K. Kiereś: „Do każdego meczu podchodzimy zadaniowo”
23 kwietnia 2021, 13:34 | Autor: RedakcjaJuż dziś piłkarze Widzewa Łódź powalczą o punkty z dobrze sobie znanym rywalem, a mianowicie Górnikiem Łęczna, z którym ostatnio nie przegrywają. Jak zaznacza jednak sternik rywali, ten sezon przyniósł wiele niespodzianek i przełamań. Co jeszcze w rozmowie z WTM powiedział Kamil Kiereś?
– Jakie nastroje panują w drużynie? Co by nie mówić, jesteście w małym dołku.
– Staramy się odpowiednio zarządzać energią i emocjami. Sezon jest długi i trudny. Drużyny, które występują w tej lidze powodują, że te rozgrywki są prestiżowe. Jako beniaminek jesteśmy wysoko, ale trzeba pamiętać, że te wygrane nie przychodziły nam łatwo. Wiemy, że mogą być różne momenty w trakcie sezonu i nie zawsze się wygrywa, zwłaszcza że na wszystko nie ma się wpływu. W ostatnim czasie mieliśmy też trochę problemów kadrowych. Odpadł nam na początku rundy Karol Struski, czyli kluczowy młodzieżowiec. Rozwiązujemy na bieżąco kłopoty, bo liczyliśmy się z tym, że takowe mogą się pojawiać. Ścieżka punktowania może nie jest teraz najlepsza, ale po dwóch porażkach zdobyliśmy pięć punktów w trzech meczach i straciliśmy tylko jedną bramkę. Tak więc zespół zareagował poprawnie.
– Czy spodziewaliście się, że po dwudziestu pięciu kolejkach będziecie wiceliderami? Nie nazwałbym tego sensacją, ale niespodzianką jak najbardziej.
– Po wygranych drugoligowych rozgrywkach tego czasu było mało. W klubie nie nakładano konkretnych celów, chcieliśmy zobaczyć. gdzie będzie nasze miejsce po paru kolejkach. Okazało się, że mieliśmy świetną jesień, zresztą początek wiosny też. Pamiętam taką znamienną sytuację, gdy w jednym z wywiadów zostałem zapytany o to, czy trzecie miejsce po jedenastu kolejkach nie jest dla nas już swoistym sufitem. Odpowiedziałem, że skoro po jedenastu kolejkach jesteśmy na trzecim miejscu, to czemu teraz mielibyśmy się cofnąć? Idziemy do przodu i po dwudziestu pięciu kolejkach jesteśmy na drugim miejscu. Oczywiście mamy ostatnio swoje problemy, jednak trudna wiosna dotyka wiele klubów w różnym stopniu. Latem określiliśmy ten sezon jako górę, na którą będziemy się jak najwyżej wspinać, ale dopiero na finiszu okaże się, czy byliśmy w stanie wejść na sam szczyt. W piłkarskim życiu nic nie jest zagwarantowane, ale wszystko jest możliwe.
– Co jest kluczem do waszego sukcesu, bo jednak tak trzeba ocenić drugie miejsce w hierarchii ligowej? Stabilizacja? Budujecie zespół od dłuższego czasu, a w okienkach transferowych raczej uzupełniacie kadrę?
– W ciągu miesiąca zamkniemy dwa lata naszej wspólnej pracy. Podłożem do tego jest moja współpraca z dyrektorem sportowym Nikitoviciem, zarządem klubu oraz sztabem szkoleniowym. W budowaniu drużyny wspólnie z dyrektorem podejmujemy decyzje i odpowiadamy za odcinek personalny w doborze kadry zawodniczej. Mamy wspólną myśl w budowaniu tego zespołu, który został najbardziej przebudowany w momencie, kiedy się spotkaliśmy. Kolejne okienka to dwa czy trzy transfery. Ciężko jest funkcjonować na stuprocentowej skuteczności, ale myślę, że 80-90% transferów można zaliczyć do udanych. Pytał pan, co jest kluczem do sukcesu. Myślę, że wiele drużyn, które w tabeli są za nami ma porównywalną kadrę zawodniczą bądź często lepszą. My do każdego meczu podchodzimy zadaniowo i udaje się nam te zadania wykonywać, co ma swoje przełożenie na tabelę. To drugie miejsce nie powoduje, że czujemy się lepsi od innych czy chodzimy głową w chmurach. Skupiamy się na pracy, na zadaniach w każdym meczu. To przynosi efekty.
– Czy trener jest zwolennikiem teorii, że w piłce są przeciwnicy, z którymi gra się łatwiej i „leżą” danej drużynie?
– Jak się prześledzi swoje lata pracy, to można odnieść wrażenie, że jest coś na rzeczy. W Ekstraklasie nigdy nie przegrałem na boisku Legii i można powiedzieć, że ich stadion mi leży. Obecny pierwszoligowy sezon postawił na mojej drodze wiele przeszkód, które w poprzednich latach były nie zdobycia, ale już teraz mogę śmiało stwierdzić, że w pięciu przypadkach nastąpiło przełamanie na korzyść moją oraz mojej drużyny. Statystyki statystykami, moim zdaniem to i tak kwestia dyspozycji dnia.
– Nie bez kozery zadałem to pytanie. Dla trenera będzie to siódmy mecz przeciwko Widzewowi – żadnego z tych spotkań nie udało się wygrać.
