nawet w sparingach. Gdy zaczęła się liga, rozumiałem swoją sytuację. Byli lepsi ode mnie, nie miałem pretensji. Tylko jak ja miałem z nimi rywalizować?

– Ostatni ligowy mecz w barwach Widzewa to wyjazd do Tomaszowa.

– Nieszczęsny mecz z Lechią. Wybity bark i późniejsze komplikacje wyłączyły mnie z gry do końca roku. A potem wszystko potoczyło się, jak się potoczyło. Nie spodziewałbym się nigdy, że ta kontuzja tak pokrzyżuje mi szyki. Ten sierpniowy mecz był faktycznie moim ostatnim… Pół żartem, pół serio mogę być dumny, że gdy schodziłem z boiska, zespół był liderem III ligi (śmiech).

– Nie udało się zagrać w barwach Widzewa na nowym stadionie, może przyjedziesz na niego w charakterze gościa. Jakie dalsze plany?

– Jest taka możliwość. Jestem dogadany z jedną drużyną w 99%, ale na razie nie chcę jeszcze zdradzać, z którą. Cieszę się na myśl, że wrócę do normalnego grania. Po kontuzji barku nie ma już śladu. Może czasem coś mnie lekko zaboli, ale nic więcej złego się nie dzieje.

– Nie żegnamy się?

– Nic z tych rzeczy. Piłkarska strona mojej więzi z Widzewem dobiegła końca, ale kibicem będę do końca życia. Wierzę w to, że w czerwcu widzimy się ramię w ramię na fecie z okazji awansu do II ligi. Także do zobaczenia!

Rozmawiał Ryan

Subskrybuj
Powiadom o
17 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
VIS
7 lat temu

To jest prawdziwy piłkarz i jednocześnie kibic Widzewa. Szacunek Czapla i powodzenia.

Smolny1910
7 lat temu

Szkoda Czapli ale on już był słaby w 4 lidze przede wszystkim był wolny !! A w PP wszedł i dwa babole = dwie bramki. Za niego przyszedł Kostek Sylwestrzak i jest Zielu plus Rodak wiec na stoperze mamy taka pakę, ze nie ma sensu trzymać Czaple. Mimo wszystko fajny chłopak i Widzewiak będę go zawsze miło wspominał ! A dogadany jest pewnie z pelikanem bo tam brakuje piłkarzy pozdro.

Buła
7 lat temu

Szacun Czapla i dzięki za wszystko!

Buła
7 lat temu

Smolny w PP nie dziwne, że babole strzelił w PP skoro nie grał. Przecież gol z Wartą (gdzie Ty widziałeś w tym meczu 2 bramki?) to brak wyczucia Czapli i za słabe podanie do kolegi. Nie zgadzam się, że był słaby, może niedoceniany. W 3 lidze wszystko posypało się po tym, jak Czapla zanotował kontuzję barku i to jest fakt! Czapla prawdopodobnie dawał spokój młodym na bramce, potrafił krzyknąć, podpowiedzieć, wnosił dużą wartość mentalną. Gdy Czapli zabrakło zaczęliśmy tracić i gole i co gorsza punkty. A część goli to był kuriozum.

Zyczliwa
7 lat temu

Moim zdaniem bedzie tak – wielki pan trener i znawca Cecherz odejdzie a telefon Michala zadzwoni. ;) Jednak wciaz nurtuje mnie jedno bardzo wazne pytanie JAK pilkarze maja sie sprawdzac skoro sa odstawiani przez cecherza BO TAK. Michal od poczatku nie dostal zadnej szansy wiec JAK mial sie sprawdzic. JAK ma sie sprawdzic Krzywy skoro tez jest odstawiony, nie jedzie na oboz a pragne przypomniec, ze to Krzywy nam strzelil decydujaca bramke kiedy juz wszyscy byli przekonani, ze mecz konczymy remisem. Juz nie wspomne o tym, ze ta bramke strzelil juz z bolem kolana. Takze panie Cecherz moze mniej prywaty… Czytaj więcej »

