K. Bartos: „Spełniłem swoje małe marzenie”

6 stycznia 2016, 17:55 | Autor:

Kamil_Bartos

Po rundzie jesiennej Widzew zdecydował się zakończyć współpracę  z wieloma zawodnikami. Zostali tylko ci, którzy zdaniem sztabu szkoleniowego nie zawiedli i dobrze rokują na przyszłość. Jednym z takich piłkarzy jest Kamil Bartos. Porozmawialiśmy z 26-letnim graczem o tym jak trafił do Łodzi, jak ocenia minioną rundę czy planach na przyszłość.

 – Jak spędziłeś święta oraz Sylwestra?

– Odkąd pamiętam, święta spędzałem poza Łodzią. Teraz również tak było. Od kilkunastu lat wyjeżdżam do babci, jednej i drugiej. Siedzi nas przy stole około 20 osób, także jest to okres świątecznej, rodzinnej atmosfery. Bardzo lubię ten czas. Sylwestra również staram się spędzić w dobrym towarzystwie, z najbliższymi znajomymi, z którymi kontakt utrzymuję od kilkunastu lat. W myśl zasady – nie ważne gdzie, ważne z kim. W tym roku odbyło się to na sali również poza Łodzią.

  – Jak oceniasz miniony rok w Twoim wykonaniu? Jesteś z niego zadowolony, z tego jak prezentowałeś się na boisku?

– Sportowo był to skok o jedna ligę, bo wcześniej występowałem w PTC Pabianice, które gra w lidze okręgowej. Łączyłem pracę zawodową, treningi z młodzieżą oraz treningi w Pabianicach. Wiedziałem, że przychodząc do Widzewa, na początku będę odstawał pod względem fizycznym od innych zawodników. Trenowałem w tamtym czasie 1-2 razy w tygodniu i grałem mecze mistrzowskie. Z drugiej strony wiedziałem, że mam za sobą kilka sezonów spędzonych na boiskach II i III ligi, ale z różnych powodów zrezygnowałem, wiec w IV lidze powinienem dać sobie radę. Widziałem, że potrzebuję czasu i treningu. Podjąłem decyzję, że spróbuje. Zawiesiłem pracę z młodzieżą i występy w PTC na rzecz Widzewa. Czy jestem zadowolony? Na pewno cieszę się z tego, że udało mi się załapać do kadry na ten sezon, potem regularnie występować w pierwszej jedenastce i w końcu cieszyć się z bramki – takie małe marzenie. To największe, czyli bramka w ekstraklasie oczywiście w barwach Widzewa, jest już raczej nierealna. Dlatego po dobrze przepracowanej zimie uważam, że jeżeli zdrowie dopisze, w rundzie wiosennej na pewno dam więcej drużynie.

 – Wyjaśnij pokrótce, jak to się stało, że latem dołączyłeś do odradzającego się Widzewa?

– Interesowałem się tym co dzieje się z Widzewem, bo jestem jego kibicem. Po informacji, że będzie występował w IV lidze pomyślałem, że super będzie spróbować. Pewności siebie dodała mi informacja, że trenerem zostanie Witold Obarek, którego znałem z czasów występów w Sokole Aleksandrów. On był trenerem,  ja przychodziłem do klubu jako junior, wiedział na co mnie stać, także wziąłem komórkę i zadzwoniłem. Po telefonie trener stwierdził, że jeżeli się nie boję, to zaprasza, bo Widzew to potężna firma. Jak widać nie bałem się. Cieszę się, że dał mi wtedy szansę. Chyba go nie zawiodłem.

– Co Twoim zdaniem mogło być główną przyczyną średniej postawy Widzewa w rundzie jesiennej? Złe przygotowanie fizyczne, brak odpowiednich warunków do treningów, czy może coś innego?

– Gorsze występy, to składowa kilku czynników. Uważam, że zawodników przychodzących z różnych lig, z różnych klubów, na różnym etapie przygotowania fizycznego, bardzo ciężko przygotować trenerowi w jeden miesiąc do ligi. Każdy jest na innym pułapie. Zawodnicy nie mieli czasu poznać swoich zachowań na boisku np. jeden lubi dostać piłkę do nogi, drugi na wolne pole. Z racji tego, że klub powstawał w ekspresowym tempie przygotowywaliśmy się w trudnych warunkach, w takich, jakie klub był w stanie w tamtym czasie zorganizować. To również miało swój wpływ. Myślano, że zawodnicy grający na poziomie III ligi – plus ci z przeszłością w Ekstraklasie, jak Prince, Adrian Budka i później Kamil Zieliński – „przejadą” się po IV lidze bez wspólnego zgrania, treningu. Okazało się to błędem. Mimo tych średnich wyników, atmosfera drużyny była bardzo dobra. Starsi zawodnicy potrafili – mimo ciężkich chwil – to poukładać. Teraz jest więcej czasu, warunki do treningu będziemy mieli na pewno dużo lepsze, więc o przygotowanie i zgranie się nie martwię. Odrobienie punktów do Paradyża i awans na pewno są realne!

