Kabaszyn i Płuska: „Chcemy mieć w sobie widzewskie DNA”
1 marca 2016, 19:49 | Autor: RyanDo rozpoczęcia rundy wiosennej pozostało już coraz mniej czasu. Widzewiacy wybiegną na ligowe boiska 20 marca. Wcześniej sumiennie trenowali pod okiem Marcina Płuski i Łukasza Kabaszyna. Nad czym pracowali, jak mają grać i w jakim składzie? M.in. o tym WTM porozmawiał z trenerskim duetem. Zapraszamy!
– Za Wami już większa część przygotowań do rundy wiosennej. Przybliżcie, jak zaczynał się ten okres.
Marcin Płuska: Piłkarze, którzy zostali w zespole, a także ci, którzy byli pewni, że zagrają wiosną w Widzewie, dostali na przerwę zimową indywidualne rozpiski. Chodziło to, żeby zacząć pracę w styczniu już z trochę wyższego pułapu. Na starcie przygotowań przeprowadziliśmy standardowe badania: analiza składu ciała, testy szybkościowe, wytrzymałościowe czy ciężaru maksymalnego.
Łukasz Kabaszyn: Podzieliliśmy te przygotowania na kilka etapów.
– Założenia były takie, żeby najpierw robić siłę i wytrzymałość, a potem zająć się aspektami piłkarskimi?
M.P.: Tak. Pierwszy cel, jaki sobie postawiliśmy, to było przygotowanie zawodników pod względem fizycznym. Wiadomo, że liga jest bardzo długa i zespół, który chce awansować, musi być odpowiednio do tego przygotowany fizycznie. Dlatego włożyliśmy tyle pracy w siłę i wytrzymałość. Efekty tego już widać, bo piłkarze czują się nieźle. Cały czas schodzimy z obciążeń, więc będzie im jeszcze łatwiej. Zima jest bardzo ważnym okresem, jeśli chodzi o przygotowania. Chcemy grać w lidze na dużej intensywności, narzucać rywalom wysokie tempo i dominować. Żeby tak grać, musimy mieć siłę oraz odpowiednie umiejętności piłkarskie. Teraz będziemy pracowali właśnie nad nimi, m.in. nad taktyką.
Ł.K.: Pierwsze efekty są już widoczne. W meczach na Podkarpaciu drużyna potrafiła narzucić swój styl gry rywalom, którzy występują na wyższych poziomach rozgrywkowych. Po powrocie z obozu zmienimy nieco mikrocykl treningowy. Będziemy mieli już tylko cztery jednostki treningowe w tygodniu plus mecz sparingowy. Czyli razem pięć, a nie jak sześć do tej pory. Dojdzie więc nam jeden dzień wolny. Będziemy pracować nad mocą oraz szybkością.
M.P.: I do znudzenia będziemy ćwiczyć założenia wynikające z taktyki, jaką nakreśliliśmy. Mamy swoją filozofię gry i chcemy, żeby to było takie nasze widzewskie DNA.
– Mówiliście, że pierwsze dwa sparingi były przez Was traktowane na zasadzie rozszerzonej jednostki treningowej.
M.P.: Wyniki sparingów nigdy nie były dla mnie najważniejsze. Liczy się to, czy drużyna realizuje założenia. Wiadomo, że chcielibyśmy wygrywać każdy sparing, bo to też buduje atmosferę. Dobieraliśmy jednak przeciwników z wyższych lig po to, żeby zobaczyć, jak nasi zawodnicy radzą sobie w konfrontacji z nimi. Kto jak gra pod presją. Nie ma się co oszukiwać. Zespołów, z jakimi mierzyliśmy się zimą, w naszej lidze nie ma. Pozwala nam to określić, na kogo możemy liczyć. Mierząc się z rywalami słabszymi od siebie, wygrywając z nimi różnicą kilku bramek, żyje się niczym w bańce. Myśli się, że jest się super, a potem przychodzą mecze ligowe, dochodzi presja z tym związana, bo każdy chce awansu i wtedy pojawiają się błędy.