– To prawda. Widzew jest takim przeciwnikiem, z którym nie udało mi się jeszcze wygrać. Mierzyłem się z nim na wielu szczeblach, od drugiej ligi po Ekstraklasę. Niemniej jednak były takie momenty, że końcowy sukces był na wyciągnięcie ręki. Nawet ostatni mecz w Łodzi, który zakończył się remisem 2:2, a prowadziliśmy już 2:0. Pewne wydarzenia w końcówce spowodowały, że nie udało się odnieść zwycięstwa. W piątek będzie okazja by przełamać tę niekorzystną statystykę.
– A który mecz z Widzewem utkwił trenerowi najbardziej w pamięci?
– Chyba najmocniej mi utkwiło w pamięci spotkanie z 2012 roku. Wiadomo, że jako dzieciak mieszkający w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego interesowałem się meczami Widzewa. W głowie się miało ten dawny, wielki Widzew z Włodzimierzem Smolarkiem, Zbigniewem Bońkiem czy Józefem Młynarczykiem. Czemu o nim mówię? Bo gdy zmarł Włodzimierz Smolarek, to my graliśmy z GKS Bełchatów na Widzewie. Minuta ciszy i cała otoczka sprawiła, że tamto starcie utkwiło mi w pamięci. Nabrało innego wymiaru.
– Dość często można spotkać się z opinią, że obecny Widzew jest gorszy od tego, który rok temu wywalczył awans. Jak widzi to trener?
– Nie chciałbym zajmować takiego stanowiska, bo nie jestem w Widzewie i nie analizowałem go tak dogłębnie. Cała otoczka wokół klubu czy oczekiwania są inne niż w większości pierwszoligowych drużyn. Widzew nie ma na razie zespołu, który odpowiadałby historii klubu, ale zapewne ma to iść właśnie w tę stronę.
– A taki szum medialny wokół klubu jest pomocny? Motywuje? Czy wiąże nogi?
– Gdy obejmowałem w 2015 roku GKS Tychy, to na nowy stadion przychodziło po piętnaście tysięcy kibiców. Jako trener zakładałem, że musimy sobie z tym poradzić. Czym wyższy poziom, tym większe jest zainteresowanie. W Tychach sprostaliśmy wyzwaniu i awansowaliśmy do pierwszej ligi. Nie ma co też zastanawiać się, czy szum medialny pomaga, czy nie, jest to nieodłączny element piłki. Trzeba umieć z nim żyć i sobie z tym radzić.
– W Widzewie ponownie doszło do zmiany trenera. Czy to miało wpływ na waszą analizę przeciwnika?
– Skupiliśmy się na szerszym ujęciu rywala. Widzew miał dobry początek wiosny, bowiem w siedmiu meczach zdobył piętnaście punktów. Oczywiście dwa spotkania były odrabiane z jesieni, więc nie jest to skala punktowania porównywalna do innych drużyn. Myślę, że znamiennym momentem dla Widzewa była kontuzja Przemka Kity. Wydaję mi się, że jak w drugiej lidze ten zawodnik był kontuzjowany, to zespół też sporo na tym tracił. Moim zdaniem to zawodnik bardzo istotny dla profilu gry tego zespołu. Teraz Widzew ma lekką zadyszkę. W dodatku zmiana trenera wiąże się ze zmianą ustawienia, przez co trudno jest nam się odnosić do tego. Bardziej patrzymy na Widzew z perspektywy, że przyjeżdżamy do drużyny, która nie przegrała u siebie od jedenastu spotkań i nie traci za dużo bramek.
– A kogo trener upatruje jako najgroźniejszego rywala w walce o awans?
– Nie wskażę jednej drużyny. W bardzo wysokiej formie jest teraz Radomiak, chociaż ostatnio przegrał w Tychach. W tym sezonie już wiele zespołów miało wysoką formę, chociażby Arka, Termalica czy ŁKS. Nikt nie potrafił utrzymać tej dobrej ścieżki punktowania na bardzo długim odcinku. Myślę, że cała prawda ukryta nie jest w przeszłości, a w teraźniejszości, która będzie miała wpływ na przyszłość. Faworytami do awansu są wszystkie ekipy z pierwszych sześciu miejsc, ale i zespoły spoza strefy barażowej myślą o tym, aby w tej strefie się znaleźć. Mam tu na myśli Widzew, Odrę czy też Puszczę. Grą w barażach jest realnie zainteresowanych z dziesięć klubów, a do końca jest dziewięć spotkań, więc można jeszcze sporo punktów zdobyć.
Rozmawiał Dawid
Nasi też dostają zadania do zrobienia ale nie potrafią odpowiedzi przenieść hehe
W pełni się zgadzam z tą wypowiedzią – Przemek jest naszym jokerem, którego nikt z drużyny nie jest obecnie w stanie zastąpić. Było widać, że łatwo stracone gole z sosnowcem czy z sandecją odbijają się na braku chęci do gry zespołu. Tej ekipie brakuje adrenaliny i testosteronu (nie mówiąc o tlenie po 20 minutach gry). Wyjdźcie dziś wkur…ni i pokażcie, że można!
Przemek to Nasz talizman a Możdzeń jako jeden z najlepiej zarabiających i jako pewnego rodzaju autorytet to Nasz antytalizman, nawet to że gra w środku pola to powoduje to, że jego energia promieniuje na całą drużynę, a że jest leniwy z kukurykiem na głowie na domiar złego to gramy padakę, duża, bardzo duża jego w tym „zasługa”, przecież drużyna wie ile on zarabia i widzą jak gra. To nie ma prawa dobrze wpływać na Naszą postawę na boisku. Ale pójdzie taki do wywiadu i się wymądrza, a ja bym wolał żeby gadał głupoty a grał jak najlepsza wersja siebie.
Siadaj na dupie Kiereś!