M. Czaplarski: „Za wszelką cenę chciałem zostać w Widzewie”

22 lutego 2016, 11:12 | Autor:

foto002

Pobyt na zgrupowaniu drużyny Widzewa jest doskonałą okazją do przepytania zawodników o aktualną formę, oczekiwania wobec obozu, czy zbliżającą się coraz większymi krokami rundę wiosenną. Na pierwszy ogień poszedł Michał Czaplarski, który dzięki temu mógł wyznaczyć kolejnego rozmówcę. Padło na Roberta Kowalczyka.

– Za Wami już półmetek przygotowań do rundy wiosennej. Jak go ocenisz?

– Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Wykorzystaliśmy ten dotychczasowy okres maksymalnie, bo trenowaliśmy codziennie, z wyjątkiem niedziel. Już samo to jest ewenementem, bo grając w innych klubach, np. w Omedze Kleszczów, mieliśmy co najmniej jeden dzień wolny w tygodniu na załatwienie swoich spraw. Tylko tam była taka sytuacja, że 3/4 zespołu pracowało, a w Widzewie jest na odwrót. Trener fajnie wszystko zaplanował. Były i treningi z piłkami i sporo pobiegaliśmy. Przede wszystkim każdy miał wykonane pomiary sport testerami. Dzięki temu mogliśmy zmierzyć swoje tętno maksymalne i później biegać w najodpowiedniejszym tempie.

– Czyli pełna profeska.

– Trener dokładnie wie, komu należy dołożyć obciążeń, bo jest niedotrenowany, a komu zluzować, żeby go nie zajechać. Wydaje mi się, że jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. I dalej tak będzie. To musi zaprocentować.

– Mieliście jednak moment, że nałożyło się w drużynie trochę kontuzji.

– Był taki mocniejszy okres, gdy weszły nam interwały i tego biegania było więcej. Może to wynikało właśnie z tego. Trzeba też pamiętać, że trenujemy na sztucznej, twardej nawierzchni. To plus natłok treningów spowodowały, że było trochę tych mikrourazów. To jednak na tym etapie normalne. Szkoda tylko „Fornala”. On od początku czuł to kolano, już od sparingu z TMRF-em. Nikt nie spodziewał się jednak, że to mogło być zerwanie więzadeł. Straszny pech, bo to już druga stracona runda po jesiennej kontuzji barku.

– Mówisz, że w Widzewie tylko nieliczni łączą granie w piłę z normalną pracą. Jak jest u Ciebie?

– Ja normalnie pracuję. Prowadzimy rodzinną firmę zajmującą się mechaniką samochodową, ale z ukierunkowaniem na turbosprężarki. Nie robimy kompletnych napraw aut, tylko skupiamy się właśnie na turbosprężarkach.

– Dla Ciebie istotny jest fakt, że przerwa trwa tak długo. Możesz spokojnie przywyknąć do gry na stoperze.

– Tak, ta przerwa jest zawsze długa, bo liga szybko się kończy i późno zaczyna runda wiosenna. Rzeczywiście, w pewnym momencie usiedliśmy z trenerem i ustaliliśmy, że nie będę już rzucany z pozycji na pozycję, tylko skupię się na grze na środku obrony. Mamy na tyle szeroką kadrę, że nie trzeba robić takiej przymusowej rotacji. To uczciwe podejście. Teraz wszystko zależy od mojej postawy. Muszę jak grać jak najlepiej, żeby wywalczyć miejsce w składzie. Czas pracuje na moją korzyść.

– Występowałeś na tej pozycji wcześniej? Jesienią byłeś raczej odpowiedzialny za kreowanie gry, a nie rozbijanie akcji rywali.

– Tak, grałem. Nawet jesienią w Widzewie mi się zdarzało. Chociażby w Nieborowie, gdzie trenerem był Vlado Bednar. W Kleszczowie też czasami występowałem na środku obrony. Bywało nawet tak, że grałem jako „dziewiątka”, ale stoper łapał czerwoną kartkę i byłem cofany ze środka ataku do defensywy.

– Istniało zagrożenie, że wiosną w ogóle nie będzie Cię w zespole. Jak to wtedy odebrałeś?