– Im silniejszy rywal, tym te błędy są bardziej widoczne.
Ł.K.: Dokładnie. Dodatkowo chcieliśmy pokazać zawodnikom, że ich praca przynosi efekty. Mieli zobaczyć, że ich starania idą w dobrym kierunku. I zobaczyli.
– Wyniki spotkań z Lechią i Pelikanem to efekt kryzysu fizycznego?
M.P.: To po części efekt właśnie tego, że w tamtym okresie czasu bardzo mocno trenowaliśmy. Tydzień poprzedzający mecz z Lechią był bardzo ciężki. Zawodnicy wykonali tytaniczną pracę i to odbiło się na ich dyspozycji. Jeżeli piłkarz jest zmęczony i nogi odmawiają mu posłuszeństwa, to trudno o podejmowanie właściwych wyborów, a piłka się nie słucha. Po tych pierwszych czterech meczach ktoś mógłby nam zarzucić, że zawodnicy mają problemy techniczne, ale to wynikało po prostu z pracy nad innymi aspektami.
– W meczu z Kutnem, czyli rywalem niżej notowanym, zespół prezentował się dużo lepiej. Tak powinno być też w lidze.
M.P.: Patrząc na wszystkie nasze dotychczasowe mecze, to cały czas zespół biega jeszcze w jednostajnym tempie. Bardzo słabo biegaliśmy w spotkaniu z Lechią. Z Kutnem, które przywołujesz, też nie było dobrze, ale ponieważ przeciwnik był tej, a nie innej klasy, to zdominowaliśmy go. Na pewno będziemy jeszcze w lidze biegać dwa razy szybciej i będziemy dwa razy mocniejsi.
– I nad tym będzie pracować w następnych tygodniach?
M.P.: Popracujemy nad mocą i dynamiką, więc znów będzie dużo pracy. Na obozie piłkarze mieli trochę poluzowane, bo skupiliśmy się na taktyce. Jak widziałeś, staraliśmy się w meczach sparingowych wykonywać to, co ćwiczyliśmy na treningach. M.in. wprowadzenie piłki przez bok. Ale intensywność też była duża. Każdy na pewno odczuł ten obóz. Dzień wyglądał tak samo: śniadanie, trening, obiad, trening, odprawa. To było męczące i fizycznie, i psychicznie.
– Taktyka była głównym założeniem na ten obóz?
M.P.: Tak i uważam, że dobrze wykonaliśmy tą pracę. Widać było w meczach, że zawodnicy zaczynają już automatycznie rozwiązywać akcje w taki sposób, w jaki chcemy, żeby rozwiązywali. Po to ćwiczyliśmy to dwa razy dziennie. Drugim aspektem tego wyjazdu była strona integracyjna. W drużynie są ludzie z różnych części Polski, to całkowicie nowa grupa ludzi. Chcieliśmy, żeby zaczęli oni tworzyć zespół, kolektyw. Mamy bardzo dobrych piłkarzy, a zespołu jeszcze nie mieliśmy. To zgrupowanie utwierdziło nas w tym, że zawodnicy dobrze rozumieją się poza boiskiem co przekłada się potem na boisko.
Ł.K.: Normalnie nie ma na to czasu. Co z tego, że spotykaliśmy się pięć razy dziennie, jak trwało to tylko półtorej godziny? Nie było czasu na przyjaźnie, tylko praca i do domu. Gdy zaczynaliśmy przygotowania na SMS, mieliśmy dwie osobne, małe szatnie. Postanowiliśmy zmienić również to, zrobić jedną wspólną szatnię, żeby drużyna cały czas była razem.
– Udało Wam się zrealizować to, co chcieliście wypracować na obozie?
