M. Chruścik: „Nie jestem zawodowym politykiem”

Kampania wyborcza wkroczyła w decydujący moment. Od wyborów dzieli nas już tylko pięć dni. Pora więc przedstawić dogłębnie kandydatów do rady miasta, wystawionych przez środowisko kibiców Widzewa. O mandat w drugiej kadencji walczy Marcin Chruścik.

– Ostatnie dni pewnie mocno intensywne?

– Nawet nie dni, a tygodnie. Rzeczywiście, kampania jest już na ostatniej prostej, więc czuć zmęczenie. Ale mam nadzieję, że ta praca nie pójdzie na marne.

– Przed czterema laty miałeś sporo szczęścia.

– To była taka droga z piekła do nieba (śmiech). Po ogłoszeniu oficjalnych wyników okazało się, że nie zdobyłem mandatu. Później pojawiła się furtka. Waldemar Buda wygrał w wyborach uzupełniających do sejmu i zwolnił swoje miejsce w radzie miasta kolejnej osobie na liście, czyli mnie. Tak znalazłem się w RM.

– Początki były trudne?

– Trochę tak. Trzeba było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Na szczęście bardzo pomógł mi Rafał Markwant, dla którego była to druga kadencja jako samorządowca. Dzięki niemu dość szybko poznałem tajniki bycia radnym i mogłem skupić się na tym, po co tam poszedłem.

– No właśnie. Wbrew pozorom, nie zajmowałeś się wyłącznie sprawami widzewskimi.

– Zostałem oddelegowany przez środowisko widzewskie po to, by pilnować interesów klubu. Ale to nie oznacza, że nie mogę wykonywać innych działań, wspierać różnych inicjatyw. Nieskromnie powiem, że byłem dość aktywnym radnym. Zasiadałem w Komisji Sportu, Komisji Gospodarki Mieszkaniowej czy Komisji Ochrony Środowiska. Sporo było takich codziennych, ludzkich problemów do rozwiązania. Działałem głównie dla dobra swoich wyborców, czyli Chojen czy Rudy.

– Najważniejszą intencją była jednak pomoc Widzewowi.

– Nie byłem i nie jestem zawodowym politykiem. Poszedłem do rady miasta po to, by przede wszystkim patrzeć na ręce władzy i pilnować, by Widzewowi nie działa się krzywda. Oczywiście mieliśmy z Rafałem bardzo ograniczone pole działania, bo jako radni będący w opozycji do rządzących brakowało nam dostępu do wielu spraw. Staraliśmy się jednak wiercić dziurę w brzuchu i działać, działać, działać.

– Składałeś liczne interpelacje, ale nie doprowadziło to nigdy do żadnego przełomu.

– Ciężko przełamać beton. W pewnych sprawach odbijałem się od ściany. Były sytuacje, że na odpowiedzi na interpelacje czekałem miesiącami. Gdy zadawałem niewygodne pytania, niemal w nieskończoność przekładano wydanie odpowiedzi. Zrobiłem, ile mogłem.

– Kibice Widzewa ufają ci na tyle, że znów znalazłeś się w gronie kandydatów.

– Zdaję sobie sprawę, że to wielka odpowiedzialność. Przez pierwszą kadencję dużo się nauczyłem i mam pomysł, jak dalej działać dla dobra klubu, a także dla mieszkańców Łodzi, głównie z mojego okręgu. Zwykli kibice, którzy nie obracają się w polityce, nie mają możliwości dostrzec, jak bardzo pomaga nam obecność widzewiaków w radzie miasta. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby ich zabrakło.

– Na Widzewie przyjęło się, że obecna władza nie bardzo działa w interesie klubu.

– Jest to tak bardzo widoczne i jaskrawe, że dziwię się, gdy ktoś próbuje temu zaprzeczać. Nie ma mowy o równym traktowaniu obu klubów piłkarskich w Łodzi. To boli nas najbardziej. Wsparcie miejskich spółek, dotacje, infrastruktura czy nawet tak drobne rzeczy, jak wyciszanie Widzewa w mediach społecznościowych, zarządzanych przez urzędników – to wszystko składa się na obraz faworyzowania naszych lokalnych sąsiadów. Wielokrotnie nasze środowisko podkreślało: nie chcemy, byście dali nam, a nie im. Chcemy byście dawali wszystkim po równo.

– Władza odpowiada, że to nieprawdziwe zarzuty. Miasto wybudowało przecież stadion i ośrodek treningowy.

– Słysząc to człowiek łapie się za głowę. Wystarczy przypomnieć sobie, jaką morderczą walkę trzeba było stoczyć, by powstał stadion. Chwilę przed ogłoszeniem planów o jego budowie pani prezydent zapraszała kibiców Widzewa na al. Unii. My naprawdę nie mamy kiepskiej pamięci. Do Łodzianki, którą wyszarpało nasze środowisko, nawet nie ma sensu się odnosić. Praktycznie co chwilę pojawia się jakiś problem: oświetlenie, boiska, zaplecze. To jeden wielki bubel, za który odpowiada ekipa rządząca!

– Jakie masz plany na kolejną kadencję?

– Przede wszystkim konsekwentnie walczyć z tą niesprawiedliwością w traktowaniu obu klubów. Idę ponownie do wyborów, by dbać o interes Widzewa. Na tyle, na ile będzie się dało. Poza tym mam szereg pomysłów, które zamierzam wdrożyć w swoim okręgu wyborczym. Tam problemów też jest zbyt dużo.

Rozmawiał Ryan