– Był taki okres, że Zarząd i sztab szkoleniowy chcieli mi podziękować. Po rozmowie dostałem jednak drugą szansę. Teraz muszę im się za to odwdzięczyć ciężką pracą.

– Podobno ująłeś ich tym, że nie szukałeś na siłę usprawiedliwień, tylko przyznałeś do słabszej postawy.

– Bo ja tego nie ukrywam. Czy to w rozmowach prywatnych czy z mediami, przyznawałem, że jesienią nawaliłem. Mogłem grać lepiej, więc nie dziwiło mnie to, że wahano się wobec mojej osoby. Poprosiłem o drugą szansę, bo wiedziałem, że warunki przygotowań będziemy mieli dużo lepsze i poprawię swoją grę.

– Gdyby jednak Cię odpalili, nie miałbyś problemów ze znalezieniem innego klubu?

– Żadnych. Telefony dzwoniły, ale ja za wszelką cenę chciałem zostać w Widzewie. Nie dawałoby mi spokoju to, że mógłbym odejść po tak słabej rundzie. Miałbym o to pretensje, ale do siebie. Chciałem mieć szansę na zmazanie tej plamy, nawet kosztem tego, że mógłbym wiosną w ogóle nie grać.

– Czwarte miejsce po pierwszej rundzie to wynik dużo poniżej oczekiwań. Gdzie według Ciebie należy szukać przyczyn takiego stanu rzeczy?

– Ciężko powiedzieć. Początek mieliśmy nawet udany, ale potem była zmiana trenera i zgubiliśmy kilka niepotrzebnych punktów. Bolała starta punktów w Rosanowie, z Jutrzenką czy blamaż z Mechanikiem na koniec rundy. Wtedy klamka zapadła, że muszą być zmiany kadrowe. Nie radziliśmy sobie w ataku pozycyjnym. Rywale to wiedzieli i cofali się na swoją połowę, czekając na kontry. Brakowało nam bardziej kreatywnych ludzi. Myślę, że teraz będzie inaczej.

– Drużyna diametralnie się zmieniła. Pojawiło się wiele nowych twarzy. Udało Wam się już scalić czy ten proces ciągle trwa?

– Wiadomo, na to potrzeba czasu. Jednak w każdej jednostce treningowej na koniec mamy czas na grę. Praktycznie codziennie mamy 20-30 minut na to. Na to, żeby nauczyć się wzajemnie rozumieć na boisku. Teraz wchodzimy w okres pracy nad taktyką i to jeszcze poprawi ten proces.

– Zgrupowanie tutaj, w Krośnie na pewno Wam w tym bardzo pomoże. Również jako grupa – było, nie było – nowych ludzi.

– Z pewnością pozwoli nam to scalić się również, jako grupa. Ale już teraz jest nieźle. Nie ma w drużynie żadnych indywidualistów, nie tworzą się żadne podziały, nie ma grupek. Atmosfera jest super. Oprócz tego każdy z nas zdaje sobie sprawę, gdzie jest i o co walczy.

– Stawiałeś sobie jakiś indywidualny cel przed wyjazdem na to zgrupowanie?

– Wiem, że to będzie dobry okres. W przeciągu paru dni rozegramy cztery sparingi i zaliczymy pięć jednostek treningowych. Normalnie w Łodzi zajęłoby nam to ze dwa-trzy tygodnie. Ja się cieszę, bo zaczyna się czas, który lubię. Będzie więcej piłek, więcej taktyki i elementów czysto piłkarskich. Najcięższy okres mamy już za sobą.

– Wczoraj w Mielcu odnieśliście dwie porażki. Szkoda szczególnie meczu z Garbarnią, w którym mieliście sporą przewagę.

– W obu meczach popełniliśmy za dużo błędów indywidualnych. Było za dużo strat. Mogło to wynikać z faktu, że ruszyliśmy w podróż o szóstej rano. W autobusie nie było szans nawet na to, żeby się jakoś wygodnie przespać. Stanęliśmy tylko na śniadanie i po chwili znowu w drogę. Przez to byliśmy na boisku bardzo ospali. Ale było też parę fajnych momentów. Staraliśmy się grać w piłkę i wychodziło. Ale to już niech trener sobie samemu oceni. W poniedziałek będziemy mieć analizę video obu gier i dowiemy się, co zrobiliśmy źle.

Rozmawiał Ryan