Ł.K.: Pracowaliśmy formacjami. Dzieliliśmy piłkarzy na tych, którzy będą mieć więcej zadań ofensywnych i na tych defensywnych. Jedna grupa pracowała na jednym treningu ze mną, a druga z Marcinem. Potem na odwrót. Dzięki temu jakość tych zajęć była wyższa. Zawodnicy wiedzą, czego od nich oczekujemy, jak mają się zachować formacje w danych sytuacjach boiskowych. Kiedy skrócić, kiedy się przesunąć lub kiedy i w które miejsce podać, żeby otworzyć sobie drogę do bramki.
M.P.: Będziemy to teraz łączyć w jeden organizm. Defensywa i ofensywa pracowały nad tymi schematami oddzielnie, ale przed nimi jeszcze praca nad połączeniem obu tych elementów. Wykonaliśmy dobrą robotę. Każdy zawodnik wyniósł coś dla siebie.
– Kto zrobił największy postęp?
Ł.K.: Nie będziemy nikogo wyróżniać indywidualnie. W naszych oczach zyskał cały zespół. Nie chcemy rzucać nazwisk, bo ktoś przeczyta wywiad, nie znajdzie w nim siebie i pomyśli, że źle go oceniamy. Jesteśmy drużyną. Wygrywamy i przegrywamy razem. Każdy jest tak samo ważny.
– Na ile macie już w głowie kształt jedenastki na pierwszy mecz ligowy? Na ilu pozycjach są jeszcze znaki zapytania?
M.P.: Na wielu pozycjach mamy po dwóch różnorzędnych zawodników, o podobnych umiejętnościach. Wiele będzie więc zależało od dyspozycji w danym mikrocyklu czy nawet dniu. Nikt nie może czuć się pewnym miejsca w jedenastce, ani osiemnastce. Oni to wiedzą, na treningach idą na każdą piłkę. Wszyscy chcą grać, realizować cel, jaki przed nami postawiono, czyli awans do III ligi.
Ł.K.: Wybór będzie zależny też od tego, z jakim przeciwnikiem będziemy grać. Mamy teraz możliwości ku temu, by podpatrywać rywali. Swoje mecze będziemy grać w niedziele, więc w sobotę możemy obejrzeć następnego przeciwnika i potem dopasować nasz skład czy taktykę pod niego.
– Na obozie było 26 piłkarzy. Wszyscy nie będą mogli co tydzień regularnie grać.
M.P.: W kadrze meczowej może być ich tylko osiemnastu, więc na pewno ktoś, kto przegra rywalizację, nie zagra. Mamy w zespole m.in. Adriana Kralkowskiego i Marcina Pieńkowskiego, którzy mogą zejść do drużyny juniorów. Na razie są oni jednak pełnoprawnymi piłkarzami pierwszego zespołu. Wykonują ciężką pracę, by nadal się w nim znajdować. Jeżeli będzie realna szansa na grę dla nich, to nawet te 15-20 minut w IV lidze będzie dla ich rozwoju lepsze, niż 90 minut w juniorach. Musimy też jednak pamiętać o ambitnych planach awansu do Centralnej Ligi Juniorów. Widzew ma nie tylko grać jak najwyżej w seniorskiej piłce, ale też musimy wymagać, by zespoły młodzieżowe rywalizowały w jak najsilniejszej lidze, np. w CLJ, i tam biły się o najwyższe cele. Jesteśmy marką i tak musi być.
Ł.K.: Awans do CLJ spowoduje też, że łatwiej będzie nam sprowadzić do klubu utalentowanych graczy z całej Polski. To będzie olbrzymi magnes dla młodych piłkarzy. Każdy te rozgrywki obserwuje. Są one doskonałą możliwością przebicia się potem do piłki seniorskiej.
– Jak wygląda sprawa z Kamilem Wielgusem, który jesienią był podstawowym zawodnikiem? Co z resztą wyróżniających się juniorów?