– Zaczynałeś grę w Widzewie za trenera Obarka, później przyszedł trener Płuska. Potrafiłbyś porównać obu tych szkoleniowców? Co ich łączy, a co dzieli?

– Na pewno jest to różna szkoła trenerska. Każdy ma inny sposób prowadzenia drużyny. Trener Obarek był charyzmatyczną osobą, ze swoim sposobem bycia. Własnym zachowaniem potrafił wydobyć dodatkowe cechy wolicjonalne. Trener Płuska razem z trenerem Mateuszem Oszustem w sposób bardzo profesjonalny podchodzą do każdych zajęć. Wszyscy wiedzą, co będą robić na treningu, za co są odpowiedzialni w czasie meczu pod względem taktycznym i za co będą rozliczani. To co robimy na treningach, mamy przełożyć na mecz. Trenerów rozliczają wyniki. Na pewno cechuje ich duża odwaga, w przypadku trenera Obarka za podjęcie decyzji budowy drużyny w tak krótkim czasie. Z kolei trenerów Płuski i Oszusta za to, że mimo młodego wieku, nie obawiali się oczekiwań, presji wyniku i w trakcie rundy pewni swojego warsztatu zdecydowali się przejąć drużynę.

 – Jesteś jednym z tych zawodników, którzy nie zostali „odpaleni” przez sztab szkoleniowy. Rozmawiałeś na temat swojej przyszłości i Twojej roli w drużynie z trenerem Płuską?

– Rozmawiałem i chyba każdy taką rozmowę odbył. Trener powiedział, że jest zadowolony z mojej postawy i zostaję w drużynie na następną rundę. Jest wiele do poprawy, ale jest na to czas w czasie przerwy. To była na szczęście krótka rozmowa. Ucieszyłem się.

 – Zimą dojdzie do niemałej rewolucji personalnej w klubie. Jak to odbierasz? Nie obawiasz się rywalizacji z nowymi piłkarzami i tego, że możesz stracić miejsce w podstawowej jedenastce?

– Za wyniki odpowiedzialny jest trener, więc to on decyduje o personaliach. Na pewno bardzo mi szkoda chłopaków, których nie będzie w Widzewie wiosną. Większość poznałem podczas okresu przygotowawczego, niektórych polubiłem i na pewno będę utrzymywał z nimi dalej kontakt. Zdrowa rywalizacja nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a podnosi tylko wartość drużyny. Mamy wspólny cel – awans!

 – Po rundzie jesiennej strata do liderującego KS-u Paradyż wynosi 9 punktów. Przy dobrej i skutecznej grze jest to do nadrobienia. Co Twoim zdaniem może być kluczowe, by osiągnąć awans?

– Na pewno musimy patrzeć na siebie i skupiać się na każdym kolejnym meczu. Szeroka kadra również będzie dużym atutem, bo przyjdzie okres kiedy będziemy grac sobota – środa – sobota, dojdą kartki, kontuzje. To jest wtedy bardzo ważne.

 –  Od początku sezonu gracie przy wparciu licznej grupy kibiców Widzewa. Jakie masz w związku z tym odczucia? Pytam, bo są piłkarze, którym doping pomaga, a są także tacy, których to deprymuje.

– Z pewnością jest to niezapomniane uczucie grać dla takich kibiców. Ja osobiście wychodząc na mecz staram się skupiać tylko na tym co dzieje się na boisku. Nasza słabsza gra powodowała mniejszą frekwencję z biegiem rundy, ale mam nadzieję, że powstanie dodatkowa trybuna na SMS-ie, a nasza postawa sprawi, że zapełni się każde miejsce.

 – Na zakończenie. Czego byś sobie życzył w nowym roku?

– Najważniejsze jest zdrowie, więc tego przede wszystkim. Poza tym, żebyśmy za rok o tej porze mieli możliwość również się spotkać i porozmawiać (śmiech).

Rozmawiał Adrian