Smolny1910
7 lat temu

Napewno kontuzja mu nie pomogła, ale widzę ze jest wolny i wali babole. To nie umniejsza mu tego, ze jest Widzewiak ale są lepsi i tyle! Zamiast się pogodzić to jedzie na trenera… Koziołek tez jest Widzewiak z krwi i kości na Cecherza nie powie złego słowa bo gra ! Jakby on był lepszy tez by grał i wtedy na trenera nic by nie powiedział. Mozdzonek tez nie grał a ładnie odszedł bez pretensji co mu to da ?!

Nick1910
7 lat temu

W wywiadzie Czapla, ani razu nie nazwał „Pana” Cecherza trenerem, przypadek?:)
Dzięki za wszystko i powodzenia Michał dalej!

Smolny1910
7 lat temu

Mozdzonek umiał odejść z klasa i tez nie grał i to mi się tylko w Czapli nie podoba nie ujmując mu tego, ze jest Widzewiakiem. Ale znam tez innego mega Widzewiaka Koziołka i on złego słowa na trenera nie powie ale wywalczył miejsce w składzie i gra ! Jakby czapla wywalczył i by grał tez by nie gadał a takto ma pretensje do garbatego, ze ma dzieci proste MICHAŁ SZACUN ZA WSZYSTKO ALE TRZEBA UMIEĆ ODEJŚĆ Z KLASĄ!

Destro
7 lat temu

Smolny w sedno !

Zyczliwa
7 lat temu

Nick1910
To nie jest przypadek. ;)

7 lat temu

Oby nie Destro2 z widzewiak.pl ;)

Mario
7 lat temu

Pan Cecherz … i wszystko jasne.

hamax
7 lat temu

Michała znam już 25 lat i powiem Wam Panowie, że wielu Widzewiaków mogłoby się od Niego uczyć!

VIS
7 lat temu

Dzisiaj miła się wyjaśnić sytuacja z Krzywym i Gromkiem ; wie ktoś coś ?

Rademenes997
7 lat temu

Michal : wielki szacun ! Nawet jesli nie jestes wielkim graczem to mysle,ze na ten „poziom” rozgrywek moglbys sie jeszcze przydac. Cechy wolicjonalne robia roznice zwlaszcza w meczach z amatorami a tego zabraklo w poprzedniej rundzie. Cecherz to nawet… nie stal kolo TRENERA nie mowiac o wykonywaniu tego zawodu a zwlaszcza w takim klubie jak Widzew. Reasumujac : CZAPLA : dziekuje za wszystko , za to, ze byles w czwartej lidze , za serce i za derby na przystanku . Jak mowiles : widzimy sie na meczach .

Titanic
7 lat temu

Michał, mega szacun dla Ciebie. Wielka szkoda, ze nie dostałeś tej szansy nawet w tym ostatnim meczu o nic, powinieneś. Chociażby ze względu na to, ze Twoje serce jest w barwach czerwono-biało-czerwonych. Wszystkiego dobrego Ci życzę i dawaj jak najcześciej pojawiaj sie w młynie. Do zobaczenia!

CCO
7 lat temu

No niestety ale w szatni dobrze nie jest… nie było przynajmniej w rundzie poprzedniej i wiem to z „szatni” i z wiadomych względów nie powiem od kogo, mimo tego, że podziekowali już temu piłkarzowi. Cecherz to trener tylko z nazwy… mlodych pilkarzy poprostu gnoil i ponizal przy reszcze (zresztą tez juz sie ich pozbyl i jesli byli zbyt słabi to zrozumiem to takie zachowanie managera to jest coś niewyobrażalnego). Pan cecherz ma dużo szczęścia że dysponuje tak dobrą grupą pilkarzy jak na tą ligę i sami potrafią się zgrać bo on NICZEGO ich nie nauczyl (to są slowa z szatni).

17
0
Would love your thoughts, please comment.x