Ł.K.: Na pozycji Kamila Wielgusa jest bardzo duża konkurencja. W środku pola mamy Przemka Rodaka, Prince’a Okachiego, Damiana Kozieła czy Daniela Bończaka. Uznaliśmy, że na razie lepiej dla Kamila będzie, jak docelowo znajdzie się w drugim zespole. Ale nie rezygnujemy z niego. Kamil dwa-trzy razy w tygodniu trenuje z nami. Monitorujemy jego rozwój, jak i pozostałych, o których pytasz. Widzieliśmy ich ostatnio w meczu z Nieborowem. Gdy tylko czas nam pozwala, śledzimy też treningi i mecze juniorów. Dla nich to również bodziec do dalszej pracy, gdy widzą trenera pierwszej drużyny na ich zajęciach czy spotkaniach.
– Jeżeli chodzi o bramkarzy, to koncepcja się nie zmienia?
Ł.K.: Nie, nie zmienia się. Michał Sokołowicz będzie zawsze w osiemnastce meczowej, natomiast jeden z bramkarzy, który przegra rywalizację w danym tygodniu, zagra w juniorach. Dzięki temu będziemy mieć dwóch golkiperów w rytmie meczowym, cały czas ogranych.
– Możecie w kilku zdaniach scharakteryzować filozofię gry, jaką prezentować ma zespół w lidze?
M.P.: Wyróżniać będzie nas na pewno bardzo duża sportowa agresja i spora ruchliwość. To było widać już w sparingu z Karpatami, gdzie walczyliśmy o każdą piłkę. To jest coś, czego my-trenerzy i kibice chodzący na mecze będą oczekiwać. Powoli wchodzi nam to już w krew. Chcemy grać w piłkę i tworzyć jak najwięcej sytuacji bramkowych. To jest liga bardzo fizyczna, w której dominuje siła, ale futbol zawsze się obroni. Jeśli mamy zespół dobrze przygotowany fizycznie, a do tego na wysokim poziomie piłkarskim, to to musi zaprocentować. Będziemy dzięki temu dominować nad rywalami – tego chcemy. Mamy kilka pomysłów na grę. Jedne już są widoczne, na inne przyjdzie czas.
ŁK.: Krótko mówiąc: będziemy chcieli szybko odebrać piłkę i stwarzać sobie mnóstwo sytuacji strzeleckich. Czy będziemy grać skrzydłami czy środkiem, nie ma znaczenia. Akcje będziemy konstruować w tym sektorze boiska, w którym będziemy mieć akurat przewagę w danym momencie meczu.
– Częstym zarzutem ze strony kibiców jest granie z dwoma defensywnymi pomocnikami i jednym napastnikiem. Podczas gdy będziemy musieli atakować w każdym meczu.
M.P.: Czym innym jest ustawienie bazowe, a czym innym realia boiskowe. W naszym ustawieniu bazowym może być jeden napastnik, ale w zależności od sytuacji na murawie mamy ich dwóch czy nawet trzech. To samo tyczy się defensywnych pomocników. W momencie, gdy mamy piłkę, jeden z nich cofa się do rozegrania do linii obrony, a boczni defensorzy idą mocno do przodu, wymuszając taki sam ruch na skrzydłowych. I nagle robi nam się ustawienie 3-4-3. Nie uważam, że gramy defensywnie. Sam mogłeś to zobaczyć przez ostatnie dni. Gramy bardzo odważnie, ze środkowymi obrońcami ustawionymi blisko koła środkowego. I to w meczach z teoretycznie silniejszymi rywalami.
– A co z grą z jednym napastnikiem? Jeśli tak będzie, to wybór padnie albo na Michała Bondarę albo na Roberta Kowalczyka.
M.P.: Jest możliwość, żeby obaj grali razem w jednej linii, czy też jeden pod drugim. Nie wykluczamy tego i po powrocie z obozu zagrali razem w pewnym wymiarze czasowym. Ustawialiśmy ich w parze na treningach i ich współpraca wyglądała dobrze. Jest to jedna z opcji.
