Ł. Kabaszyn: „Planuję zostać w Widzewie na dłużej”

6 stycznia 2016, 11:53 | Autor:

Łukasz_Kabaszyn

Nieco niespodziewane odejście Mateusza Oszuta ze sztabu szkoleniowego Widzewa mogło wydawać się na pierwszy rzut oka nieco kłopotliwe. Okazuje się jednak, że w klubie liczyli się z tym od pewnego czasu i szukali następcy. Wybór padł na 33-letniego Łukasza Kabaszyna. Nowy asystent Marcina Płuski, w rozmowie z WTM, opowiada nieco o sobie i planach związanych z pracą w Łodzi.

– Kiedy pojawiła się oferta z Widzewa? Wbrew pozorom wcale nie jest pan strażakiem, który gasi pożar po nagłym odejściu poprzedniego asystenta.

– Pierwszy kontakt w tej sprawie miałem jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Marcin zadzwonił wtedy, by złożyć świąteczne Życzenia i w luźnej rozmowie przedstawił temat współpracy. Później wszystko nabrało rozpędu. Po świętach osobiście skontaktował się ze mną Prezes Ferdzyn i oficjalnie zaproponował pracę w Widzewie. Szybko doszliśmy do porozumienia.

– Trener Marcin Płuska osobiście wskazał Pana na swojego nowego współpracownika.

– Tak. Znamy się, bo obaj pochodzimy z Opola. To nie jest duża miejscowość i wszyscy się ze wszystkimi znają. Zwłaszcza światek piłkarski jest mały. Byliśmy też wspólnie dwa lata temu na kursie trenerskim w Warszawie i te nasze relacje wówczas mocniej się zacieśniły.

– Niech się Pan nie obraża, ale Pańska postać jest dla kibiców totalnie anonimowa. Trzeba będzie swoją pracą przekonać ludzi do siebie.

– Zgadza się. Przyjechałem tutaj do roboty. Nie chcę też robić sobie jakiejś wielkiej reklamy, ale proszę mi wierzyć, gdyby zadzwonił Pan do włodarzy Chemika albo innych moich poprzednich pracodawców, to usłyszałby Pan, że jestem dobrym fachowcem. Nie chcę się jednak „napinać”. Dodam tylko, że im człowiek jest młodszy i mniej znany, tym więcej serca wkłada w swoją pracę, więcej daje od siebie klubowi. Z mojej strony mogę zapewnić, że ciężką pracą odwdzięczę się za dany mi kredyt zaufania.

– Proszę pokrótce opisać swoją dotychczasową karierę trenerską. W sieci nie ma zbyt wielu wzmianek o trenerach w niższych ligach na Opolszczyźnie.

– Pracę szkoleniową zaczynałem w Gogolinie, gdzie praktycznie z niczego zrobiliśmy awans do IV ligi. Z pewnych względów odszedłem jednak. Ostatnio pracowałem w zespole LZS-u z bardzo oryginalnej miejscowości – Kup (śmiech). Prezes mnie dobrze znał, zgodziłem się przejąć drużynę w rozsypce po spadku do A klasy. Udało się to poskładać i awansowaliśmy do okręgówki. W kolejnym sezonie zajęliśmy trzecie miejsce. Po tym sukcesie dałem się namówić na posadę w Oleśnie, ale za bardzo zaufałem pewnym osobom i źle na tym wyszedłem, bo szatnia po zwolnieniu mojego poprzednika była przeciwko mnie. Liczyłem, że może uda się po kilku kolejkach tą sytuację unormować, ale nie wyszło.

– Propozycja z Widzewa była dla Pana z pewnością sporą nobilitacją.

– Oczywiście! Podchodzę do tego z wielkim optymizmem. Nie chcę rzucać górnolotnych haseł, ale jestem przekonany, że ten awans będzie. Jestem w 100% pewien, że damy radę. Nie chcę mówić o dwóch awansach rok po roku, bo zobaczymy, jaka sytuacja będzie w następnym sezonie. Ale teraz nie wyobrażam sobie innej sytuacji.

– Wbrew opiniom, nie będzie Pan człowiekiem wyłącznie od przygotowania?

– Nie, nie. Będę typowym asystentem Marcina i miał takie same obowiązki, jak on. Można powiedzieć, że taką jego prawą ręką w zespole. Liczę, że stworzymy skuteczny duet trenerski w Widzewie.

– Prześledził Pan już zmiany, jakie zaszły w Widzewie zimą? Trochę ich było.

– Tak, oczywiście. Jestem w Łodzi już od niedzieli i wdrażam się w pracę w klubie. Roboty będziemy mieć dużo, gdyż chcemy to wszystko naprawdę solidnie poukładać. Wiem, jakich zawodników będziemy mieli do dyspozycji. Fakt, będzie sporo nowych twarzy. Potrzeba będzie więc trochę czasu, by wszystko właściwie funkcjonowało. Ale nie ukrywajmy – to ludzie, którzy potrafią grać w piłkę. Reszta to jest kwestia założeń taktycznych, przekazania tego zawodnikom podczas treningów i szlifowania w trakcie sparingów. Myślę, że już w tych pierwszych meczach będzie widać zalążki zmiany w grze.

– Dobrze, żeby tak było, bo po jesieni to zaufanie kibiców do sztabu szkoleniowego dalekie było od tego, czego życzyliby sobie trenerzy.

– Pewnie tak, ale trzeba pamiętać, jak ta drużyna powstawała. Trener Witold Obarek nie miał prostego zadania poskładać jej w szybkim tempie. Mało komfortowa była także sytuacja, z jaką zmierzył się Marcin po obejściu zespołu. Wejście do szatni w trakcie rundy zawsze jest trudne, bo trzeba pracować z ludźmi wybranymi i przygotowanymi do gry przez kogoś innego. Uważam, że i tak zrobił niezły wynik.

– Złapałem Pana w hotelu. Kiedy przeprowadzka „na swoje”?

– Na razie poznaję Łódź. Skupiam się na zielonych terenach, bo towarzyszyć mi będzie rodzina, więc fajnie, jakby w okolicy był jakiś park. Nie traktuję przenosin do Widzewa, jako sprawy tymczasowej. Zamierzam w nim zostać na dłużej. Natomiast poznawanie miasta zacząłem od jego kibicowskiej mapy. Wiem już, że należy postawić kreskę na jej środku i wszystko co po jej prawej stronie, to swoi (śmiech).

Rozmawiał Ryan

Foto: facebook.com