Kolejna zmarnowana szansa

Nastroje kibiców Widzewa Łódź nie będą w ten weekend zbyt dobre. Byłoby inaczej, gdyby tylko piłkarze z al. Piłsudskiego wygrali z Puszczą Niepołomice i przynajmniej do niedzieli zajęli miejsce w strefie barażowej. Niestety, sztuka ta po raz drugi z rzędu im się nie udała. Margines błędu jest więc coraz mniejszy.

W Sosnowcu podopieczni Enkeleida Dobiego rozegrali prawdopodobnie najsłabsze spotkanie w tym sezonie. Wszyscy liczyli na to, że w Wielką Sobotę czerwono-biało-czerwoni wrócą do Łodzi z tarczą, a przede wszystkim jako drużyna zajmująca lokatę w szóstce. Zamiast tego, było rozgoryczenie oraz dużo cierpkich słów. „W pracy trenerskiej zawsze trzeba liczyć się z tym, że przyjdzie jeden mecz, który kompletnie nie wyjdzie i taki miał miejsce w sobotę. (…) Historię zostawiamy za sobą. Ta historia uczy natomiast, żeby nie powtarzać błędów” – uspokajał trener. Reakcja na tamtą wpadkę miała przyjść wczoraj po południu.

I trudno zarzucić widzewiakom, że nie chcieli odkupić win, bo od strony wolicjonalnej wszystko było raczej na swoim miejscu. Tym razem zawiodły głównie aspekty sportowe. Przede wszystkim, gra gospodarzy była zdecydowanie za wolna. Gdy tylko zawodnicy z al. Piłsudskiego przyspieszali, od razu byli w stanie stworzyć zagrożenie pod bramką przeciwników. Niestety, takie momenty w trakcie piątkowego meczu można było policzyć na palcach maksymalnie dwóch rąk, a to wyraźnie za mało. Statyczna postawa w starciu z tak dobrze zorganizowaną drużyną jak Puszcza nie miała prawa przynieść efektu. Niepołomiczanie przyjechali do „Serca Łodzi” po jeden punkt i go zdobyli. Tak naprawdę, mogli zdobyć nawet trzy, ale skórę swoim kolegom w końcówce uratował Jakub Wrąbel.

Tak czy inaczej, choć ekipa Tomasza Tułacza to naprawdę dobry zespół, remis z nim trzeba traktować w kategoriach porażki. Zwłaszcza na własnym stadionie, gdzie gospodarze ostatnio, nie licząc pojedynku z Radomiakiem Radom w osłabieniu, wygrywali spotkanie za spotkaniem. Rozczarowanym trzeba być również dlatego, że piłkarze Widzewa drugi raz z rzędu nie wykorzystali nadarzającej się okazji i nie przesunęli się do strefy barażowej. Nawet gdyby mieli to zrobić wyłącznie na dwa dni (Arka Gdynia gra dopiero w niedzielę), to i tak wywarliby dużą presję na uciekającą przed nimi czołówkę. A presja bardzo często plącze nogi.

Dużą przesadą byłoby oczywiście stwierdzenie, że łodzianie nie mają już szans na awans, ale z każdym takim występem je sobie na własne życzenie zmniejszają. Trzeba przecież pamiętać, że podopieczni trenera Dobiego mieli ostatnio naprawdę łatwy terminarz, a w najbliższych tygodniach rywale będą w zdecydowanej większości dużo trudniejsi. Jeżeli czerwono-biało-czerwoni będą chcieli zaistnieć w walce o czołowe lokaty, to z Górnikiem Łęczna czy Miedzią Legnica będą musieli punktować tak samo, jak ze Stomilem Olsztyn czy GKS Jastrzębie, bo margines błędu ograniczony został do minimum. Wierzymy, że ich na to stać, jednak w końcu muszą to udowodnić. Pierwsza okazja już za tydzień, w starciu z niepokonaną do tej pory Sandecją Nowy Sącz. Może takie zwycięstwo byłoby najlepszym impulsem?