Ł.K.: Przyjdą mecze, że będziemy próbowali grać z dwoma napastnikami. Oni mogą się wzajemnie uzupełniać. Bondara jest innym typem zawodnika, niż Kowalczyk. Ma zastawę, jest wysoki. Z kolei „Kowal” wychodzi do prostopadłych piłek. Ich rola na boisku jest inna.
– Zadowoleni jesteście z gry Michała Czaplarskiego na nowej pozycji?
M.P.: Jeśli chodzi o Michała, to ja darzę go dużym szacunkiem ze względu na jego postawę w trakcie rozmów po rundzie jesiennej. Wziął odpowiedzialność na siebie. Przychodząc tutaj miał być liderem zespołu, jednak masa problemów kadrowych nie pozwoliła mu ustabilizować formy. Grał tam, gdzie była potrzeba i różnie się z tych zadań wywiązywał. Nie każdy potrafi przyznać się do błędów. Michał mocno pracował na obozie i jest olbrzymi progres w jego zachowaniu w trakcie meczu. Może być silnym punktem drużyny. O ile będzie grał, bo ma konkurencję. Wspólnie ustaliliśmy, że środek obrony będzie dla niego najlepszą pozycją. Tam może wykorzystać niektóre swoje atuty. Zna też swoje mankamenty, nad którymi musi pracować. Wszystko zależy od niego. Ja jestem zbudowany jego postawą.
– Klamka już zapadła, jeżeli chodzi o ustawienie Przemka Rodaka? To będzie nasza „szóstka”?
M.P.: Nie rozumiem tego zdziwienia, bo on przez większość czasu w Pogoni Siedlce występował właśnie na pozycji defensywnego pomocnika. Może grać również na środku obrony, ale na pozycji numer sześć wykorzystywane są wszystkie jego walory. Przemek wykonuje tam kawał dobrej roboty. Wiadomo, że rola defensywnego pomocnika jest często umniejszana i niedoceniana. Nie ma tam miejsca na efektowne zagrania, tylko trzeba cały czas wykonywać tą brudną robotę.
Ł.K.: Rodak jest jednym z naszych najważniejszych i najbardziej rutynowanych zawodników. Mieć właśnie na tej pozycji doświadczonego zawodnika jest sprawą kluczową. Przemek ma wiele atutów do gry na „szóstce”: wygrywa główki, umie uspokoić grę i zmienić tempo prowadzenia akcji.
– Kiedy planujecie przejście ze sztucznej nawierzchni na naturalną płytę?
Ł.K.: Im szybciej, tym lepiej. Na naturalnej murawie mięśnie pracują zupełnie inaczej. Zanim chłopaki znów przywykną do normalnej trawy, też będzie musiał upłynąć pewien okres czasu. Chcemy zminimalizować pojawienie się urazów z tym związanych, dlatego to przejście będzie ostrożne. Nie możemy wejść na trawę po dwóch miesiącach grania na sztucznym boisku i od razu intensywnie pracować. Będziemy nalegać, żeby dwa ostatnie sparingi zagrać na naturalnej płycie i na takiej trenować. Pogoda sprzyja temu i spokojnie można wejść na tradycyjne boisko. Nasi rywale z IV ligi będą mieli na początku małą przewagę, bo oni nie mogli pozwolić sobie na codzienne trenowanie na sztucznej murawie. Pracowali na naturalnej i dla nich adaptacja do warunków ligowych będzie łatwiejsza.
– Udało się znaleźć w Łodzi już jakieś trawiaste boisko?
Ł.K.: W Łodzi jest z tym bardzo duży kłopot. Na dzień dzisiejszy nie mamy żadnego oświetlonego boiska naturalnego w całym mieście. To rzadko spotykana sytuacja. A tak, jak mówię: dobrze zabezpieczone na zimę, zapiaskowane boisko w tych warunkach atmosferycznych spokojnie nadawałoby się do treningu. Kluby jakoś sobie pewnie radziły, montowały jakieś amatorskie oświetlenie i trenowały. My będziemy musieli się napocić w znalezieniu takiego placu do zajęć.
– Można spodziewać się organizowania jakichś dodatkowych sparingów?
Ł.K.: Uważam, że nie byłoby to głupie. W ostatnich dwóch tygodniach chcielibyśmy stawiać na tych piłkarzy, którzy na tą chwilę są najbliższej meczowej osiemnastki. Oni grali najpierw 45 minut, teraz 60 minut, ale raz-dwa razy przed ligą muszą zagrać też po 90 minut. Dlatego dobrze byłoby mieć też możliwość ogrania pozostałych i dania im szansy pokazania się w dłuższym wymiarze czasowym. W przyszłym sezonie musimy mieć drużynę rezerw. W III lidze nie może być inaczej. Wtedy będzie możliwość ogrywania tych zawodników, którzy nie zagrają w lidze, ale ze względu na wiek nie mogą już zejść do juniorów.
– Nad czym będziecie pracowali w ostatnich tygodniach przygotowań? Coś Was niepokoi?
Ł.K.: Popracujemy na pewno nad skutecznością. Musimy podnieść jakość finalizacji akcji, bo widać po sparingach, że sytuacji mamy dużo, ale wykorzystujemy tylko cześć z nich. Będziemy ćwiczyć ten element, zarówno po dolnym rozegraniu akcji, jak i wykończenie po dośrodkowaniu z bocznych sektorów boiska. Bardzo duży nacisk będziemy kładli też na stałe fragmenty gry.
– W ofensywie?
Ł.K.: Głównie w ofensywie. One będą dla nas kluczowe. Zakładając, że zespoły będą się przed nami przede wszystkim broniły, może być to nasza kolejna broń. Mając dobrze opanowane stałe fragmenty będziemy w stanie przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść, gdyby utrzymywał się wynik bezbramkowy.
M.P.: Pytałeś mnie w grudniu, jakie założenia mieliśmy pod koniec rundy jesiennej. Mówiłem ci wtedy, że opieraliśmy atak głównie na stałych fragmentach gry. Widzieliśmy, że nie radzimy sobie w ataku pozycyjnym, bo brakowało do tego odpowiednich wykonawców, więc stawialiśmy na coś innego. Teraz mamy dużo bardziej kreatywny zespół, więc możemy szukać na boisku różnych rozwiązań, ale chcemy mieć też takiego asa w rękawie, w postaci stałych fragmentów.
– Trzeba umieć dobrze dośrodkować.
Ł.K.: I mamy takich ludzi: Adriana Budkę czy Mariusza Zawodzińskiego. Spróbujemy też z Bartkiem Gromkiem, który jest lewonożny i może posłać piłkę dochodzącą. Będziemy mieć kilka wariantów rozegrania rzutu wolnego czy rożnego, by przeciwnik nigdy nie wiedział do końca, czego może się spodziewać.
– Czyli podsumowując, ostatni okres przygotowań, to praca nad mocą i szybkością, trochę stałych fragmentów oraz poprawa skuteczności?
M.P.: W skrócie tak. Zrobimy też jeszcze jakieś pomiary, żeby zobaczyć, w jakim stopniu nasza praca dała oczekiwane efekty. Wszystko i tak zweryfikuje boisko. Liga już tuż-tuż. Liczymy na wsparcie ze strony kibiców. Chcemy, żeby byli zawsze z nami. Drużyna zrobi wszystko, żeby zadowolić ich swoją grą, ale na pewno będzie potrzebowała dopingu. Dodatkowy, dwunasty zawodnik przyda się zwłaszcza wtedy, gdy będziemy mieć trudniejsze momenty w rundzie. Bo takie na pewno też przyjdą.
Ł.K.: Piłkarze zostawią dla Widzewa zdrowie na boisku. Byłoby dobrze, żeby od początku trybuny szły z nimi ramię w ramię. Razem na pewno uda się każdą przeszkodę pokonać.
Rozmawiał Ryan